- Z perspektywy czasu, jak Pan ocenia prezydenturę Lecha Kaczyńskiego? Czy nadszedł już czas, że można tę prezydenturę zrecenzować?
- Oczywiście, że można, bo jest skończona. Problem polega tylko na tym, że każda próba recenzji, uwikłana jest w straszliwe zawirowania emocjonalne. W związku z tym jedno nieopatrzne słowo wypowiedziane pod adresem Lecha Kaczyńskiego, w oczach PiS-owców kwalifikuje Pana jako zdrajcę, a w oczach platformersów jako oszołoma. W związku z tym, można podsumować intelektualnie prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, tylko to jest zajęcie o najwyższym stopniu ryzyka. Saperka na polu minowym.
- Dla Pana już nie.
- Kaczyński był świetny, jeśli mierzyć jego prezydenturę rozmachem i idealizmem jego wizji politycznej. Słaby, jeśli mierzyć ją jakością zarządzania, umiejętnościami negocjacyjnymi czy zdolnością przekuwania wizji w czyn. No i, co oczywiste, w przeciwieństwie do swojego brata, był słabo dostosowany do marketingowych wymogów nowej polityki. Należał ewidentnie do starej szkoły.
- A jak Pan reagował na głosy sprzeciwu, że Lech Kaczyński nie zasłużył na to, by być pochowanym na Wawelu?
- To była przecież bardzo agresywna walka o kształt legendy Kaczyńskiego. Jedni do dzisiaj chcą zbudować romantyczną legendę człowieka, który złożył ofiarę z życia za swoją szlachetność i uczciwość, a drudzy za wszelką cenę chcą tę legendę zniszczyć, ponieważ oceniają ją, jako zagrożenie dla własnego rządu dusz i w efekcie własnej władzy. Więc głosy protestu przeciw pochówkowi na Wawelu nie były zwykłymi opiniami ludzi, którzy coś po prostu uważają i mają jakieś argumenty. Ale od samego początku, od pierwszego apelu Wajdy, były trąbką bojową, wzywającą do bezpardonowej rozprawy z legendą, o groźnych dla PO skutkach politycznych. Na tym polega tu zasadnicza trudność wypowiadania jakichkolwiek opinii. Ja na przykład zawsze byłem przekonany, że krypty wawelskie mają kryć tylko szczątki królów i dawnych bohaterów. I gdyby mnie Pan kiedykolwiek wcześniej zapytał o pochówki współczesnych polityków, to byłbym przeciw. Ale jak Pan sam rozumie, nigdy bym nie poszedł z Wajdą na jego wojnę z narodową pamięcią i patriotycznymi emocjami Polaków.
- Czy były takie momenty, że przyszło Panu do głowy, że do katastrofy smoleńskiej mogło dojść w wyniku zamachu?
- Ta myśl jest cały czas obecna w mojej głowie, ale na takiej zasadzie, na jakiej może być obecna w głowie każdego zdroworozsądkowego człowieka. To jest dokładnie tak samo jak ze śmiercią generała Sikorskiego. Nigdy nie przeczytałem żadnego dokumentu ani świadectwa, które pozwoliłoby mi wyrobić sobie przekonanie, że generał Sikorski zginął w Gibraltarze w wyniku zamachu. Ale odkąd przeczytałem pierwszą książkę na ten temat mając lat kilkanaście, wiem, że takiej hipotezy nikt nigdy nie wykluczył, i że ona jest możliwa. W związku z tym nigdy nie przyszłoby mi do głowy publicznie zarzekać się, że zginął w wypadku, a na pewno go nie zamordowano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz