poniedziałek, 14 lipca 2014

Pierwszy europejski mistrz na mundialu rozgrywanym w Ameryce Południowej

Niemcy pokonali Argentynę w meczu o złoto na Maracanie po golu Mario Goetzego w 113. minucie.

Goetze to właściwie wygnaniec. Wygnaniec z podstawowej jedenastki drużyny Joachima Loewa. Selekcjoner usunął go po meczu z Algierią, zmieniając ustawienie drużyny. Goetze miał za sobą ciężki sezon. U Pepa Guardioli w Bayernie też nie znaczy tyle, ile by chciał. Wielki transfer z Borussii genialnego młodzieńca eksplodował w niedzielę jak bomba z opóźnionym zapłonem, Goetze wszedł na boisko w końcówce czasu podstawowego za Miroslava Klose.

Argentyńczykom ten finał przyśni się wiele razy, jak zły sen. Leo Messi dotarł do niego pierwszy raz w życiu, ale nie sprostał zadaniu. I rozliczenia z wielkim poprzednikiem Diego Maradoną trzeba odłożyć. Może na zawsze. Messi, Higuain, Palacio mieli w swoich nogach okazje na zdobycie zwycięskiej bramki dla Argentyny. I każdy zaprzepaścił swoją.

Dramaturgia finału ze strony niemieckiej zaczęła się przed meczem, gdy kontuzji doznał Sami Khedira. Dla Joachima Loewa to gracz kluczowy, nawet lider. Gdy jesienią zerwał więzadła w kolanie i musiał pauzować przez osiem miesięcy, selekcjoner czekał na niego jak wierna żona. Pomocnik Realu pojechał na mundial jeszcze bez pełni formy, ale w fazie pucharowej ją odzyskał, co oznaczało pewne miejsce w składzie. I nagle przed finałem wypada z gry. Wszedł za niego Christoph Kramer, który w Brazylii grał epizody. Ale padł w 17. minucie, by pograć jeszcze 13 i zejść z urazem. Zastąpił go Andre Schuerrle, co zmusiło Loewa do zmiany ustawienia, Mesut Oezil wszedł do środka, a gracz Chelsea powędrował na skrzydło.Bramki nie padały, ale widowisko porywało.

Być może dlatego na początku Niemcy wyglądali na mniej zorganizowanych niż zwykle. Argentyńczycy się bronili i biegali do kontry. Najpierw Lavezzi, potem Messi mieli dość miejsca, by po sprintach zagrażać Neuerowi. W 20. minucie Gonzalo Higuain dostał być może najwspanialszy prezent w życiu. Grający fantastycznie na tym turnieju Toni Kroos popełnił błąd kuriozalny. Zgrał piłkę do tyłu, nie zauważając napastnika Napoli. Gdyby ten zdobył bramkę, jego but z prawej nogi oprawiony z złote ramy zdobiłby pewnie gabloty Muzeum Narodowego Sztuk Pięknych w Buenos Aires. Prezenty trzeba umieć wykorzystać, Higuain nie potrafił. Skiksował, kopnął w ziemię, a piłka przeleciała daleko od bramki Neuera. 10 minut później napastnik Napoli posłał piłkę do siatki po podaniu Messiego, Argentyńczycy zaczęli nawet świętowanie, ale był spalony.

Po drugiej stronie Romero zbierał zasługi dla Argentyny, sumując je do wspaniale bronionych karnych w półfinale z Holandią. Bronił z wielkim refleksem i szczęściem, kiedy Hoewedes główkował obok argentyńskiego bramkarza, piłka trafiła w słupek. W pierwszej części gry los bardziej pomógł jednak Niemcom, bo akcje Argentyny były groźne. Messi obudził się jeszcze raz i po wygranym sprincie zagrał do środka bramki Neuera, ale Boateng zdążył wybić piłkę z linii bramkowej.

Jeśli ktoś po zwycięstwie Niemców nad Brazylią 7:1 spodziewał się, że na Argentynę spadnie podobne nieszczęście, musiał być rozczarowany. I to mocno. Ale "Albicelestes" czekało jeszcze to, co najgorsze, bo Niemcy zrozumieli w przerwie, że rywal jest groźniejszy, niż można było oczekiwać. W przerwie Lavezziego zastąpił Kun Aguero. I Argentyna zaczęła z rozmachem, tylko Messi spudłował o 10 cm. Strzelał z lewej nogi, Neuer nie sięgnął piłki, ale ta minęła słupek. Ile takich bramek zdobył Leo w karierze? Gdy był w formie, całe mnóstwo. Ale Messi od swojego osobistego szczytu jest daleki.

Bramki nie padały, ale mecz był chwilami porywający, obie strony próbowały atakować, podejmowały ryzyko, na ile pozwalał rozsądek w meczu o taką stawkę. Dla 22 graczy to była życiowa szansa, Argentyńczycy, którzy mogli przystępować do gry, widząc przed sobą faworyta, poczuli, że finał jest do wygrania, że Niemcy są do pokonania. Drużyna Alejandro Sabelli, który jako wielbiciel futbolu niemieckiego obiecywał w finale skromność, pot i łzy, dotrzymywała słowa danego przez trenera. Aby wyłonić mistrza świata 2014, trzeba było grać dogrywkę. Argentyńczycy zmusili do tego Niemców jako drudzy w turnieju po Algierii. W trzecim historii takim finale MŚ dodatkowy czas gry potrzeby był pierwszy raz. W 1986 r. Argentyńczycy wygrali 3:2, cztery lata później Niemcy 1:0.

W 96. minucie Palacio był sam przed Neuerem, lobował, ale piłka przeleciała obok bramki. Mogło się wydawać, że bramkarz niemiecki peszy rywali, bo podejmowali nerwowe, złe decyzje, gdy stawali przed nim. W 113. minucie to, czego nie umiał Palacio, Mario Goetze zrobił w znacznie trudniejszej pozycji. Przyjął piłkę lepiej i nie pozwalając jej opaść na ziemię, przerzucił nad Romero.

W skromności wielkośćNiemcy triumfowały, triumfował Loew. Jego historia zaczyna się na nowo, kiedy skromny, ale zdolny trener zostaje asystentem Juergena Klinsmanna przed niemieckim mundialem w 2006 r. Gospodarze go nie wygrali, ale ich przytomność umysłu sprawiła, że potraktowali jak sukces trzecie miejsce. Mimo iż w 2002 r. z Korei i Japonii przywieźli srebro, zdawali sobie sprawę, że ich futbol dopadł kryzys. Że Klinsmann z Loewem nie mieli w kadrze gwiazd mogących zapewnić drużynie aspiracje do złota. I tak szanse na nie przepadły dopiero w 118. minucie starcia z Włochami.

Niemcy to najskromniejsza z wszystkich futbolowych wielkich nacji. I być może między innymi na tym polega ich wielkość. Potrafili potraktować jak sukces coś, co gdziekolwiek indziej byłoby klęską - Brazylia miała słaby zespół, a mimo wszystko wszyscy żądali od Luiza Felipe Scolariego złota. Jednym z przejawów zadowolenia z MŚ 2006 było powierzenie stanowiska po Juergenie Klinsmannie jego asystentowi - Loewowi. Przetrwał kolejne osiem lat, mimo iż po drodze niczego nie wygrał. Poniósł porażkę na Euro 2008, MŚ 2010 i tę najboleśniejszą chyba na Euro 2012. Można było się obawiać, że grając coraz lepiej i ładniej, mając coraz lepszych piłkarzy, zespół zatracił gen zwycięstwa.

Dwa lata temu Loew powiedział: - Kto wygra w Brazylii, będzie zapamiętany na zawsze. To będą najbardziej prestiżowe mistrzostwa w historii. I właśnie tam musimy zwyciężyć.Jeśli mówimy o mundialu mundiali, to Niemcy są chyba najwłaściwszym jego zwycięzcą. Gdyby wygrała Brazylia, udałoby się to jednej z najsłabszych drużyn w dziejach tutejszego futbolu, Argentyna Messiego też nie jest szczególnie silna, tak jak obecna kadra Holandii nie stoi wyżej niż poprzednie. Tymczasem drużynę Loewa można porównać do największych "Mannschaftów".
Do tego z 1954 r. symbolizowanej przez Fritza Waltera, tego z 1974 r. Franza Beckenbauera i tego z 1990 r. Lothara Matthaeusa. Niemcy w ogóle wykazują się niewyobrażalną regularnością - z 18 startów w finałach MŚ tylko pięć razy odpadli przed rozgrywką w strefie medalowej. Cztery razy sięgnęli po złoto.

©2014®

Brak komentarzy: