piątek, 29 sierpnia 2014

Legia: "Because football doesn't matter. Money does"


Świnia pod krawatem trzymająca kartkę "6<1" na tle logo Europejskiej Federacji Piłkarskiej i transparent z napisem
"Because football doesn't matter. Money does" 
stanowiły główny element oprawy kibiców Legii w meczu z FK Aktobe.

Warszawscy fani w ten sposób nawiązali do decyzji UEFA, która ukarała mistrzów Polski walkowerem za rewanżowe spotkanie trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów przeciwko szkockiemu Celticowi.Oprawa zaprezentowana została na początku meczu z FK Aktobe w ramach czwartej rundy eliminacji Ligi Europy, a całość udekorowana została różnokolorowymi balonami i pokazem pirotechnicznym. Słowo "money" znajdujące się na transparencie zostało umalowane w biało-zielono barwy nawiązujące do tych, w których występują aktualni mistrzowie Szkocji.
©2014®

czwartek, 28 sierpnia 2014

Mało znany fakt


Jan Paweł 2 oraz długoletni szef Kongregacji Nauki Wiary, kard. Ratzinger wymagali bezwzględnego respektowania postanowień tajnego do niedawna dokumentu watykańskiego - Instructio de modo procedendi in causis sollicitationis, znanego również pod nazwą Crimen sollicitationis. Dokument autorstwa sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, kard. Alfreda Ottavianiego podpisany w 1962 roku przez papieża Jana XXIII, zakazuje ujawniania przypadków pedofilii pod groźbą klątwy dla ujawniających i nakazującą skłanianie ofiar do milczenia, też pod groźbą klątwy. W myśl dokumentu należy niezwłocznie otoczyć opieką księdza, oskarżonego o seksualne wykorzystywanie małoletniego i przenieść go do innej parafii. Skandal seksualny musi być opanowany i pójść w zapomnienie. Dokument zakazuje współpracy w tych sprawach z władzami śledczymi i nakazuje niszczenie dowodów przestępstw. Osoby, które doprowadziły do ujawnienia skandalu powinny być zneutralizowane i ukarane. Skutkiem tego, często zaszczuta rodzina ofiary musi opuścić miejscowość, w której mieszka, albowiem za sprawą agitacji z ambony, jest ona przedmiotem ostracyzmu ze strony wspólnoty lokalnej.
©2014®

Ustawa dla Trynkiewicza generalnie jest konstytucyjna

Niektóre z zapisów ustawy o nadzorze nad groźnymi zabójcami są niejasne i wieloznaczne, a przez to powinny być uznane za niekonstytucyjne - wskazał prokurator generalny Andrzej Seremet w stanowisku przekazanym do Trybunału Konstytucyjnego.

Jednocześnie PG ocenił m.in., że przepisy ustawy nie łamią zasady podwójnego karania za ten sam czyn. Jak zaznaczył, głównym celem ustawy jest bowiem objęcie terapią osób stwarzających zagrożenia dla życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób.Obszerne, liczące ponad 170 stron, stanowisko PG zostało sformułowane w związku ze - skierowanymi do TK i odnoszącymi się do tej ustawy - wnioskami prezydenta Bronisława Komorowskiego i Rzecznik Praw Obywatelskich Ireny Lipowicz oraz pytaniem prawnym Sądu Okręgowego w Lublinie.

TK połączył te trzy wystąpienia do wspólnego rozpoznania.

Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób weszła w życie 22 stycznia. Umożliwia ona na mocy decyzji sądu cywilnego zastosowanie wobec takiej osoby, już po odbyciu przez nią kary więzienia, nadzoru prewencyjnego lub leczenia w ośrodku zamkniętym utworzonym w Gostyninie.

Zgodnie z ustawą sąd orzeka o zastosowaniu nadzoru, jeżeli charakter stwierdzonych zaburzeń psychicznych wskazuje, że zachodzi "wysokie prawdopodobieństwo" popełnienia przestępstwa. Jeśli zaś istnieje "bardzo wysokie prawdopodobieństwo" popełnienia przestępstwa sąd decyduje o umieszczeniu takiej osoby w ośrodku.

Zdaniem prokuratora generalnego "brak legalnej definicji wysokiego i bardzo wysokiego prawdopodobieństwa umożliwia dowolną ich interpretację przez sądy". "Tym samym istnieje realne niebezpieczeństwo, że sądy, orzekając na podstawie ustawy przejmą kompetencje ustawodawcy i zamiast stosować prawo, w każdej indywidualnej sprawie będą to prawo tworzyć" - zaznaczono w stanowisku PG.

- Gdyby nawet, posiłkując się interpretacją zaczerpniętą z prawa karnego, przyjąć, że wysokie prawdopodobieństwo to takie prawdopodobieństwo, które graniczy z pewnością, to nie wiadomo, jakie prawdopodobieństwo należałoby uznawać za bardzo wysokie - ocenił prokurator generalny. Dlatego, jak zaznaczył, "wydaje się, że wątpliwości te mogą zostać usunięte tylko przez sformułowanie legalnej definicji obu tych pojęć".

W ocenie PG niezgodny z konstytucją jest też inny z zapisów ustawy, który odnosi się do nadzoru prewencyjnego i zasad stosowania przez policję kontroli operacyjnej w ramach tego nadzoru. Chodzi m.in. o możliwość zastosowania kontroli operacyjnej do weryfikacji informacji udzielanych przez osobę nadzorowaną o miejscu jej aktualnego pobytu, zatrudnienia i terminach wyjazdów.

- Weryfikacja tego rodzaju informacji może nastąpić poprzez zastosowanie środków ingerujących w o wiele mniejszym zakresie w prawa i wolności konstytucyjne jednostki niż czyni to kontrola operacyjna. Środkiem takim może być choćby przeprowadzenie stosownego wywiadu środowiskowego" - zauważył prokurator generalny.Jednocześnie większość z zaskarżonych szczegółowych zapisów ustawy uznał za niesprzeczne z ustawą zasadniczą. Ocenił m.in., że przepisy o nadzorze nad niebezpiecznymi przestępcami nie łamią zasady podwójnego karania za ten sam czyn. Jak zaznaczył głównym celem ustawy jest bowiem objęcie terapią osób stwarzających zagrożenia dla życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób."Celem umieszczenia osoby stwarzającej zagrożenie w ośrodku, albo zastosowania wobec takiej osoby nadzoru prewencyjnego, jest więc przede wszystkim przeprowadzenie w interesie tej osoby, dla jej dobra, odpowiedniej terapii" - głosi stanowisko PG. Jak więc wskazał prokurator generalny, nadzór, bądź umieszczenie w ośrodku, nie mogą być uznawane za represyjne, bo ich celem "nie jest odpłata za czyn podlegający ukaraniu".

W kontekście tej ustawy wymieniany najczęściej jest przypadek pedofila Mariusza T., skazanego w 1989 r. za zabójstwo czterech chłopców. Jego kara zakończyła się 11 lutego. W kwietniu Sąd Apelacyjny w Rzeszowie utrzymał postanowienie sądu I instancji uznające, że T. jest osobą zagrażającą innym i nakazał jego izolację w ośrodku w Gostyninie. W końcu lipca pełnomocnik  T. złożył skargę kasacyjną na tę decyzję sądu apelacyjnego.

Prezydent Bronisław Komorowski podpisał w grudniu zeszłego roku ustawę, ale - zgodnie z zapowiedzią - w marcu skierował do TK wniosek o zbadanie zgodności z ustawa zasadniczą niektórych jej artykułów. Dotyczą one m.in. możliwości orzeczenia przez sąd izolacji w zamkniętym ośrodku oraz powoływania biegłych i znaczenia ich opinii w postępowaniu przed sądem.Z kolei RPO w swym wniosku z maja tego roku zarzuciła ustawie m.in. niedookreśloność zapisów oraz to, że nie realizuje deklarowanego celu. Jej zdaniem przepisy naruszyły m.in. zasady demokratycznego państwa prawnego poprzez nieproporcjonalnie głębokie wkroczenie w prawa i wolności obywatelskie, a także naruszenie zasady zaufania do państwa i jego prawa oraz zasady poprawnej legislacji.

©2014®

abp Józef Wesołowski odwołał się od wyroku w sprawie o pedofilię

25 sierpnia

O wymierzeniu tej kary Watykan poinformował 27 czerwca, a abp Wesołowski miał dwa miesiące na złożenie apelacji od wyroku kongregacji.Watykański rzecznik ksiądz Federico Lombardi pytany przez dziennikarzy wyjaśnił, że apelacja została złożona "ostatnio". Dalsze postępowanie w Kongregacji Nauki Wiary ma rozpocząć się w najbliższych tygodniach - dodał rzecznik.

Jako termin podaje się wstępnie październik.Papież Franciszek śledzi sprawę oskarżonego o pedofilię byłego nuncjusza i chce, aby do tej "poważnej i delikatnej kwestii podejść z należytą i konieczną surowością" - oświadczył Lombardi. Podkreślił, że abp Wesołowski nie pełni już funkcji dyplomatycznych i stracił związany z tym immunitet. Papież odwołał go z misji na Dominikanie w trybie pilnym w sierpniu 2013 roku, gdy tylko został poinformowany o zarzutach czynów pedofilii.

Ponadto rzecznik przypomniał, że już w czerwcu, gdy informowano o karze pierwszej instancji, wyjaśniono, że gdy tylko się ona uprawomocni, rozpocznie się proces karny arcybiskupa Wesołowskiego przed trybunałem Państwa Watykańskiego.

Wydalenie ze stanu kapłańskiego to najwyższa kara kanoniczna. W procesie karnym przed watykańskim trybunałem może zapaść wyrok więzienia.

Zarazem Watykan nie wykluczył po raz pierwszy, że abp Wesołowski mógłby być sądzony również gdzie indziej.

- Należy zauważyć, że skończywszy pełnienie funkcji dyplomatycznych i w związku z utratą przysługującego mu z tej racji immunitetu może on być poddany postępowaniom sądowym ze strony innych wymiarów sprawiedliwości, które mają do tego prawo - zastrzegł ks. Lombardi. Gotowość osądzenia byłego nuncjusza wyraziła Dominikana. Zapytania prawne dotyczące tej sprawy kierowała do Watykanu także polska prokuratura.

Nie wiadomo, gdzie przebywa obecnie były nuncjusz. W czerwcu ksiądz Lombardi zapewniał, że swoboda poruszania się byłego dyplomaty zostanie w pewnym stopniu ograniczona. Nie odpowiedział jednak wtedy, na czym ograniczenie ma to polegać.W ostatnich miesiącach abp Wesołowski przebywał w domu dla duchowieństwa w centrum Rzymu. Nieoficjalnie wiadomo, że już tam go nie ma.

Rzecznik Watykanu zwrócił uwagę na to, że instytucje Stolicy Apostolskiej "bezzwłocznie i poprawnie" podeszły do statusu, z jakiego korzystał arcybiskup. Dodał, że taka była postawa Watykanu zarówno w związku z jego wezwaniem do Rzymu, jak i w potraktowaniu tego przypadku w kontaktach z władzami Dominikany.

Watykan - zapewnił ksiądz Lombardi - "daleki jest od wszelkiego zamiaru ukrycia tej sprawy"

©2014®

Gracz z pola bronił karne i dał Łudogorcowi awans do LM

27 sierpnia

Bułgarski Ludogorets Razgrad za sprawą Wandersona zdobył bramkę w 90. minucie meczu ze Steauą Bukareszt Łukasza Szukały, odrabiając straty z pierwszego meczu.

W dogrywce goli nie było, była za to niecodzienna sytuacja. W 119. minucie bramkarz gospodarzy Wladislaw Stojanow zobaczył czerwoną kartkę za faul za polem karnym i do bramki wszedł gracz z pola... Rumun Cosmin Moti, gdyż limit zmian był już wykorzystany.

W serii jedenastek Moti nie dość, że musiał bronić karne, to jeszcze sam wykorzystał pierwszego. Karnego dla Steauy strzelił Szukała. Moti został bohaterem, obronił dwa karne i dał swej ekipie awans do LM. Ludogorets wygrał karne 6-5 i po raz pierwszy zagra w Champions League.

W Rumunii 0-1, rewanż 1-0, karne 6-5 w 7 seriach.

©2014®

środa, 27 sierpnia 2014

Putin o rosyjskich żołnierzach na Ukrainie

- Rosyjscy żołnierze mogli przypadkiem, patrolując granicę, trafić na terytorium Ukrainy - powiedział na konferencji prasowej zorganizowanej po spotkaniu z Petrem Poroszenką Władimir Putin. - Po naszej stronie swego czasu też pojawili się żołnierze ukraińscy - dodał prezydent Rosji.

©2014®

55 mld zł nieściągniętych składek ZUS


ZUS słabo ściąga składki od niepłacących, późno wszczyna egzekucję, bywa że bez uzasadnienia umarza zaległości - alarmuje NIK. Jak informuje "Rz", nieściągnięte należności to ponad 55 mld zł. W pierwszym półroczu 2013 r. Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych udało się odzyskać zaledwie 2 proc. brakujących składek.Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że niewypłacalność Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zagraża finansom państwa.Według raportu, do którego dotarła "Rzeczpospolita", należności z tytułu niezapłaconych składek przekroczyły 55 mld zł. Dla porównania: dwa lata temu było to niespełna 34 mld zł.
©2014®

Manchester United przegrał z trzecioligowcem

26 sierpnia

Manchester United kontynuuje swój fatalny początek sezonu. Podopieczni Louisa Van Gaala mieli się po poprzednim, najgorszym od wielu lat sezonie odrodzić. W lidze przegrali ze Swansea i zremisowali z Sunderlandem. Teraz zostali rozgromieni 4:0 przez MK Dons z League One (trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii).Van Gaal trochę zlekceważył rywali i dał pograć zmiennikom. Ale trudno mu się dziwić. Jeśli nie z takim rywalem, to kiedy? W pierwszym składzie wybiegli: De Gea, M Keane, Evans, Vermijil, James, Powell, Janko, Anderson, Hernandez, Kagawa. Na boisko weszli jeszcze Januzaj, Pereira i Wilson.Słaby początek Manchesteru United jest tym bardziej rozczarowujący, że podczas przygotowań przedsezonowych szło im świetnie. Wygrali m.in. z Liverpoolem i Realem Madryt.Kolejną okazję na zwycięstwo, Manchester United będzie miał w sobotę. O 13.45 zagra z beniaminkiem Burnley. 

©2014®

Putin i Poroszenko w Mińsku (26 sierpnia 2014)

Historyczne podanie dłoni.
Gospodarzem szczytu Aleksandr Łukaszenko,
który na konflikcie rosyjsko-ukraińskim chce 
wypłynąć z cienia.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Maribor po wygranej 1-0 eliminuje Celtic z LM

Legia pomszczona!
W Mariborze 1-1, w Szkocji 1-0.

Teraz niech Legia zagra w grupie z Celticiem! :)

10 wstydliwych faktów z polskiej historii, o których wolelibyśmy nie pamiętać

Tym w Polityce (26 sierpnia 2014)

Felietonista tygodnika odpowiada, że dla niego mówienie o teorii ewolucji czy rozmowa o instynktach biologicznych są tak ważne jak nauka o prawach Newtona. Ale jeśli już mowa o ideologizacji, to przez nią Tym rozumie:

 "wciskanie do głowy opowieści, że pewna kobieta dwa tysiące lat temu urodziła dziecko, choć była dziewicą, bo zapłodnił ją Duch Święty, a potem została wzięta do nieba, gdzie do dziś przebywa żywa, cała, zdrowa i szczęśliwa".

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Skrzypczak: nie złapaliśmy ani jednego rosyjskiego szpiega

Przez ostatnie trzy lata na terenie Wielkiej Brytanii złapano 300 agentów rosyjskich. W Polsce nie złapano żadnego, mimo że jest ich u nas pięć razy więcej. Rosyjscy szpiedzy są wszędzie, w tym także wokół wojska - twierdzi gen. Skrzypczak.

Rosjanie mają znakomite rozeznanie w potencjale polskiej armii, m.in. dzięki "jednostce wielospecjalnościowej, w której wszyscy posługują się językiem polskim".

©2014®

niedziela, 24 sierpnia 2014

Magia w blasku księżyca



Niezbyt skomplikowaną fabułę "Magii w blasku księżyca" można streścić w dwóch zdaniach. Stanley (Colin Firth) jest brytyjskim sceptykiem, chłodnym mizantropem, zajmującym się profesjonalnie iluzją. Sophie (Emma Stone) to czarująca dwudziestokilkulenia Amerykanka, która zarabia na życie świadcząc majętnym ludziom usługi spirytystyczne. On nie wierzy w łączność z zaświatami i, jako stoik-nihilista, za punkt honoru uznaje zdemaskowanie "szujki". Sophie jest jednak w swoim fachu na tyle biegła, że nawet zawodowo zajmujący się oszustwami Stanley przestaje być pewien swoich racji. W ten sposób rozpoczyna się gra w kotka i myszkę z tlącym się nieśmiało romansem.


Jak na komedię romantyczną, "Magia w blasku księżyca" jest w gruncie rzeczy dość melancholijna i nieszczególnie romantyczna. Nie oznacza to, że nie jest filmem udanym. 78-letni reżyser wciąż zaskakuje świetną formą, a dla jego wielbicieli najnowszy obraz jest pozycją obowiązkową. Mało kto potrafi tak pięknie mówić o smutku, i tak lekko przeplatać fatalizm z nadzieją.


Akcja "Magii w blasku księżyca" rozgrywa się w latach 20. na malowniczym południu Francji, a tłem wydarzeń są pełne przepychu posiadłości Lazurowego Wybrzeża i tamtejsze, modne kluby jazzowe. Główny bohater wydarzeń Anglik – Stanley Crawford (Colin Firth), zostaje ściągnięty do Francji, by zdemaskować oszustwa pięknej kobiety-medium Sophie Baker (Emma Stone). Jego zadanie skomplikuje się, gdy sam wpadnie w sidła jej zniewalającego uroku. - Ten scenariusz przeleżał w mojej szufladzie całe wieki. Wiedziałem, że to świetna historia, ale miałem spory problem w umiejscawianiem jej akcji we współczesności. Gdy wpadłem na pomysł, że mogłaby się ona rozgrywać we Francji, około 1920 roku, wszystko z miejsca nabrało sensu – mówi Woody Allen. I dodaje: – Na zdjęcia do Nicei przybyłem ze sprecyzowanym planem. Miałem wspaniałego operatora i genialnego scenografa. Problemem okazały się lokacje. W naszych myślach widzieliśmy nocne kluby, przemytników, pary tańczące Charlestona. A tu nic. Wiejskie plenery i żadnych, ale to żadnych klubów! Byłem w totalnym szoku. Czy to rzeczywiście miał być region, do którego bogaci Rosjanie uciekali po rewolucji? Przecież ja jestem mieszczuchem, pomyślałem. Nie kręcę drzew i motyli – żartuje reżyser.

supsensa dla Lemańskiego (22 sierpnia 2014)

Ksiądz Wojciech Lemański ma bezterminowy zakaz wykonywania czynności kapłańskich i noszenia sutanny.Taką decyzję wydał arcybiskup Henryk Hoser. – Na taką karę nie zasługuję i mam nadzieję, że Watykan przyzna mi rację – powiedział ksiądz Lemański.

– Spotkanie było krótkie. Ksiądz arcybiskup wysłuchał mojej racji. Decyzja była już jednak przygotowana, jest to dekret suspendujący. Złożyłem w tej sprawie apelację. Apelacja skutkuje nieskutecznością procesu do czasu orzeczenia. Mam nadzieję, że ksiądz biskup tę decyzję odwoła, jeśli nie – odwołam się do Watykanu. Do tego czasu mam prawo zachowywać się tak, jakby tej decyzji nie było – powiedział ksiądz Lemański po wyjściu z siedziby kurii. 

– Złożyłem skargę na skandaliczne i kłamliwe wg mnie wypowiedzi rzecznika Kurii Warszawsko-Praskiej na ręce arcybiskupa – dodał ksiądz Lemański. 

Jeżeli specjalistami od przygotowania Światowych Dni Młodzieży są ludzie dobrze po siedemdziesiątce, to trudno się spodziewać, że oni będą przemawiać głosem młodych

Ks. Lemański na Woodstocku



„Kuria Biskupia Warszawsko – Praska informuje, że Ks. Abp Henryk Hoser SAC – w myśl kan. 1333 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego - dnia 22 sierpnia br., nałożył na księdza Wojciecha Lemańskiego karę suspensy obejmującą zakaz wykonywania wszelkich aktów wynikających z władzy święceń i noszenia stroju duchownego. 

W uzasadnieniu wymieniono następujące powody: 

1. Brak ducha posłuszeństwa i notoryczne kontestowanie decyzji prawowitego przełożonego w osobie Biskupa Diecezjalnego i Stolicy Apostolskiej; 
2. Sposób postępowania, który przynosi kościelnej wspólnocie poważne szkody i zamieszanie; 
3. Publiczne podważanie nauczania Kościoła w ważnych kwestiach natury moralnej i propagowanie jako alternatywy swoich osobistych poglądów; 
4. Brak szacunku i podważanie wiarygodności Episkopatu Polski i kapłanów; 
5 Upór w zajmowanej postawie, alienacja ze wspólnoty kapłańskiej i szeroko pojętej wspólnoty Kościoła. 
Kara suspensy ma charakter naprawczy. Zwolnienie z niej zależy od dalszej postawy ukaranego. 
Osobę Księdza Lemańskiego polecamy modlitwom". 


Mateusz Dzieduszycki 
Rzecznik Prasowy Diecezji Warszawsko-Praskiej 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Kara dla fałszywego Ronaldo

Pogawędka z Karimem Benzemą w trakcie meczu Realu Madryt z Fiorentiną słono kosztowała. - Za bezprawne wtargnięcie na murawę boiska sąd ukarał kibica grzywną w wysokości 1800 zł oraz 2-letnim zakazem stadionowym.


W 75. minucie sobotniego Super Meczu na Stadionie Narodowym ni stąd, ni zowąd pojawił się na murawie nieznany mężczyzna w kompletnym stroju piłkarskim Królewskich, z numerem 7 na koszulce, należącym do Cristiano Ronaldo. Ustawił się w polu karnym, oczekując na dośrodkowanie z rzutu rożnego piłkarza z Włoch. Ochrona w ogóle nie zareagowała, a nieuprawniony zawodnik po kilkudziesięciu sekundach sam opuścił boisko.

Sobotni incydent przywołuje skojarzenie z nierozegranym meczem z Anglią w październiku 2012 r. Wówczas to murawa Stadionu Narodowego nie nadawała się do gry z powodu kałuż, jakie na niej zalegały, a w jednej z nich zanurkował Adam D. Sąd uznał, że jego czyn miał nieznaczną szkodliwość społeczną i ukarał go jedynie 2-letnim zakazem stadionowym w zawieszeniu na rok.

Tomasz Kot jako Zbigniew Religa w filmie Bogowie

Czy F-16 obronią polskie niebo? NIET !

- Dziś mamy dwie bazy na wzór amerykański, jakbyśmy żyli w głębi USA, gdzie uderzenie lotnicze jest wykluczone - 
- A polskie bazy są oczywistym obiektem ewentualnego ataku. Nie lotniczego, rakietowego. Trzy minuty i tych baz nie ma


- Samoloty F-16 w wersjach, które posiadamy, były nowoczesne, kiedy je kupowaliśmy. Jednak świat szybko idzie do przodu - mówił w Radiu TOK FM Wojciech Łuczak, wydawca i ekspert lotniczy. Jego zdaniem chluba polskiego lotnictwa wcale nie gwarantuje nam bezpieczeństwa. Nawet na misje NATO wysyłamy samoloty rosyjskiej konstrukcji.
- Wszyscy politycy mocno chwalą się naszymi F-16. Ale sprawa jest dyskusyjna - przyznał w Radiu TOK FM Wojciech Łuczak, wiceprezes Agencji Lotniczej Altair, wydawca magazynów "Raport" i "Skrzydlata Polska".

- Samoloty F-16 w wersjach, które posiadamy, były nowoczesne, kiedy je kupowaliśmy. Jednak świat szybko idzie do przodu - zaznaczył ekspert. I sugerował, że amerykańskie myśliwce wcale nie zwiększyły wydatnie możliwości obronnych polskiego lotnictwa. Dlaczego?

"Wystarczyłoby zrzucić 2,5 tony gruzu na pas startowy..."

Łuczak zwrócił uwagę, że w prowadzonych przez Polaków misjach patrolowych nad państwami bałtyckimi biorą udział nie F-16, ale MiG-29 rosyjskiej konstrukcji. - F-16 to samoloty o specyficznym systemie obsługi i bazowania. Mają bardzo nisko położony wlot powietrza do silnika. Wystarczyłoby zrzucić 2,5 tony gruzu na pas startowy i te samoloty byłyby uziemione. Pas wymaga absolutnej czystości - wyjaśniał ekspert.

Dlatego bazowanie F-16 wymaga specjalnych "odkurzaczy". Polska ma dwa takie urządzenia czyszczące pasy startowe w bazach w Łasku i podpoznańskich Krzesinach. Aby wysyłać amerykańskie myśliwce do Litwy, należałoby przebazować tam "odkurzacz". A to kłopotliwe.

F-16 ograniczyły polskie możliwości obronne?

Jednak wymagania techniczne F-16 rzutują także na polskie możliwości obronne. Łuczak tłumaczył, że dotychczas polska strategia obronna opierała się na rozproszeniu sił powietrznych, aby trudniej było je zlokalizować i zniszczyć. Dominujące swego czasu w polskim lotnictwie rosyjskie samoloty mogły korzystać ze znajdujących się w całym kraju tzw. DOL, drogowych odcinków lotniskowych. F-16 nie mają takich możliwości, bo lądowanie na nieoczyszczonym fragmencie drogi mogłoby się skończyć poważną awarią silnika.

- Szwedzi mają taki system, że lądują na autostradach, obok nich są niewielkie punkty zaopatrzenia, gdzie odtwarzają zdolność bojową Gripenów - zaznaczał Łuczak. To właśnie m.in. z Gripenami w przetargu wygrały F-16. - Wybór tego typu samolotu podyktowany był względami politycznymi - podkreślał gość Radia TOK FM.

"Polskie bazy są oczywistym obiektem ewentualnego ataku"

- Dziś mamy dwie bazy na wzór amerykański, jakbyśmy żyli w głębi USA, gdzie uderzenie lotnicze jest wykluczone - wskazywał ekspert. - A polskie bazy są oczywistym obiektem ewentualnego ataku. Nie lotniczego, rakietowego. Trzy minuty i tych baz nie ma - mówił.

Za kilka lat polską flotę powietrzną mogą wzmocnić kolejne amerykańskie maszyny. - Minister Siemoniak podjął początkowo decyzję, aby zrezygnować z Su-22, samolotów uderzeniowych, które w dzisiejszych czasach mogą wyjść w powietrze, ale misje bojowe na tych samolotach oznaczają niemal samobójstwo - wyjaśniał ekspert. Stare poradzieckie maszyny miały zastąpić samoloty bezzałogowe. Tak się jednak nie stanie. Teraz MON mówi o 64 samolotach piątej generacji. Najbliżej ich seryjnej produkcji są USA, Rosja, Indie i Chiny. Łuczak zasugerował, że wybór z powodów politycznych znów padnie na amerykańską konstrukcję.

Navas czy Casillas?

W najlepszym zespole Europy szykuje się bardzo ciekawa walka o miejsce między słupkami. Legenda Realu Madryt Iker Casillas ma od kilku tygodni godnego rywala, a więc Kostarykańczyka Keylora Navasa. Były golkiper Królewskich Jerzy Dudek jest zdania, że to jednak Hiszpan powinien być pierwszym bramkarzem ekipy z Estadio Santiago Bernabeu.

To, na którego zawodnika postawić nie jest łatwą decyzją. Gdybym jednak był na miejscu trenera Carlo Ancelottego to wybrałbym Ikera. On jest bardzo dobrym zawodnikiem. Mistrzostwa świata nie były dla niego i Hiszpanii dobre, ale to jest przeszłość - mówi dziennikowi "AS" Jerzy Dudek.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

niedziela, 17 sierpnia 2014

Super Mecz (Real-Fiorentina 1-2) z fałszywym Cristiano Ronaldo! (16 sierpnia 2014)

30 lipca 2013 Lechia Gdańsk vs. FC Barcelona 2:2 (1:1)
16 sierpnia 2014 Real Madryt vs. ACF Fiorentina 1-2

http://pl.wikipedia.org/wiki/Super_Mecz

Antiga podał skład na MŚ. brak Bartosza Kurka

I dobrze bo go nie lubię.
A i tak będzie syf na naszym mundialu.

Wpierdol z kimkolwiek i gdziekolwiek się da.

Wczoraj przegrali z Bułgarami 2-3 w memoriale Huberta Wagnera



rewelacyjne ME w Zurichu (2-5-5), złoto dla Włodarczyk i Kszczota

foto. mistrz z Etiopii Shegumo zdobywca srebrnego medalu w maratonie dla Polski

12 medali Polaków na Lekkoatletycznych Mistrzostwach Europy w Zurychu to najlepszy wynik od 48 lat. Młodych talentów nie brakuje, ale prawda jest taka, że świat ucieka Europie.
Znany z optymizmu prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Jerzy Skucha liczył na dziesięć medali. - Szans jest więcej, ale zwykle udaje się połowie faworytów - kalkulował przed wylotem do Zurychu.

Więcej niż dziesięciu krążków biało-czerwonym nie udało się zdobyć od mistrzostw w Budapeszcie 48 lat temu. Wówczas było ich aż 15, a Polska klasyfikację medalową przegrała tylko z NRD.

Jak staliśmy się potęgą

Dlaczego nagle staliśmy się europejską potęgę w lekkoatletyce? Przykład Joanny Jóźwik i Artura Kuciapskiego, którzy na dystansie 800 m wywalczyli medale w debiutach na tak dużej imprezie, pokazuje, że zdolnych młodych ludzi i trenerów umiejących ich poprowadzić w Polsce nie brakuje. W kilku konkurencjach wyraźnie widać pokoleniową zmianę.

By jednak całkiem obiektywnie spojrzeć na to, co stało się w Zurychu, trzeba zauważyć, że lekkoatletyczny świat ucieka Europie i najlepiej mówią o tym wyniki igrzysk olimpijskich. Dwa lata temu w Londynie Europejczycy zdobyli 50 ze 143 medali, czyli 34,9 proc. Cztery lata wcześniej w Pekinie wywalczyli 41,8 proc. medali, a w 2004 r. w Atenach - 46,4 proc. Tymczasem jeszcze w Montrealu w 1976 r. - 70,2 proc.

To, że reszta świata coraz mocniej bije Europę, widać też na listach najlepszych wyników. Ze wszystkich konkurencji biegowych tylko w jednej -1500 m kobiet - najszybsza w tym sezonie jest Europejka. I to z importu, bo Sifan Hassan z Etiopii Holandię reprezentuje dopiero od listopada 2013 r. W piątek dołączyła do niej rodaczka Dafne Schippers, która wygrała finał na 200 m kapitalnym czasem 22.03.

Tylko dzięki prywatnym sponsorom

W słabnącej Europie Polska jest potęgą, choć i to może dziwić. Stadion Skry podupada, nad czym ubolewała w Zurychu między innymi Anita Włodarczyk, złota medalistka ME w rzucie młotem i zawodniczka tego klubu. Na Stadionie Narodowym nie ma bieżni, na co środowisko lekkoatletyczne pomstuje do dziś. Na potrzeby memoriału Kamili Skolimowskiej w sobotę zostanie ułożona na płycie głównej, bo organizatorom udało się skłonić do przyjazdu Usaina Bolta, największą gwiazdę lekkoatletyki.

To tylko symbol, ale wielu polskich lekkoatletów podkreślało w Zurychu, jak wdzięczni są prywatnym sponsorom. Kilkoro z nich ma indywidualne kontrakty z grupą Orlen, która wspiera też PZLA. - Nie byłbym w lekkoatletyce, gdyby nie rodzina, mali sponsorzy i teraz Orlen. Obcina się pieniądze, stypendia są śmiesznie niskie, bardziej opłaca się iść do pracy - mówił Adam Kszczot, którego stypendium z Ministerstwa Sportu za srebro halowych mistrzostw świata wynosi 1,6 tys. zł brutto.

Końcowa klasyfikacja medalowa 22. lekkoatletycznych ME w Zurychu po 47 finałach:

miejsce kraj złote srebrne brązowe razem
1.Wielka Brytania 1256 23
2. Francja 9 8 6 23
3.Niemcy 413 8
4. Rosja 3 6 13 22
5.Holandia 321 6
6. Polska 2 5 5 12
7.Ukraina 251 8
8. Hiszpania 2 1 3 6
9.Włochy 210 3
10. Białoruś 2 0 0 2
11.Szwecja 120 3
12. Czechy 1 1 2 4
13.Finlandia 101 2
. Chorwacja 1 0 1 2
.Węgry 101 2
16. Szwajcaria 1 0 0 1
17.Estonia 020 2
. Grecja 0 2 0 2
.Serbia 020 2
. Słowacja 0 2 0 2
21.Azerbejdżan 010 1
. Norwegia 0 1 0 1
23.Belgia 001 1
. Irlandia 0 0 1 1
.Izrael 001 1
. Portugalia 0 0 1 1
.Turcja 001 1




W polskiej ekipie biało-czerwonych medale zdobyli: złote - Adam Kszczot (RKS Łódź, 800 m) i Anita Włodarczyk (Skra Warszawa, młot); srebrne - Yared Shegumo (AZS AWF Warszawa, maraton), Paweł Wojciechowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz, tyczka), Paweł Fajdek (Agros Zamość, młot), Artur Kuciapski (AZS AWF Warszawa, 800 m) i Krystian Zalewski (UKS Barnim Goleniów, 3000 m z przeszkodami); brązowe - Joanna Jóźwik (AZS AWF Warszawa, 800 m), Joanna Fiodorow (OŚ AZSPoznań, młot), Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki, dysk), Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa, kula) oraz męska sztafeta 4x400 m w składzie Rafał Omelko (AZS AWF Wrocław), Kacper Kozłowski (AZS UWM Olsztyn), Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina (obaj WKS Śląsk Wrocław).

Justyna Kasprzycka (skok wzwyż)

starty:

MŚ Moskwa 2013
HMŚ Sopot 2014
ME Zurich 2014

wywiad

Zajmując czwarte miejsce podczas halowych mistrzostw świata, osiągnęła jak na razie swój największy sukces. To jednak nie jest szczyt jej marzeń. O mistrzostwach w Sopocie oraz o tym, co czeka ją w nadchodzącym sezonie letnim opowiada Justyna Kasprzycka.

avatar
Justyna Kasprzycka podczas mistrzostw świata w Sopocie osiągnęła swój największy dotychczasowy sukces

Czwarte miejsce, jakie zajęła Pani na mistrzostwach świata, uznawane jest za najgorszą pozycję dla sportowca. Jest się zarówno blisko, ale i daleko medalu. A jak było w Pani przypadku?
JUSTYNA KASPRZYCKA:
 – Przed mistrzostwami nie byłam uznawana za faworytkę do zdobycia medalu. Razem z trenerem szykowaliśmy formę właśnie na ten najważniejszy występ w Sopocie. Jest zatem pewien niedosyt, ale sam wynik i miejsce w czołówce bardzo cieszy.
Znana jest Pani z tego, że te najlepsze rezultaty osiąga na mistrzowskich imprezach. Tak było w zeszłym roku w Moskwie, podobnie było i teraz.
– Zgadza się. Jestem zdecydowanie typem zawodnika startowego. Najlepsze wysokości uzyskuję właśnie na zawodach, a nie treningach. Wtedy mobilizuję się najbardziej. Duża w tym zasługa mojego trenera Dawida Pyry, który prowadzi mnie tak, aby ta najlepsza forma pojawiła się w odpowiednim czasie i miejscu. Dążę jednak do tego, aby ustabilizować swoje skoki na wysokim poziomie przez cały sezon.
Po niespodziewanym 6. miejscu na mistrzostwach świata w Moskwie w 2013 r., przyszło teraz 4. miejsce w Sopocie. Czy zatem na następnych mistrzostwach Europy w Zurychu można spodziewać się medalu?
– Bardzo bym tego chciała. Jednak na pewno łatwo nie będzie na tych mistrzostwach Europy. Niewiele się pomylę, jeśli stwierdzę, że może być nawet trudniej niż w hali. Wiele zawodniczek odpuszcza sobie sezon halowy, przez co w lecie będzie jeszcze większa rywalizacja.
Nie ucichły jeszcze echa zakończonych mistrzostw świata, a już słychać głosy, aby w 2017 r. w Polsce zorganizować następną imprezę lekkoatletyczną. Co Pani sądzi o tym pomyśle?

– Jak najbardziej jest to dobra droga. Wiadomo, że zawsze zdarzają się jakieś niedociągnięcia, ale miasto Sopot bardzo dobrze się spisało przy organizacji tych mistrzostw. Będzie zatem można korzystać z tych doświadczeń. A nasza publiczność jest rewelacyjna. Są to zupełnie inne przeżycia, gdy stoi się na swoim stadionie, przed własnymi kibicami. Mnie oni pozytywnie mobilizowali, chętnie przeżyję to jeszcze raz.
Jak podsumowałaby Pani sezon halowy? Czy wszystko, co sobie założyliście z trenerem, udało się zrealizować?

– Ten sezon halowy, w porównaniu do poprzedniego, przepracowałam przede wszystkim znacznie intensywniej. Byłam na dwóch zgrupowaniach i na szczęście nie nękały mnie żadne problemy zdrowotne, a to jest bardzo ważne dla sportowca. Poza tym wciąż nie jestem stabilna technicznie. A błędy w technice najlepiej koryguje się podczas startów, których było zaledwie cztery. Wykonaliśmy jednak kawał dobrej roboty, która będzie teraz procentować.
Jak będą wyglądać przygotowania do sezonu letniego?

– Sezon letni jest dłuższy, więc jest więcej zawodów. Największa robota treningowa została wykonana przed sezonem halowym, ale na początku kwietnia wyjeżdżamy na jeszcze jedno zgrupowanie. Po nim czekać nas już będą pod koniec maja pierwsze starty.
Czy związanie się na stałe z trenerem Dawidem Pyrą można uznać za przełom w Pani karierze?
– Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Na pewno z perspektywy czasu widzę, że była to bardzo dobra decyzja. Musiałam coś zmienić w treningu. Mój poprzedni trener też zawsze we mnie wierzył i przewidywał, że będę wysoko skakać, ale dopiero przy obecnym udało się osiągać dobre wyniki. Myślę, że związek z tym miały również kontuzje, jakie mnie w tamtym okresie trapiły, a których teraz udaje mi się unikać.
Dawid Pyra jest nie tylko Pani trenerem, ale także partnerem życiowym. Czy taka współpraca ułatwia czy utrudnia wspólne treningi?

– Myślę, że ułatwia. Dzięki temu jestem bardziej otwarta i mogę powiedzieć mu, jeśli coś jest nie tak. Poza tym Dawid potrafi mnie zmobilizować. On od początku widział we mnie potencjał, który gdzieś tam we mnie zawsze tkwił. W każdym bądź razie potrafi we mnie wyzwolić chęci i możliwości. Chociaż do teraz czasem jest tak, że musi na mnie krzyknąć, abym dała z siebie wszystko. Ale w takim jak najbardziej pozytywnym znaczeniu.
Może zatem współpraca z trenerem-partnerem to jest przepis na sukces?

– (Śmiech) Może. Kto wie. W przypadku Kamili Lićwinko, czy tyczkarki Ani Rogowskiej, które również trenowane są przez swoich partnerów życiowych, to się w końcu sprawdza. 
Najbliższe Pani plany już znamy. Ale nie można uniknąć pytań o dalszą przyszłość. Co planuje Pani robić po zakończeniu sportowej kariery?

– Skończyłam studia na AWF-ie, więc myślę że sprawdziłabym się jako nauczyciel. Chciałabym zaszczepić w dzieciach miłość do sportu. Ale trudno mi w tej chwili mówić jak rzeczywiście będzie. Mam nadzieję jednak, że nadal będę związana ze sportem. Nie pochodzę wprawdzie z usportowionej rodziny, ale ostatnio dowiedziałam się, że mam w dalszej rodzinie olimpijkę z Moskwy z 1980 r. Wystąpiła na tych igrzyskach w drużynie hokeistek na trawie. Chciałabym pójść jej śladem i wystąpić na olimpiadzie w Rio de Janerio w 2016 r. To byłoby spełnienie moich marzeń.

Rozmawiała 
KATARZYNA POWIDŁOWSKA