Jeden z częściowych zastępców starych fregat, USS Independence z typu LCS
Amerykańska fregata USS Kauffman wyruszyła na swój ostatni patrol. Kiedy wróci za sześć miesięcy do macierzystej bazy w Norfolk, zakończy się historia tego typu jednostek i na najbliższe lata w ogóle tej klasy okrętów w USA. Tymczasem w Polsce znacznie starszemu bliźniakowi USS Kauffman postanowiono dać drugie życie i go wyremontować.
USS Kauffman wyruszył na trwający pół roku patrol z głównej atlantyckiej bazy US Navy w Norfolk. Obecnie zmierza na południe, w kierunku Karaibów, gdzie będzie polował na przemytników narkotyków w ramach Operacji Martillo. Droga morska jest obecnie jedną z najważniejszych w szmuglu nielegalnych substancji do USA. Przemytnicy korzystają zarówno z małych statków jak i małych szybkich łodzi, jachtów czy prymitywnych okrętów podwodnych.
Amerykanie wysyłają do zwalczania przemytu fregaty, bowiem mogą one pozostawać w morzu przez kilka tygodni bez przerwy (patrol formalnie trwa pół roku, ale w jego trackie okręt wiele razy zawinie do portów na Karaibach w celu uzupełnienia zapasów) i mają na pokładzie dwa śmigłowce, znacząco ułatwiające polowanie na przestępców. Na dodatek mają działo kalibru 76 mm i działka które w zupełności wystarczają do walki z przemytnikami.
Bez następcy
Pomimo przydatności w swojej antynarkotykowej misji, fregaty takie jak USS Kauffman, czyli należące do typu Oliver Hazard Perry (OHP), są w ocenie Amerykanów reliktem przeszłości. Ze względu na wiek, stopień zużycia i relatywnie wysokie koszty obsługi (około 160 osób załogi to bardzo dużo jak na okręt do walki z przemytnikami) US Navy przyśpieszyło ich wycofywanie ze służby. USS Kauffman jako ostatni opuści szeregi amerykańskiej floty we wrześniu.
Tym samym Amerykanie na najbliższe lata zrezygnują całkowicie z fregat, zatem po raz pierwszy od czasów drugiej wojny światowej w składzie US Navy nie będzie jednostek tej klasy. Po części to wynik zmiany strategii amerykańskiej floty, a po części problemów z budową nowych okrętów, które miałyby wypełnić powstałą pustkę.
Zadania fregat typu OHP mają częściowo przejąć budowane właśnie mniejsze okręty typu Littoral Combat Ship, które teoretycznie powinny należeć do klasy korwet, ale Amerykanie dotychczas woleli je określać po prostu jako LCS (Okręty Walki Przybrzeżnej). W przyszłości, około 2019 roku, ma zostać rozpoczęta budowa nowego typu większych jednostek opartych o typ LCS, które w pełni zastąpią typ OHP i zostaną też nazwane fregatami.
Podarki dla sojuszników
USS Kauffman i inne fregaty wycofane ze służby w ostatnich latach najprawdopodobniej nie trafią na złom, ale zostaną oddane lub sprzedane z małe pieniądze państwom sojuszniczym. W ten sposób Amerykanie chcą się pozbyć łącznie ośmiu okrętów. Po dwa mają trafić do Meksyku i Tajlandii a cztery na Tajwan.
Dla Amerykanów, dysponujących najpotężniejszą flotą świata, stare fregaty są mało przydatne, ale dla mniejszych i biedniejszych państw mogą jeszcze prezentować pewną wartość. Jednostki typu OHP stanowią najliczniejszą grupę "darowanych" amerykańskich okrętów. Osiem byłych fregat US Navy pływa pod banderą Turcji, cztery Egiptu, dwie Polski a po jednej Bahrajnu i Pakistanu.
Dla Amerykanów oddawanie starych fregat to bardzo korzystny układ, bowiem zamiast wysyłać je na złom, mogą na nich jeszcze zarobić, wzmocnić potencjał swoich sojuszników i zyskać ich wdzięczność. Na dodatek amerykańskie firmy zarabiają wiele milionów dolarów na remontach jednostek typu OHP. Potem dochodzi jeszcze kwestia kupowania części zamiennych i kolejnych napraw, które w przypadku mających po ponad 20 lat okrętów są niezbędne.
Generałowie z amerykańskim rodowodem
W ten schemat już ponad dekadę temu wpisała się Polska. Po wejściu do NATO zdecydowano się przejąć od Amerykanów dwie fregaty typu OHP. W ten sposób w 2002 roku USS Wadsworth stał się ORP Gen. T. Kościuszko, a USS Clark ORP Gen. K. Pułaski. Obie fregaty należały do najstarszych w swoim typie, zbudowano je w latach 1979 i 1980, przez co jako jedne z pierwszych zostały wycofane ze służby w US Navy i przeznaczone do "podarowania".
Już wówczas decyzja MON o przejęciu obu fregat rodziła wiele kontrowersji. Rządowi wytykano, że są to jednostki, które Amerykanie inaczej posłaliby na złom, przestarzałe i zużyte. Na dodatek wraz z nimi zakupiono jedyne symboliczne ilości uzbrojenia rakietowego (rakiety przeciwokrętowe Harpoon i przeciwlotnicze SM-1), niepozwalające w pełni uzbroić nawet jednej fregaty.
Decyzję przeważyło jednak to, że inaczej polska flota nie miałaby żadnego dużego okrętu nawodnego, na którym mogliby szkolić się i utrzymywać swoje umiejętności marynarze. W tym samym czasie szykowano się bowiem do wycofania ze służby ponad 30-letniego poradzieckiego niszczyciela ORP Warszawa. Obie fregaty miały posłużyć jedynie dekadę, bowiem około 2010 roku planowano przyjąć do służby pierwszą korwetę typu Gawron
Fregaty tylko z nazwy
Nie powstanie jednak żadna polska korweta. Wobec tego wysłużone poamerykańskie fregaty nadal muszą pełnić de facto funkcję okrętów szkolnych. Ze względu na zużycie i wiek, zdolności bojowe obu jednostek są bowiem niewielkie, a skuteczne mogą być właściwie tylko w zakresie zwalczania okrętów podwodnych.
W związku z tym MON podpisał w 2013 roku umowę z Amerykanami, którzy za 34 miliony dolarów wyremontują ORP Gen. K. Pułaski. Dzięki temu stara fregata ma jeszcze dotrwać do połowy przyszłej dekady, kiedy zgodnie z planami mają być już gotowe nowe okręty polskiej floty, w tym ex-Gawron, czyli okręt patrolowy Ślązak i być może nowe okręty obrony wybrzeża Miecznik oraz patrolowe Czaple. Wówczas na nie przesiądą się marynarze, którzy do tego czasu będą utrzymywać umiejętności na de facto okręcie szkolnym ORP Gen. K. Pułaski.
Decyzje podejmowane przez MON wskazują na to, że ministerstwo nie ma złudzeń co do potencjału starych amerykańskich fregat i podobnie jak Amerykanie, najchętniej by się ich pozbyło. Nie przewiduje się ich modernizacji, tak aby przedstawiały jakąś wartość bojową, ale jedynie znacznie tańszy doraźny remont. Nie ma też mowy o usprawnieniu starszego ORP Gen. T. Kościuszko, który prawdopodobnie zostanie rezerwuarem części zamiennych dla nowszego ORP Gen. K. Pułaski.
Problem w tym, że budowa nowych okrętów idzie w Polsce wyjątkowo opornie. Podobnie ich zakupy za granicą. O ile w wojskach lądowych czy lotnictwie widać postępy w modernizacji, tak flota jest od ponad dekady utrzymywana na powierzchni doraźnymi zakupami na małą skalę i starymi okrętami przyjmowanymi "w darze" od sojuszników. Bez konsekwentnej realizacji zapowiedzianego w 2014 roku wielkiego programu faktycznej odbudowy Marynarki Wojennej, za dziesięć lat będzie ona bardzo skromną siłą pozbawioną większych okrętów nawodnych i okrętów podwodnych.
Proste narzędzie do konkretnego zadania
W 2025 roku, kiedy MON planuje ostatecznie zakończyć karierę fregat OHP w polskiej flocie, ORP Gen K. Pułaski będzie miał 45 lat. Konstruktorzy zakładali natomiast pierwotnie, że okres jego służby wyniesie około 25 lat, co jest standardem dla większości okrętów nawodnych w US Navy. W praktyce większość amerykańskich fregat OHP służyło nawet krócej, bowiem po zakończeniu zimnej wojny uznano je za nieperspektywiczne i mało przydatne, wobec czego chętnie obdarowywano nimi sojuszników.
Fregaty OHP zaprojektowano w latach 70. Miały być relatywnie tanimi i masowo budowanymi okrętami do ochrony większych jednostek oraz statków handlowych przed radzieckimi okrętami podwodnymi i w mniejszym stopniu bombowcami dalekiego zasięgu. Chęć ograniczenia kosztów doprowadziła do świadomego ograniczenia potencjału bojowego okrętów i rezygnacji z możliwości ich późniejszych głębokich modernizacji. Pomimo tego średni koszt jednej fregaty wzrósł ostatecznie z planowanych 63 milionów dolarów do 194 milionów.
Amerykańskie stocznie zbudowały 51 jednostek typu OHP w latach 1975-1989. Dodatkowo na licencji Tajwan zbudował dziewięć kolejnych, Hiszpania sześć, a Australia dwie. Choć US Navy swoich okrętów się pozbywa, to wiele innych użytkowników planuje przeprowadzać coś, czego Amerykanie nie zakładali, czyli głębokie modernizacje fregat OHP. Pracują nad tym między innymi Turcy, którzy znacząco odnawiają swoje jednostki zwiększając ich możliwości bojowe. Próbowali nawet zachęcić takim rozwiązaniem polski MON, ale bez rezultatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz