poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Relacja z identyfikacji szczątków prezydenta Kaczyńskiego

Relacja Bielana i Brudzyńskiego z pobytu na lotnisku w Smoleńsku w nocy 10 kwietnia 2010, 12 godzin po katastrofie:

Późnym popołudniem z Okęcia wyczarterowany samolot Sky Taxi z Jarosławem Kaczyńskim, Joachimem Brudzińskim, Adamem Bielanem, Małgorzatą Gosiewską i Maksem Kraczkowskim wystartował na miejsce katastrofy. Na miejsce dojechali autokarem ok. godz. 21. Musieli zidentyfikować ciała swoich przyjaciół, współpracowników. Musieli wreszcie zidentyfikować ciało prezydenta znajdujące się w namiocie ze zwłokami.

- Zobaczyliśmy wiszący gdzieś na gałęzi żakiet Grażyny Gęsickiej. Ten z czarnymi guzikami. Płakaliśmy...

- Leżały trzy ciała: pana prezydenta Kaczyńskiego, pana prezydenta Kaczorowskiego i wicemarszałka Senatu Krzysztofa Putry. Ciało prezydenta było rozczłonkowane. Noga i ręka były oderwane od korpusu. Nie chcę o tym mówić...

Ciała Marii Kaczyńskiej nie udało się jeszcze zidentyfikować.

- Jak prezes Kaczyński zobaczył ciało swojego brata, miał moment kryzysu... Ale zniósł całą sytuację bardzo mężnie. Co chwila dzwonił do córki prezydenta Marty Kaczyńskiej, opowiadał o tym, co widzi...

- Prezes bardzo dzielnie się trzymał. W moim odczuciu występował jako ojciec rodziny. Rodziny, której członkowie ponieśli tam śmierć.

- W zasadzie nie wiem czy to był prokurator, czy lekarz medycyny sądowej, który dał, podał premierowi Kaczyńskiemu do podpisania protokół po identyfikacji zwłok, ten człowiek był niesamowicie blady, temu dojrzałemu na pewno doświadczonemu mężczyźnie trzęsły się ręce, trzęsła się ta kartka papieru, którą podał panu premierowi. I ten człowiek uścisnął rękę premierowi, był niezwykle poruszony, niezwykle wzruszony - relacjonował Brudziński w Radiu ZET.

Nocne wstępne badanie ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego wykazało, że bezpośrednią przyczyną jego śmierci były obrażenia wewnętrzne. Powstały one na skutek uderzenia samolotu o ziemię.

Wstrząśnięci byli też oficerowie Biura Ochrony Rządu. - Jak pokazywali nam ciało prezydenta, płakali.
Do Warszawy wrócili ok. 5 rano w niedzielę 11 kwietnia. Jarosław Kaczyński chciał być rano w szpitalu, u boku chorej matki, której nie powiedziano jeszcze o tragedii.

Jarosław Kaczyński jechał do Smoleńska z własną delegacją. - Gdy Tusk i Putin skontaktowali się z nim i powiedzieli mu, że bez niego nie pójdą na miejsce katastrofy, że poczekają na niego - był wtedy pół godziny jazdy od Smoleńska - ten odpowiedział, że chce tam pójść bez nich, z duchownym, który jedzie razem z nim - relacjonuje dziennikarz Kolesnikow. Dalej zauważa, że "oczywiście miał do tego prawo".

To, co miał do nich za życia brata, nie odeszło po jego śmierci. Nie chciał spotkać się ani z jednym, ani z drugim. Chciał spotkać się z bratem" - pisze Kolesnikow.

za Super Expressem z 12 kwietnia 2010

Brak komentarzy: