Życie Maliny do niedawna wyglądało całkiem spokojnie. Naturalna, ale bardzo ładna kobieta od 7 lat pracuje w mediach. Na co dzień pisze w tygodniku "Nie". Jednak prawdziwą jej pasją są psy. Niemal wszędzie towarzyszy jej ukochana suczka. Sama Błańska zaangażowana jest natomiast w walkę o prawa dla posiadaczy psów. Aby mogli choćby wchodzić z nimi do restauracji czy do sklepu. Ale nie działalność społeczna uczyniła ją znaną. To właśnie ona ujawniła nieznane oblicze Wojciecha Fibaka. Wykorzystała do tego prowokację dziennikarską, którą potem opublikował tygodnik "Wprost".
Na pierwsze spotkanie przyszła ubrana zwyczajnie, nie chciała czarować tenisisty gołymi połaciami ciała. - Pierwszego spotkania nie bałam się, bo nie wiedziałam, co mnie czeka... Miałam wysokie oficerki, spodenki i bluzkę po samą szyję. A Fibak ładował mi język do gardła po pierwszej godzinie od poznania - opowiada "Super Expressowi" Malina. - Za drugim razem, gdy już miałam doświadczenie pierwszego spotkania, poszłam z obstawą... - dodaje.
Pan Wojciech zaproponował jej skojarzenie z bogatym kolegą. Mówił, że dziewczyna nie musiałaby martwić się o rachunki, pojeździłaby trochę po świecie, pobawiła się. Musiałaby stać się damą do towarzystwa.
Czy teraz, po tym wszystkim, boi się reakcji Fibaka? Wszak to osoba z potężnymi wpływami.
- Jedyną obawą naszego prawnika redakcyjnego, czy puszczać ten tekst, była kwestia mojego bezpieczeństwa. Ale w końcu dziennikarz, który nie ma wrogów, nie jest dziennikarzem - mówi Błańska.
Jedyne co dziennikarka do tej pory nadal pozostawia w tajemnicy, to nazwisko pana X, z którym były tenisista chciał ją umówić... - Fibak mógł oczywiście konfabulować, dlatego nie upubliczniłam tożsamości pana X. Jeśli jednak nie konfabulował, to chciał mnie poznać ze starszym biznesmenem światowej klasy - kończy Malina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz