sobota, 12 marca 2011

Złote żniwa. Zagadkowe zdjęcie

A zaczęło się od: Gorączka złota w Treblince

Jeszcze do niedawna zdjęcie to było podpisywane tak:

„To nie jest zdjęcie ze żniw. Kopacze z Wólki Okrąglik i sąsiednich wsi pozują do wspólnej fotografii z milicjantami, którzy zatrzymali ich na gorącym uczynku. W chłopskich kieszeniach były złote pierścionki i żydowskie zęby. U stóp siedzących ułożone czaszki i piszczele zagazowanych”. Reporterzy dostali zdjęcie od Tadeusza Kiryluka, byłego kierownika Muzeum Męczeństwa Żydów w Treblince. Kiryluk powiedział reporterom, że zdjęcie przedstawia „kopaczy” złapanych przez milicję w dużej akcji, krótko po wojnie”



Artykuł z dzisiejszej Wyborczej poniekąd rozwiązuje zagadkę postaci ze zdjęcia. Przynajmniej teza iż są to łupacze z Treblinki upada, bo zdjęcie zrobiono gdzie indziej.

Powiększenie. Nowe oblicze znanego zdjęcia


Od redakcji


Najpierw był reportaż sprzed trzech lat „Gorączka złota w Treblince”. Marcin Kowalski i Piotr Głuchowski, reporterzy „Dużego Formatu” „Gazety” opisali przykłady rabowania przez mieszkańców wsi masowych grobów pomordowanych Żydów. Zilustrowali to fotografią. Podpis brzmiał tak: „To nie jest zdjęcie ze żniw. Kopacze z Wólki Okrąglik i sąsiednich wsi pozują do wspólnej fotografii z milicjantami, którzy zatrzymali ich na gorącym uczynku. W chłopskich kieszeniach były złote pierścionki i żydowskie zęby. U stóp siedzących ułożone czaszki i piszczele zagazowanych”. Reporterzy dostali zdjęcie od Tadeusza Kiryluka, byłego kierownika Muzeum Męczeństwa Żydów w Treblince. Kiryluk powiedział reporterom, że zdjęcie przedstawia „kopaczy” złapanych przez milicję w dużej akcji, krótko po wojnie”.

Zdjęcie stało się inspiracją dla Jana Tomasza Grossa, który umieścił reprodukcję na obwolucie swojej książki eseju „Złote żniwa” (trafiła do księgarń w czwartek). Gross uznaje, że dziennikarze „Dużego Formatu” mają rację, a zdjęcie stało się katalizatorem jego historii o hienach rabujących masowe groby.

Tropem zdjęcia poszli też Michał Majewski i Paweł Reszka, reporterzy „Rzeczpospolitej”. W tekstach „Zagadka starego zdjęcia” i „Tajemnica zdjęcia z Treblinki” sugerują dwie wersje. Przytaczają wypowiedź Kiryluka, który mówi im co innego, niż reporterom „Dużego Formatu”. Że na zdjęciu są ludzie porządkujący teren. Dziennikarze „Rz” wykluczają, że zdjęcie przedstawia „kopaczy” złapanych w czasie tej obławy, którą opisali Kowalski z Głuchowskim: miała ona miejsce w marcu, a zdjęcie zrobiono najwyraźniej latem. W kolejnej publikacji Majewski i Reszka dochodzą do wniosku, że zdjęcie nie musiało zostać wykonane w Treblince i nie musi przedstawiać obławy na „kopaczy”.

Gross w swoim eseju opowiada się za ustaleniami Kowalskiego i Głuchowskiego. Uważa, że za twierdzeniami „Rzeczpospolitej” „nie przemawiają żadne dowody materialne”.

---------

Bez stresu

Na ekranie komputera powiększam kilkakrotnie "materialny dowód". Centymetr po centymetrze oglądam to, co już znane, opisane.

Co najmniej 42 postaci ubrane w codzienne stroje. Kobiety w luźnych, długich spódnicach, chusty na głowie, mężczyźni w koszulach, czapkach z daszkami. Pierwszy rząd siedzi lub klęczy, kilka osób bosych. Stojący podpierają się na łopatach.

Z lewej strony ośmiu żołnierzy lub milicjantów. Zbici w gromadkę, tylko jeden na skraju fotografii jakby zatrzymał się w pół kroku przed innymi, tachając przed sobą karabin maszynowy.

Za plecami cywilów stoi dwóch mundurowych. Jeden ma przekrzywioną czapkę.

Luz towarzyszący bohaterom zdjęcia wydaje się oczywisty. Ledwie kilkanaście osób patrzy w kierunku aparatu, reszta zajęta pogawędkami. Kilku cywili z prawej uśmiecha się do środka, kilku w środku patrzy na kobiety z prawej. Jeden z mężczyzn przyklęknął, trzymając niedbale łopatę, jakby w trakcie pogawędki z kobietą w kraciastej chuście.

Doktor Sławomir Sikora, antropolog wizualny, który zajmuje się analizą historycznych zdjęć, nie chce niczego rozstrzygać. Przyznaje: - Grupa ludzi nie wydaje się szczególnie zestresowana, schwytana na gorącym uczynku.

To samo mówi Joanna Bartuszek, etnografka, autorka książki o fotografii chłopskiej: - Moje wrażenie jest takie, że grupa chłopów porządkuje teren lub ekshumuje szczątki pod nadzorem mundurowych. I obydwoje dodają, że trudno o pewne wnioski, gdy nie zna się kontekstu zdjęcia.

Trzy szczegóły

Powiększam zdjęcie dziesięciokrotnie, by wychwycić to, co było niewidoczne.

1. Co najmniej cztery osoby ubrane po cywilnemu, stojące z lewej strony fotografii, nie patrzą w obiektyw, lecz w swoją lewą stronę. Dwie postacie z prawej patrzą w swoją prawą stronę. Podobnie dwie siedzące kobiety odwracają głowy do tyłu. Dwaj z prawej są rozbawieni, wyraźnie się uśmiechają.

Co odwraca ich uwagę? Dlaczego nie są skupieni na fotografie? Co ich bawi?

Rysuję na zdjęciu linie przedłużające ich spojrzenia. Wszystkie przecinają się w jednym miejscu. Co tam jest? Powiększam ten fragment na wydruku. Znowu lupa. To czapka, w zasadzie kaszkiet. Nie, kaszkiecik. Między kilkoma kobietami siedzącymi w pierwszym rzędzie wyłania się po prostu postać jakby siedząca na kolanach kobiety chyba przytrzymującej postać ramieniem. Bartuszek: - Ta główka w kaszkiecie jest mniejsza od pozostałych. Można przyjąć, że to dziecko.

Zatem ludzie ci mogli być rozbawieni zachowaniem dziecka. Czy "kopacze" plądrujący groby, profanujący zwłoki, mogli przyjść w z dzieckiem? Bawić się jego obecnością pod lufami mundurowych?

2. Przyglądam się tym lufom. Mundurowy, pierwszy z lewej, ma karabin, na którym błyszczy magazynek w kształcie talerza. Ale taki rkm nie był rzadkością w tamtym okresie. W wielu książkach historycznych, choćby o losach 6. Wileńskiej Brygady AK, znajduję zdjęcia wojskowych z takimi karabinami. Broń, wyraźną, ma jeszcze drugi mundurowy z lewej. Przewiesił ją sobie przez ramię. Spod łokcia wystaje kolba skierowana w dół. Za plecami musi być lufa.

Powiększam.

Ekran komputera nie jest dokładny. Sprawdzam na wydruku. Lupa do ręki. Gdzie jest lufa? Nie ma. Nie wystaje zza pleców. Pod łokciem mundurowego widzę jakby jej mały fragment. Ale idzie pod dużym kątem wobec kolby, a to znaczy, że strzelba jest w pozycji złamanej. Co to oznacza, wyjaśnia mi Krzysztof Lompert, instruktor Polskiego Związku Łowieckiego w Poznaniu, któremu podsyłam zdjęcie w wysokiej rozdzielczości. Pytam łowczego, bo to jedyne służby, które współcześnie w Polsce używają strzelb: - Broń w takim ułożeniu nie jest zdolna do strzału. Jeśli lufa skierowana jest do góry, to znaczy, że nie ma w niej amunicji, boby wypadła.

Bo, jak wyjaśnia Lompert, broń przełamuje się, by nikomu nie wyrządzić krzywdy. Gdyby mundurowi złapali rabusiów, dbaliby o gotowość do strzału.

3. Przy powiększeniu, za plecami pierwszego z lewej mundurowego, na horyzoncie wyłania się jakby wypukłość. Na wzgórzu? By utwierdzić się w domysłach, drukuję zdjęcie w formacie w wysokiej rozdzielczości, jak poprzednio w profesjonalnym zakładzie. Mocno oświetlam. Znów lupa. Wypukłość to co najmniej dwa budynki z elewacją jaśniejszą od dachów. Powiększam tylko ten fragment i drukuję. Już bez lupy widzę, że budynek wyższy stoi frontem do płaszczyzny fotografii, a drugi, nieco niższy, przylega do niego. Gdyby spojrzeć z góry, utworzą kompleks w kształcie litery T. Na powiększeniu widać też, że do jasnych budynków przylega coś ciemnego. Drzewa? Może ciemniejsze budynki?

Na dużym wydruku dostrzegam jeszcze inne zabudowania. Z prawej od budynków T z lasu wyłania się szpic podobny do kościelnej wieży. Pod nim, ale już niedaleko od miejsca zrobienia zdjęcia, może kilkadziesiąt metrów, widać jakby długie ogrodzenie. I jeszcze nietypowy pagórek, bardzo wysoki, być może nienaturalny. Konsultuję to z Jerzym Nogalem, fotoedytorem "Gazety Wyborczej". Ma wątpliwości, czy wieża nie jest aby smukłym drzewem, ogrodzenie - zabrudzeniem na zdjęciu, a pagórek - zbitką drzew. A budynek w kształcie T? Taaak. Choć może to sugestia?

Pytam jeszcze Mariusza Foreckiego, znanego fotoreportera. Ogląda fotografię:- Mogą to być jakieś zabudowania, ale zdjęcie nie jest zbyt czytelne - mówi.

Dziecko wśród dorosłych budzi wątpliwość, czy to hieny grobowe. Mundurowy z odbezpieczoną bronią nie może trzymać ludzi na muszce. Więcej nie da się jednak o tych wątpliwościach powiedzieć.

Ale charakterystyczne budynki - jeśli to budynki - mogą pozwolić odpowiedzieć na pytanie, gdzie zdjęcie zostało zrobione.

Twarze nadal anonimowe

Zjawiam się w Treblince na początku lutego. Przez media przetacza się debata o "kopaczach", bo dziennikarze jeszcze przed drukiem poznali tekst eseju Grossa. Zdjęcie jest już tak sławne, że Edward Kopówka, kierownik Muzeum Zagłady, trzyma oryginał pod kluczem.

Kopówka też chciał zbadać, czy zdjęcie pochodzi z Treblinki. Dał ogłoszenie w lokalnej prasie z powiększonymi twarzami bohaterów i apelem, by zgłaszali się świadkowie. Przyszedł tylko jeden mail, że to zdjęcie z Treblinki, ale bez konkretów.

"Gazeta" również opublikowała ogłoszenia w prasie podlaskiej. Z powiększonym zdjęciem i prośbą o kontakt. Odpowiedziało kilkanaście osób. W większości ciekawych, co udało nam się ustalić. Jedna z kobiet twierdziła, że na zdjęciu jest jej syn, w mundurze. Ale urodził się w 1956 r. A zdjęcie nie może pochodzić aż z lat 70. Inna kobieta uznała, że na zdjęciu jest jej ojciec. Czwarty z lewej. Upierała się, że w garniturze, bo nie nosił munduru. Ale ten mężczyzna na fotografii stoi na pewno w oficerkach, mundurze i wojskowej furażerce.

Innej misji podjęła się pani Mariola, pracownica muzeum w Treblince. - Zła sława wokół zdjęcia pozamykała okolicznych mieszkańców - mówi mi Kopówka - może dlatego nie było odzewu na zdjęcie? Mariola wychowała się w okolicy, może jej zaufają?

Z odbitkami powiększonych twarzy ze zdjęcia Mariola chodzi od drzwi do drzwi, rozmawia ze starszymi mieszkańcami. Kopówka miał nadzieję, że może choćby kto z zemsty, zawiści, wskaże sąsiada na zdjęciu, skoro cała Polska mówi, że to "kopacze". Nic. Marioli udaje się tylko wyszarpać od ludzi kilkanaście fotografii z okresu wojny. Postacie stojące na tle domów, zatrzymane przy pracy, ale żadna z fotografii nie wnosi niczego do pytania o tę słynną.

Trzeba spojrzeć z góry...

- Jeśli ludzie się nie poznają, to może nie to miejsce?

- A jak pan chce to zbadać? - pyta Kopówka. - Na zdjęciu przecież tylko las, piach i kamienie.

Rozkładam przed nim reprodukcję powiększoną dziesięciokrotnie.

- Znam to na pamięć - mówi.

- A to? - pytam.

Kopówka jest zaskoczony. Na oryginalnej fotografii 9x6 cm nie mógł tego dostrzec. - Nigdy - mówi - nie zetknąłem się z takimi obiektami w pobliżu obozu. Ani na zdjęciach historycznych, ani współcześnie.

To nie może być zdjęcie z Treblinki - mówi podniecony.

Kopówka zna region jak własną kieszeń, być może się nie myli. Ale czuję, że bardzo też chciałby odsunąć od miejsca, w którym żyje i pracuje, fatalną sławę, którą przypisano zdjęciu. Choć Kopówka nie ma wątpliwości, że przypadki hien grobowych są oczywiste i bezdyskusyjne. Czy jednak nie obrażono pamięci ludzi, którzy z hienami nie mają nic wspólnego?

Jak sprawdzić, czy budynki na zdjęciu były lub są w Treblince? Czy można choć wykluczyć to miejsce?

Próbuję na kilka sposobów.

1. Najmniej dowiedzieć się można o pejzażu wokół Treblinki, stojąc na terenie obozu I lub II. Gdzie nie spojrzeć - lasy, którymi obsadzono teren, jak mówi Kopówka, w latach 50. Z nich nie wyłania się żadne wzgórze lub wzniesienie z budynkami jak na zdjęciu, ale to niczego nie przesądza bo może ich już nie być albo drzewa za wysokie.

Kopówka przez kilka dni bada dostępne w muzeum stare zdjęcia okolic obozu. To kilkanaście fotografii znanych mi z internetu, z portali opisujących obozy zagłady na świecie. Nie ma na nich pejzażu podobnego do tego na zdjęciu.

2. Korzystam z cyfrowych map lotniczych Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii na stronie Geoportal. Widać tam, że las rozciąga się w pasie co najmniej 6 km od południa po północ. A tylko na tym obszarze poszukuję budynków ze zdjęcia. Dlaczego? To wyjaśnia inny detal na zdjęciu.

3. Cienie. Padają na fotografii wyraźnie z lewej na prawą. I są bardzo krótkie. Wystarczy spojrzeć na spory kamień na pierwszym planie, z lewej. Barbara Bogdańska z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie objaśnia: Słońce nie mogło padać z zachodu i wschodu, bo cień za krótki. Prawdopodobny jest pas między południowym wschodem a południowym zachodem.

Jeśli nałożymy to na mapę Treblinki i okolic, to ludzie na fotografii mogą mieć za plecami tylko kierunki w pasie od południa do północnego wschodu. Zatem w grę wchodzi promień między wioską Rostki na południu od Treblinki i Złotkami na północnym zachodzie. Na tym obszarze musiałyby stać budynki, gdyby zdjęcie wykonano w którymś z dwóch obozów Treblinki. Jeśli budynki były blisko - około kilkuset metrów od miejsca, gdzie zrobiono zdjęcie - to może to być niska zabudowa gospodarcza. Jeśli daleko, nawet 5-6, nawet 10 km, czego nie wyklucza fotoedytor Jerzy Nogal, to muszą mieć kilkanaście metrów wysokości. - Tak wielkich budowli, na miarę klasztornych, na pewno nie było w okolicy Treblinki - zapewnia Kopówka.

W miarę duży kościół był w Małkini, na północny wschód od obozu. Ale nawet gdyby ludzie mieli je za plecami, cienie padałyby z zachodu.

Oglądam mapy topograficzne GUGiK i współczesne zdjęcia lotnicze. Nie ma tam budynków w kształcie litery T na lekkim wzniesieniu w promieniu 3-5 km od Treblinki. Jest wiele zabudowań okolicznych wsi, ale z poziomic tych map wynika, że są położone niżej niż obóz Treblinki. A budynki na zdjęciu są wyżej lub na tym samym poziomie.

Ale to też nie przesądza. Może coś przeoczyłem w gąszczu map? A jeśli tych budynków już nie ma? Jeśli zostały zburzone, a w ich miejscu zasadzono las?

Z różnych ocen wynika, że zdjęcie musiało być wykonane w latach 40. lub 50. W internecie są zdjęcia lotnicze aliantów z okresu wojny, jak choćby National Archives, GX 120, z maja 1944 r. Nie znajduję na nim interesujących mnie budynków, ale nadal niczego nie przesądzam. Jest niewyraźne i obejmuje tylko teren obóz i mały fragment okolicy.

W Centralnym Ośrodku Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej zamawiam zatem najstarsze zdjęcia lotnicze, jakimi ośrodek dysponuje. Z 1958 r. To fotografie obejmujące obszar prawie 4 km od obozów Treblinki. Są biało-czarne, ale dobrej jakości. I mam szczęście. Z umieszczonego na nich zegara oraz cieni drzew wynika, że zrobiono je, gdy słońce padało z południowego-wschodu. Na zdjęciach widać, że obszar południowy był wówczas słabiej zalesiony, ale i pozbawiony budynków. Trzy kompleksy zabudowań znajduję na zachód od Treblinki. W jednym domy układają się w T, ale przed nimi jest wiele drzew. Budynki byłyby zatem, patrząc z obozu zagłady, zasłonięte. Nie jestem w stanie rozpoznać innych budowli. Są również za drzewami, zbyt rozproszone, ale mogły inaczej wyglądać, jeśli tajemnicze zdjęcie zrobiono tuż po wojnie. I nie wiem, czy są wystarczająco duże, by były widoczne z 3-4 kilometrów.

...a potem z dołu

Postanawiam przejrzeć wszystkie dostępne zdjęcia historyczne Treblinki z okresu wojny i późniejszego. Wbrew oczekiwaniom nie ma ich dużo.

Kilkanaście jest w samym muzeum w Treblince. Niczego, jak pisałem, nie wnoszą. Albumem blisko 50 zdjęć dysponuje Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie. Przeglądam je wspólnie z Martyną Rusiniak-Karwat, historyczką, autorką pracy "Obóz zagłady Treblinka II w pamięci społecznej (1943-1989)", w której opisała również przypadki rabowania zwłok pomordowanych przez miejscowych. Rusiniak wiele razy oglądała te fotografie.

ŻIH ma oryginały zdjęć znanych mi z internetu, jak płonący obóz w Treblince z 1943 r., gdy grupa więźniów wznieciła bunt. Pokazują płaski jak talerz pejzaż wokół obozu. Bez zabudowań. Są też w Instytucie zdjęcia zrobione przez polską komisję wizytacyjną prawdopodobnie w 1944 r. A także fotografie amerykańskiego stowarzyszenia Joint z udziałem organizacji żydowskich i Dawida Kahana, naczelnego rabina Wojska Polskiego, z 1947 r.

Ich opisy są jednak niedokładne: - Niektóre zdjęcia są źle podpisane, mylnie wskazują daty - zauważa Rusiniak. - Nie mam stuprocentowej pewności, że niektóre w ogóle wykonano w Treblince.

Zdjęcia nr 13 i 36 pokazują szerszą panoramę okolicy i są takiej jakości, że nadają się do porównania. Jeśli wykonano je w Treblince, to piaszczysto-kamienisty grunt oraz zalesienie bardzo podobne jest do tego, jak na naszej tajemniczej fotografii.

Pierwsze: z wizyty polskiej komisji z 1944 r., gdzie w prawym rogu zdjęcia widać słabo zarysowane wzniesienie, a na nim stożek przypominający budynek. Ale równie dobrze może to być czubek drzewa.

Drugie (z tej samej wizyty): grupa ludzi przygląda się wykopowi, w którym bieleją czaszki i kości. W tle panorama, ale raczej płaska, bez zabudowań.

Na zdjęciu z wizyty komisji Joint i organizacji żydowskich pozują 22 osoby cywilne i 7 mundurowych. Jeden z mężczyzn ma rkm, ale inny mundur niż na naszej fotografii. Za ich plecami są chyba jakieś wzniesienia, ale nie da się rozstrzygnąć, bo zasłonięte przez ludzi.

Archiwalne zdjęcia z Treblinki można też znaleźć na stronach internetowych, jak www.deathcamps.org dokumentującej obozy zagłady. Ale nie ma wśród nich podobieństw do naszego. Z wyjątkiem gruntu: ten sam piaszczysty, kamienisty, prawie pustynny.

Jest jeszcze nagranie Polskiej Kroniki Filmowej z 1957 r. To 45-sekundowy film "Hieny". Lektor Włodzimierz Kmicik czyta: "Dawny obóz zagłady w Treblince jest dziś zaniedbany i zapomniany. W Treblince grasują ludzie hieny. W poszukiwani złota i kosztowności rozkopują groby i przetrząsają prochy spalonych więźniów. (...) Szczątki pomordowanych nie znajdują spokoju nawet po śmierci. Czy nie ma sposobu, aby ukrócić ten rabunek na grobach wielu tysięcy ofiar faszyzmu?". Na nagraniu widać fundamenty budynków obozu w Treblince, leżące na ziemi kości i wykopane dziury w ziemi. Jest również sześć kadrów pokazujących szerszą perspektywę. Nagranie jest dość wyraźne, ale nie widać budynków na wzniesieniu. Obrazów tych jednak nie da się powiększyć bez utraty jakości.

Jeśli przyjmiemy, że budynki nie znajdują się w okolicach Treblinki, a na pewno nie było tam dużych obiektów na skalę klasztornych, to gdzie je znajdziemy?

Klasztor nad kaźnią Rosjan...

Trzymam się wersji, że zdjęcie wykonano w północno-wschodniej Polsce. Bo jednym ze śladów jest informacja dziennikarzy "Rzeczpospolitej", którzy usiłowali rozszyfrować podpis na odwrocie: "Tad. Krasnodębski. PKS". Zdaniem reporterów, mogło chodzić o kierowcę PKS, który mieszkał w okolicy, w Sokołowie Podlaskim.

Kopówka zna Podlasie, także jego architekturę. Siedzimy nad mapami, typując miejsca, gdzie znajdują się duże budowle idące w T. A jakiej są wielkości? Jeśli znajdują się kilka kilometrów od miejsca, gdzie zrobiono zdjęcia, to muszą być wysokie nawet na kilkanaście metrów.

Może kościół Trójcy Przenajświętszej i seminarium w Drohiczynie, ok. 60 km na południowy wschód od Treblinki?

Budowle w Drohiczynie mają 300 lat. Wysokie na 20 metrów. Budynek kościoła i przylegający do niego niższy Dom Biskupi układają się w kształt T. Ze zdjęć lotniczych wynika, że kościół stoi na wzgórzu.

Czy zdjęcie mogło być zrobione, gdy cień był krótki i padał z południowego zachodu?

Czy było tam miejsce kaźni, ekshumowane, sfotografowane?

To pierwsze muszę sprawdzić na miejscu, przy dobrej pogodzie. Drugie jest pewne szybciej.

W Tonkielach k. Drohiczyna, jak wynika z informacji IPN w Białymstoku, Niemcy rozstrzelali 20 tys. radzieckich jeńców, a część zwłok wydobyto po wojnie i zbudowano upamiętniającą mogiłę.

Tonkiele oddalone są od klasztoru w Drohiczynie, jak zwą kościół miejscowi, 5 km w linii prostej. Gdy pokazuję powiększone zdjęcie Stanisławowi Kalinowskiemu, właścicielowi motelu, w którym się zatrzymuję. Ąż podskakuje: przecież to nasz klasztor w Drohiczynie! I zapewnia, że przy dobrej pogodzie budynki widać go nawet z motelu, tuż koło Tonkieli. Ja nie widzę, bo gdy zajeżdżam, szaleje śnieżyca.

Jadę więc do Drohiczyna. Niepokoi mnie widok seminarium, które nie wpisuje się w budynki na zdjęciu. Ale jeden z księży zapewnia, że zostało rozbudowane w ostatnich latach. Ksiądz "Gazety Wyborczej" nie lubi, nie chce, by posługiwać się jego nazwiskiem. Ale pali się do pomocy, by rozwikłać zagadkę, bo na tajemniczej fotografii też widzi klasztor w Drohiczynie. Na bok zatem animozje, prosi o zdjęcie i odezwie się po dokładnej analizie, a ma ku temu wiedzę i wykształcenie, ale o tym też nie każe pisać. Udostępnia mi też stare zdjęcia z archiwum diecezji. Budynek kościoła i Domu Biskupiego podczas wojny wyglądał podobnie jak teraz. Zatem mógł pojawić się na fotografii.

No niech się ta pogoda poprawi! Ale na drugi dzień też śnieży. Nie mogę więc ocenić, stojąc w Tonkielach, gdzie dokładnie na horyzoncie stoją budynki kościoła i jak wyglądają. A stoję na środku cmentarza upamiętniającego ofiary hitlerowskich represji. Jeśli wydobywano ciała z ziemi, to tu. Kilku starszym mieszkańcom Tonkieli pokazuję powiększone zdjęcie. Nic im nie to mówi. Jeden pokazuje ręką, że klasztor jest na wschodzie, drugi, że dalej, na południe.

A śnieżyca szaleje na całego.

Jadę do IPN w Białymstoku. Mają tam pięć tomów ze zbrodni w Tonkielach. Może będą zdjęcia? Ale akta okazują się cienkimi teczkami. Razem może 100 stron relacji mieszkańców Tonkieli i okolic. Jak to Niemcy po zaatakowaniu w 1941 r. ZSRR wzięli do niewoli czerwonoarmistów. Trzymali w Suchożebrach pod gołym niebem. Głodzili. Jeńcy wyjedli w obozie trawę i korzonki. Dochodziło do przypadków kanibalizmu. Na koniec Niemcy zwozili jeńców co kilka tygodni do Tonkieli i rozstrzeliwali nad rowem przeciwczołgowym. Rów, nad samym Bugiem, był linią demarkacyjną w okupowanej Polsce. Wykopali go sami Rosjanie. Swój grób, który w zamyśle miał odgrodzić ich od Niemców.

Waldemar Monkiewicz, prokurator, który badał sprawę Tonkieli, zamknął ją w 1974 roku. Informacją, że prosił Niemców o pomoc w ściganiu zbrodniarzy. Ale w aktach brak informacji, czy otrzymał odpowiedź.

No i brak zdjęć, które można by porównać z tajemniczą fotografią.

Gdy wracam do Tonkieli, świeci słońce. Staję przy cmentarzu rozstrzelanych czerwonoarmistów. Nic nie widać na horyzoncie, bo zasłaniają lasy. Schodzę jakieś 200 metrów prawie nad sam brzeg Bugu. Na horyzoncie, za rzeką, widzę słaby zarys. Czy to kościół w Drohiczynie? Nie wiem. Niby jakieś budynki. Wyciągam kompas. Gdyby tu zrobiono zdjęcie, to słońce musiałoby świecić z północy

Nonsens.

...i żydowskich rodzin

Jadę na południe od Tonkieli. Gdy staję między zalaną przez powódź wsią Bużyska i Korczewem, widzę kościół w Drohiczynie ustawiony prawie tak jak na zdjęciu. Pasuje też ustawienie cieni, tyle że słońce pada prawie z zachodu, cienie są bardzo długie. Ale jest luty. Latem byłyby krótsze. Także Barbara Bogdańska z IMGiW sugerowała, że długość cienia na zdjęciu oznacza, że zdjęcie wykonano raczej w miesiącach ciepłych.

Ale skąd wzięłyby się tu czaszki, kości? Fakt, ta ziemia krwawi gdzie bądź. Ledwie dwa kilometry dalej, w Szczeglacinie, był obóz hitlerowski dla okolicznych Żydów. Upamiętnia to gablota w wiejskim sklepie spożywczym. Wisi tam zdjęcie młodych Żydówek stojących na terenie obozu pracy. Z opracowania Marty Woźniak "A ziemia się jeszcze ruszała " dostępnym na stronach stowarzyszenia Centrum Badań nad Zagładą Żydów wynika, że kilkuset Żydów wraz z dziećmi zostało w obozie zamordowanych w 1942 r.

Czy zdjęcie przedstawia porządkowanie ciał w Szczeglacinie? Irena Tomczuk, 88-latka, która żyje tu od dziecka, na zdjęciu nikogo nie poznaje, sama innych zdjęć nie ma i nie pamięta, by rozkopywano tam jakieś kości.

Jadwiga Urban z Korczewa sugeruje, że na zdjęciu piąty z lewej, w furażerce, to jakby podobny do jej męża, który w 1945 r. wrócił z Berlina. Ale Urbanowa nie jest pewna, a zdjęć męża do porównania nie ma. Dzieci pogubiły. A gdzie mąż mógł kopać kości? Urbanowa nie ma pojęcia.

Zdjęciu przygląda się Zbigniew Chybowski, emerytowany nauczyciel historii z Korczewa. Może to szarwark, mówi, jak nazywano po wojnie prace na rzecz gminy. Bo matka Chybowskiego, teraz 90-latka, jeździła na szarwarki, wyrównywała drogi z kilofem ręku. Chybowski pokazuje jej zdjęcie. Może, mówi, ta kobieta - pokazuje palcem na szóstą z lewej - to Nastka Jarmochówna? Jarmochowie mieszkają 200 metrów od Chybowskich. Dziadek Jarmochów co prawda siedział w obozie w Treblince, skąd uciekł, ale Jarmochowie żadnej Nastki nie mieli. A kobieta na zdjęciu na pewno ich babcią nie jest.

Wyjeżdżam z Korczewa, śnieżyca straszna. Z przystanku zabieram pijanego starszego mężczyznę. Stefan, 87 lat. Podrzucam go do domu do pobliskich Laskowic, gdzie na przystanku ktoś maznął szerokim pędzlem "Koniec świata". Gdy mówię, o czym reportaż, Stefan płacze. Oni tak cierpieli, synku, mówi, w tych wagonach, do Treblinki, a ja dlatego muszę się napić każdego dnia, bo ich widzę od 60 lat, a dzieci moje tylko tyle, że ja zachlany, no ale jak nie, jak trzeba, prawda? No bo jak z tym żyć?

Prawie zanoszę dziadka Stefana do domu, a już leci za nami syn i synowa Stefana, ciesząc się, że nie musieli jechać, bo już ludzie dzwonili, że dziadek leży na ulicy. Jeszcze dziadkowi się dostaje, że znowu zachlany. Pokazuję mu jeszcze zdjęcie, ale zwala się za stołem.

Dzwoni ksiądz. Na jego wychodzi, że to nie Drohiczyn. Powinno być widać na wzgórzu, jak mówi, jeszcze klasztor Sióstr Benedyktynek. A nie widać. No nie widać.

Dzwoni Edward Kopówka.

- Mam - mówi - to kościół w Zarębach Kościelnych! Na pewno!

Zaręby są jakieś 20 km od Treblinki. Podobna architektura na polach w pobliżu, jak mówi Kopówka, były kaźnie hitlerowskie. Jedziemy razem. Kościół pasuje, jest dobudówka. Oddalamy się w kierunku południowo zachodnim, stajemy w szczerym polu. Podobny widok jak na zdjęciu. Brak lasów, no ale to akurat zmienna dopuszczalna.

- A nie mówiłem? - Kopówka się cieszy. Wyciągam kompas, pokazuję kierownikowi muzeum w Treblince.

- I co? - pyta.

- Ano to, że słońce musiałoby świecić z północy - mówię.

- No niech to, wszystko by się zgadzało, gdyby nie to słońce - wzdycha.

***

Gdybym miał osądzić bohaterów zdjęcia, z którymi spędziłem kilka miesięcy, to zgodnie ze znaną maksymą rozstrzygałbym wedle wątpliwości. A tych mam tak wiele, że uwolniłbym tych ludzi, dziecko i mundurowych od ciążących na nich, makabrycznych zarzutów rabowania zwłok.

Źródło: Gazeta Wyborcza

http://wyborcza.pl/1,111789,9241381,Powiekszenie__Nowe_oblicze_znanego_zdjecia.html

Brak komentarzy: