wtorek, 9 lipca 2013

Artur Hajzer ofiarą G1? (9.VII.2013)

Dwóch polskich himalaistów Artur Hajzer i Marcin Kaczkan uległo wypadkowi na Gaszerbrumie I. Kaczkan jest cały, Hajzer od niedzieli nie daje znaku życia. 

Zaczynał w Tatrach

Artur Hajzer swoją górską karierę rozpoczął w Tatrach. Latem przeszedł m.in. drogi na pn-wsch. ścianie Kazalnicy. Później zabrał się za Alpy, gdzie trudnymi drogami zdobywał Mont Blanc.W Himalajach wspinanie rozpoczął w 1982 roku od zdobycia Gaurishanka-Go (6126 m.n.p.m.). Rok później wszedł na najwyższy szczyt Hindukuszu -Tirich Mir (7706 m.n.p.m). Młody Hajzer zaczął jeździć na ośmiotysięczniki. Partnera znalazł m.in. w Jerzym Kukuczce, z którym dokonał I zimowego wejścia na Annapurnę (3.02.1987 r.). To był sukces szczególny, bo na górze Polacy działali tylko 16 dni. Tak szybkie tempo możliwe było jedynie dzięki aklimatyzacji wyniesionej przez Kukuczkę i Hajzera z wcześniejszej wyprawy na Manaslu.Hajzer świetnie radził sobie również na innych ośmiotysięcznikach. Wszedł nowymi drogami na Manaslu (8156 m., 1986 r), Sziszapangmę (8027 m.n.p.m, 1987) i Dhaulagiri (8167 m.n.p.m, 2008).W 1989 roku Hajzer zorganizował akcję ratunkową na przełęczy Lho La. Uratował wtedy życie Andrzejowi Marciniakowi. Na Lho La rozegrała się jedna z największych tragedii w historii polskiego himalaizmu, ale akcja ratunkowa Hajzera była jedną z najbardziej heroicznych jakie świat widział.Co się stało na Lho La?24 maja, ok. 20 wieczorem Chrobak z Marciniakiem stanęli na Evereście. Do obozu V wrócili ok. 3.30 nad ranem. Następnie zeszli do obozu I na Lho La. Tam spotkali się z czwórką kolegów Mirosławem Dąsalem, Mirosławem Gardzielewskim, Andrzejem Heinrichem i Wacławem Otrębą, którzy ubezpieczali ich wejście. Był to pierwszy dzień załamaniapogody. W góry dotarł monsun. Po dniu czekania Polacy zrozumieli, że mimo złej pogody trzeba uciekać z pułapki na plateau pod Lho La. Droga odwrotu wiodła najpierw do góry kuluarem na grań Khumbutse. Pod poręczówki dotarli w południe. Wspinaczka w głębokim śniegu na przełęcz szła wolno. 50 metrów od przełęczy lawina zmiotła całą szóstka. Zjechali ze śniegiem kilkaset metrów.Poturbowany Marciniak ocknął się na lawinisku. Słyszał jęki. Z piątki kolegów żyło dwóch. Niestety Heinrich umarł podczas prób wykopania z lawiniska, a Chrobak po nocy.Na szczęście Marciniak odnalazł radiotelefon. Połączył się z bazą i poinformował kolegów o wypadku.Pierwszą noc, jeszcze czuwając nad umierającym Chrobakiem, Marciniak spędził zasypywany kolejnymi lawinkami. Przetrwał, bo spod śniegu wydobył kilka niezbędnych do biwaku rzeczy: porwaną karimatę, folię NRC, śpiwór.Chrobak zmarł przed świtem. Marciniak zostawił ciała kolegów i cudem odnajdując trasery, po godzinach przedzierania się przez śnieg i mijania lodowcowych szczelin odnalazł namiot. Do namiotu dotarł w ostatniej chwili - działanie na lawinisku przez cały dzień bez okularów spowodowało, ze dopadła go śnieżna ślepota. Do dławiącego oddech bólu połamanych żeber, do smaku krwi po wybiciu kilku zębów, do otarć i siniaków doszło najgorsze - ślepota. Z opuchniętymi oczami wczołgał się do namiotu. Zagarnął wszystko, co wymacał w namiocie. I trwał. Koledzy przezradio zapewniali, że organizują pomoc.Tymczasem próby wyjścia z bazy do obozu pierwszego kończyły się w zwałach śniegu. Wracały kolejne zespoły. Droga z Base Campu na przełęcz była niedostępna, śnieg, wiatr.Nadzieja w Hajzerze, który przebywał wtedy w Nepali. Polak postawił na nogi całe Kathmandu i kogo się dało w kraju. Nie było łatwo. Rok 1989, międzynarodowe połączenie telefoniczne z krajem nie było tak proste i tanie jak dziś. Co gorsza w MSZ nie można było znaleźć wsparcia. Komunistyczni urzędnicy walczyli o życie, szykując się do zmian po wyborach.W pomoc angażowali się ambasadorowie USA, Włoch, Indii, Rosji, Reinhold Messner oraz Elizabeth Hawley - wieloletnia korespondentka Reutera (dziś nadal aktywna mimo 89 lat), szara eminencja wspinaczkowego świata. Do dziś pozostaje najwyższą instancją odwoławczą w sporach himalaistów o to kto, czy i kiedy zdobył jakiś szczyt. Ma najbardziej kompletny wykaz wejść na ośmio i siedmiotysięczniki nepalskie.Na próżno. Bezradny Hajzer szukał wsparcia wszędzie i gdy wydawało się, że przegra z losem, pomoc przyszła ze strony chińskiej. Dzięki kontaktom Amerykanów Chińczycy zgodzili się na wjazd i dostarczyli samochód na granicę. Droga od strony chińskiej bazy everstowskiej była jedyna realną.Z 29 na 30 maja ruszyła z Kathmandu ciężarówka. Na pace siedzieli Artur Hajzer, sławni Nowozelandczycy Robert Hall i Gary Ball oraz Shiva Prasad Katel i Ang Zambu Sherpa. Po 55 godzinach jazdy i marszu dotarli na Lho La.Przyszli w chwili, gdy Marciniak mozolnie zakładał buty i poranionymi palcami starał się zamocować raki.Nie jadł i nie pił od dwóch dni, by nie umrzeć w namiocie postanowił działać, chciał dać sobie szansę. Zaczynał widzieć światło więc z opakowań po lekarstwach zrobił okulary szczelinowe, które ograniczały dopływ światła do źrenic.Co prawda przez cichnące radio słyszał, że podobno niezmordowany Hajzer przedziera się do niego od strony chińskiej. Ale nie wierzył. Takie bajki słyszał od czterech dni.W chwili gdy wstał z kolan usłyszał:- To ja, Artur, przyszliśmy po Ciebie. Jesteś uratowany.W Kathmandu już o własnych siłach wyszedł z ciężarówki.Wypadek na Gaszerbrum I. "To najłatwiejsze i najszybsze wejście. Niebezpieczeństwo niesie człowiek"

©2013®

Brak komentarzy: