poniedziałek, 11 marca 2013

poznałem prawdę o filmie ŻYCIE PI

no tak, wszystko to ściema, kanibalizm zwyciężył

Tygrys to Pi. Ale nie jakiś Bóg, tylko rozbudzona nagle zwierzęcość, triumfujące id - instynkty w człowieku, który nagle znalazł się w skrajnej sytuacji i musi robić straszne rzeczy. Hiena to mięsożerny kucharz, zebra to wegetarianin buddysta też ze statku, a orangutan to matka Pi. Cała ta opowieść to nic innego, tylko ukazanie roli wiary/Boga jako mechanizmu obronnego, żeby psyche mogła wytrzymać ekstremalnie jawiącą się rzeczywistość, do czego owa religia i bogi yogi mogą się przydać. I Pi się przydają. Jako tygrys może zabić (kucharza) i może się karmić mięsem zabitych (sporcjować je - latające ryby - wysuszyć na Słońcu), bo połów mu słabo wychodzi. A symbolika mięsożernej wyspy, to nawet nie chcę pisać, z kogo musiał podjadać Pi w ostateczności. Gdy dociera do brzegu, tygrys/id odchodzi. Do lasu, czyli tam, gdzie królują podstawowe instynkty. Nie ogląda się, Pi już go nie potrzebuje, może znów być bliżej człowieczeństwa. Wiara w Boga jest dla niego jednocześnie obciążeniem (grzech i wina), ale i mechanizmem obronnym. Po wszystkim, chce wierzyć w to, że swym dorosłym życiem odkupi swoje "winy". Bez swojej religii mógłby być bezbronny. Na zawsze obciążony straszną przeszłością.

Brak komentarzy: