sobota, 11 lipca 2015

OLGA BOŁĄDŹ: DZIEWCZYNA Z SĄSIEDZTWA

OLGA BOŁĄDŹ: DZIEWCZYNA Z SĄSIEDZTWA

Wtorek, 7 lipca

​Tak jak hollywoodzkieaktorkidla dobrej roli zrobi wszystko. Ale wielkie emocje Olga Bołądź chce przeżywać tylko na planie filmowym, na co dzień potrzebuje spokoju, a nawet nudy. "Dorosłam", mówi. A trudne życiowe sprawy układa tak samo starannie jak ubrania w szafie.



Spotykamy się kilka dni po wyborach prezydenckich. Niektórzy twoi koledzy aktorzy bardzo mocno zaangażowali się w kampanię wyborczą.

Olga Bołądź: -Nie mnie oceniać innych, ale to nie jest moja bajka. Dostawałam różne sugestie, że powinnam się określić. Nie zrobiłam tego, nigdy nikomu nie powiem, co powinien robić, nie mam takiej potrzeby ani też nie czuję się do tego upoważniona. Prywatnie oczywiście możemy sobie podyskutować na ten temat, ale jako aktorka chcę być transparentna. Jednak wciąż wiele filmów wywołuje ogromne emocje i jest głosem w sprawie. Choćby "Pokłosie" Pasikowskiego czy nagrodzona Oscarem "Ida" Pawlikowskiego albo filmy Smarzowskiego.

Ty ostatnio zagrałaś w kontrowersyjnych "Służbach specjalnych" Patryka Vegi.

-"Służby specjalne" to po prostu political fiction. Jeśli nawet przyjmiemy, że były głosem w sprawie, to reżyser opowiada historię, a ja jestem tylko niewielką częścią całego przedsięwzięcia. Mój osobisty pogląd na dany temat może się całkowicie różnić od poglądu granej przeze mnie postaci. Mogę grać komunistkę, morderczynię, osobę amoralną.

To czym się kierujesz, przyjmując propozycję zagrania w konkretnym filmie? Patrząc na twoje artystycznewybory, myślałam, że ważne jest dla ciebie, o czymfilmopowiada.

-Ważne, ale nie najważniejsze. Wydaje mi się, że zamykałabym sobie drogę, gdyby to było podstawowe kryterium. Przede wszystkim pociągają mnie role, a nie tematyka. Lubię brać udział w różnych, czasem ryzykownych, projektach.

Zagrałabyś w filmie o Smoleńsku?

-Ja już wystąpiłam w filmie o Smoleńsku! To był offowy film "Prosto z nieba" w reżyserii Piotra Matwiejczyka, w którym wzięło udział sporo fajnych aktorów. Grałam tłumaczkę, która po kłótni z mężem jedzie na lotnisko. W tym czasie do jej męża (w tej roli Marcin Bosak - red.) przychodzi kochanka i kiedy on uprawia z nią seks, słyszy w radiu, że samolot, do którego wsiadła żona, miał wypadek. Ten film był kompletnie apolityczny. Opowiadał o tragedii wszystkich, którzy stracili tego dnia kogoś bliskiego.

Miałam na myśli film, który kręci Antoni Krauze. Wielu aktorów, na przykład Marian Opania, nie chciało w nim grać.

-Nie stałam przed takim wyborem, uważam jednak, że nie należy demonizować tematu, przecież to będzie film fabularny, mam taką nadzieję, a nie dokumentalny, a Krauze jest cenionym reżyserem. Ale nie znam scenariusza, mogę tylko zgadywać. Myślę, że aktorzy, którzy odrzucili propozycję, mieli obawy, że powstanie film propagandowy. Sama nigdy nie zgodziłabym się, żeby ktoś wykorzystał moją osobę do załatwienia jakichś interesów. Nie chcę być marionetką.

Masz 31 lat i w dorobku dwadzieścia kilka ról.

-Muszę uwierzyć ci na słowo, sama nigdy ich nie liczyłam. No to chyba fajnie, nie? Nie boję się wyzwań, ale mam też swój rozum. Jeśli widzę, że coś jest dla mnie nierozwojowe, to nie biorę w tym udziału.

Kiedy przygotowywałaś się do "Służb specjalnych", intensywnie trenowałaś, bardzo schudłaś, ogoliłaś głowę. To było tak wyjątkowe poświęcenie się dla roli w polskim kinie, że potem w każdym wywiadzie byłaś z tego odpytywana. Wielu aktorów tłumaczy, że nie może sobie pozwolić na radykalne zmiany wizerunku, bo żeby się utrzymać, muszą grać w kilku produkcjach równocześnie.

-To jest kwestia wyboru. Wiadomo, że mamy bardzo trudny rynek zawodowo, ale jeśli sama nie postawię sobie wysoko poprzeczki, to mogę nigdy nie osiągnąć satysfakcji ze swojej pracy. Minęło półtora roku od tego filmu, a ja wciąż muszę doczepiać włosy, czasem zakładać do filmu peruki. Ale takie "poświęcenie" naprawdę da się znieść. Jestem bardzo wdzięczna losowi, konkretnie Patrykowi, za tę rolę (śmiech).

Co ci dała?

- Propozycja pojawiła się dziewięć miesięcy po urodzeniu mojego syna. Siedziałam wtedy w domu, trochę rozleniwiona, i takie wyzwanie zmusiło mnie do intensywnej pracy. Musiałam zacząć ćwiczyć, chodziłam do siłowni. Ale nie tylko o to chodzi. Ja naprawdę poświęciłam dużo czasu, żeby swoją bohaterkę zrozumieć, nauczyć się jej. Wymagało to ode mnie dyscypliny, koncentracji. To nie jest tak, że wchodzi się na plan i wszystko samo się dzieje. Wiadomo, że nikt mi za te przygotowania dodatkowo nie zapłaci - taki kraj. Trudno, wybrałam taki zawód, chcę szlifować warsztat, rozwijać się. Liczę się też z tym, że może mi nie wyjść.

Co jest dla ciebie pociągającego w aktorstwie?

- Niewiadoma i ryzyko. Aktor musi być "głodny", bo jak nie jest ani "głodny", ani ciekawy, to trudno, żeby powstało coś wartościowego. Ten zawód to takie stałe kopanie się w d...ę, żeby się chciało. Gdy na planie spotykam aktorów, którym też się chce, to dostaję skrzydeł. Myślę też, że sama potrafię motywować innych, przynajmniej mam taką nadzieję. Aktorstwo w jakimś sensie dopełnia mnie jako człowieka. To jest takie trywialne, ale dzięki graniu mogę być kimś innym.

Aktorstwo jest rodzajem życia równoległego?

- Aż tak zdolna nie jestem (śmiech). Chodzi o to, że ja nie mam jakichś ekstremalnych hobby, nie skaczę ze spadochronem, na co dzień nie biegam z pistoletem. Uważam, że prywatnie nie jestem ciekawa, ja tylko mam ciekawy zawód. I to mi wystarcza. Na co dzień chcę być sobą. Trochę nudną, zwyczajną, spokojną dziewczyną.

Wydaje mi się, że twoje życie prywatne nie jest takie spokojne.

- Moje życie jest bardzo spokojne, tylko piszą, że jest inaczej. Coraz mniej mnie to obchodzi. Nie będę komentowała doniesień na swój temat.

Uodporniłaś się na to?

- Nie udzielę odpowiedzi na to pytanie, bo nie będę nikomu dawać satysfakcji.

Żałowałaś kiedyś, że wybrałaś ten zawód?

- Nie wybrałabym go drugi raz.

Dlaczego?

- Bo życie jest za ciekawe, żeby coś powtarzać. W drugim życiu chciałabym być w Lekarzach bez Granic. Jeśli kiedykolwiek mój syn zapyta mnie, kim ma zostać, odpowiem mu, że sam musi zdecydować, nie mogę tego zrobić za niego. Ale aktorstwa nie będę polecać, to strasznie ciężki kawałek chleba. Okrutny zawód, bardzo niesprawiedliwy, nie wiadomo, kiedy zostanie się docenionym, czy w ogóle to się stanie. Albo się mieścisz w wizji reżysera, albo się nie mieścisz, i to jego prawo. Albo cię kamera kocha, albo nie. No, ale jak siędzieckouprze, to z głowy mu tego nie będę wybijać, bo jeszcze bardziej będzie chciało.

Tobie ktoś próbował wybić aktorstwo z głowy?

- W mojej rodzinie nie było aktorów ani artystów. Rodzice mieli praktyczne zawody, moja starsza siostra Magda została radcą prawnym. Chodziłam do dobrego liceum, ale nie skupiałam się na nauce, więc rodzicom przede wszystkim zależało, żebym zdała maturę. Moja mama ma bardzo silny charakter i swoje zdanie na każdy temat, ja też, więc ciągle dochodziło między nami do spięć. Ona nie zawsze rozumiała moje wybory, ale mimo to zawsze mogłam liczyć na jej wsparcie, także finansowe. Dzięki temu spokojnie studiowałam w Krakowie, spędziłam sześć miesięcy na stypendium w Barcelonie.

Jakie macie relacje?

- Mama od lat mieszka we Włoszech, opiekuje się starszymi, chorymi ludźmi. Dla mnie to normalne, że nie mam jej na co dzień. Rozmawiamy głównie przez telefon i Skype'a. Ona ciągle myśli, że wie, co jest dla mnie dobre. Chyba cały czas ma wrażenie, że jestem małą dziewczynką.

Takie są mamy.

- No właśnie. Pamiętam, że kiedy pojawił się Bruno, powiedziała: "Wreszcie przekonasz się, jak to jest". I się przekonuję. Coraz trudniej jest się na nią wkurzać, zdaję sobie sprawę z tego, jak trudno jest wychować dziecko na niezależnego człowieka, który nie boi się iść własną drogą. A mojej mamie to się przecież udało (śmiech).

- Nie widzę potrzeby opowiadania o swoim życiu prywatnym. Mam wspaniałego syna i wspaniałego faceta. To tyle - mówi Olga Bołądź /Aldona Kaczmarczyk /Pani
- Nie widzę potrzeby opowiadania o swoim życiu prywatnym. Mam wspaniałego syna i wspaniałego faceta. To tyle - mówi Olga Bołądź
/Aldona Kaczmarczyk /Pani

Jak wychowujesz swojego syna?

- Na razie ma dwa i pół roku, więc to jest przede wszystkim opieka: "Bruno, nie wchodź na okno", "Bruno, nie rób tego", "Bruno, kocham cię, ale nie możesz kierować autem" (śmiech). Mój syn uwielbia samochody. Staram się mu wszystko tłumaczyć, oczywiście na jego poziomie.

Sporo pracujesz. Nie masz wyrzutów sumienia, że spędzasz z synem za mało czasu?

- Kiedy jestem na planie, to całkowicie skupiam się na roli, ale jak wracam do domu, to jestem zwyczajną mamą. Gdy nie kręcę filmu, mam dużo więcej czasu niż przeciętny rodzic. Czasem wychodzę na trzy godzinki do teatru zagrać spektakl. Moim zdaniem macierzyństwo nie polega na tym, żeby zrezygnować z siebie i "wkleić się" w dziecko. Czasem, gdy wychodzę z domu, Bruno mówi: "Nie musisz iść do pracy", i serce mi się kraje, ale odpowiadam: "Synku, ja chcę iść do pracy. Kocham cię i niedługo wrócę".

Ma nianię?

- Ma fantastyczną nianię, ale ma też świetnego ojca, który się nim zajmuje. Nie jesteśmy razem, ale wspólnie wychowujemy naszego syna. To wymagało od nas obojga dużej dojrzałości. Mojedzieckojest moim największym skarbem i ten skarb jest nie tylko mój. To jest nasza podwójna radość. Mamy dobrą relację i wspólny plan wychowawczy. Uważam to za swój ogromny sukces, że tak to poukładaliśmy. To nie odbyło się bez wysiłku, trzeba było schować swoje ego.

Nie wszyscy to potrafią.

- Sprawię sobie komplement i powiem, że stałam się dojrzałą osobą. Kobieta w takiej sytuacji musi na siebie spojrzeć z dystansem. Bo nie chodzi o mnie, tylko o dziecko.

Jaki jest twój synek?

- Wszyscy go uwielbiają. Jest bardzo śmiałym, rezolutnym i radosnym chłopcem. Nigdy nie przeżył żadnej ekstremalnej sytuacji. Cieszy mnie to.

Zmieniłaś się, odkąd pojawił się na świecie?

- Musiałam wydorośleć.Ciążato stan takiej przymusowej psychoterapii, podczas której poznajesz siebie. Nigdy wcześniej nie myślałam tyle o sobie, swoim życiu, wyborach.

Ciąża zdarzyła się w dobrym momencie twojego życia?

- Na początku wydawało mi się, że nie jestem gotowa na zmiany. Szczerze? W pierwszej chwili się przeraziłam. Chyba każda kobieta, także ta, która bardzo pragnie zajść w ciążę, nagle zderza się z czymś kompletnie nowym. Przez całe życie byłam sobie sterem, żeglarzem, okrętem, wolnym duchem, mogłam robić, co chciałam, i prawie z dnia na dzień to się skończyło. Tak jakby ten malec we mnie zaciągnął jakiś hamulec, pojawiły się inne priorytety, zaczęłam wić gniazdo. Odkąd jest Bruno, wszystko układam pod niego. To on teraz wyznacza mi, co jest właściwe, a co nie. I już zawsze tak będzie.

Jesteś lepszą aktorką, odkąd zostałaś mamą?

- Nie wiem, czy lepszą aktorką, na pewno wiek i doświadczenie wpływają na jakość mojego aktorstwa, dodają mi pewności siebie. Z drugiej strony, w swoim zawodzie ciągle czuję się jak gówniarz, przed każdą nową rolą ogromnie się stresuję, że sobie nie poradzę, że źle zagram. Za każdym razem się spinam i pierwsze sceny w filmie to dla mnie katorga, czy dobrze gram.

Brunona urodziłaś w swoim rodzinnym mieście, Toruniu.

- Chciałam, żeby mojedzieckomiało krzyżaka w akcie urodzenia, i ma.

CYTAT

"

A tak poważnie?

- Ale to było poważnie. Toruń jest dla mnie ważny. Tam jest mój dom rodzinny, w którym teraz mieszka moja siostra. Wszyscy się tam spotykamy - tata, który mieszka w pobliżu, i mama, która mieszka daleko. Tak wyszło, ale moja rodzina nie jest podzielona, wspieramy się. Kiedy moi bliscy są koło mnie, czuję się bezpiecznie. Pojechałam do Torunia miesiąc przed terminem, zaszyłam się tam, odcięłam. Urodziłam Bruna w szpitalu, w którym sama przyszłam na świat, opiekował się mną ginekolog, którego w Toruniu znają wszyscy - doktor Paluszyński. Jeśli będę miała kolejne dziecko, a wierzę, że tak się stanie, to ono też przyjdzie na świat w tym miejscu z pomocą tych samych ludzi i świetnych położnych.

Chciałabyś mieć drugie dziecko?

- Na razie nie planuję! Kocham dzieci, kocham być mamą, chociaż moim zdaniem za mało pisze się o tym, że macierzyństwo bywa też ciężkie, początki są trudne. Byłam kompletnie wycieńczona, bo Bruno potrafił się budzić dwadzieścia razy w ciągu nocy. Teraz jest w takim fajnym okresie, staram się tym nacieszyć na tyle, na ile się da, odpocząć i zebrać siły przed ewentualnym kolejnym potomstwem. Wtedy, gdy będę mieć spokój i pewność, że mnie zwyczajnie stać na to, żeby przez jakiś czas nie pracować, że będzie do czego wracać. Krążą legendy na temat zarobków aktorów, i niech krążą, ale to nie wygląda tak różowo. Jestem wolnym strzelcem, nie czeka na mnie roczny urlop macierzyński z comiesięczną pensją. Ale to jest mój wybór. Jeśli więc wszystko dobrze się ułoży, to kiedyś dlaczego nie? Między mną a moją siostrą jest pięć lat różnicy i uważam, że tak jest idealnie. Na początku bywało różnie, najpierw ona lała mnie, potem ja ją, ale w pewnym momencie ta różnica traci znaczenie i teraz Magda jest moją najlepszą przyjaciółką.

Kobieta z dzieckiem to wyzwanie dla mężczyzny.

- Wydaje mi się, że akurat w tej kwestii inteligencja emocjonalna albo instynkt pomogły mi dokonywać wyborów i nigdy mnie nie zawiodły. W takich sytuacjach zawierzam sobie. Wiadomo, że nigdy nie zrobiłabym krzywdy mojemu dziecku, bo jego dobro jest najważniejsze. Uważam, że Pan Bóg nade mną czuwa i sam dobrze zdecydował za mnie, co się kiedy powinno wydarzyć. Moje życie jest teraz bardzo poukładane.

To znaczy?

- Wiem, w którym momencie jestem, dlaczego z tym, a nie innym mężczyzną, i jest mi zwyczajnie dobrze. Nie chcę być osobą, którą wszyscy kojarzą z ekscytującym życiem prywatnym, ale nie wiedzą, w czym zagrała. Mam wspaniałego syna i wspaniałego faceta. Tyle na ten temat.

Często grasz silne, zdecydowane bohaterki. Prywatnie też taka jesteś?

- Zawsze, gdy ktoś mnie widzi po raz pierwszy, dziwi się: "Jaka ty jesteś drobna" (śmiech). Wydaje mi się, że jestem odważna, mam chęć do życia i na nowe wrażenia. To mnie pcha do przodu. Ta siła to rodzaj pancerza, który ma uchronić moją kruchość. Bo jestem bardzo delikatnej struktury.

Łatwo cię zranić?

- Bardzo łatwo. Kto mnie zna, wie o tym doskonale. A to, jakie robię wrażenie na ekranie, to zupełnie inna sprawa. Ale czy prywatnie jestem silna? Chyba nie. Potrafię jednak o siebie zadbać. Jestem typem Zosi samosi, zawsze byłam dość samodzielna.

Wyobrażasz sobie swoje życie bez mężczyzny?

- Pewnie bym sobie poradziła, ale nie chciałabym tego. Życie to podróż i ja wolę ją odbywać w dwójkę plus, to znaczy z partnerem i dziećmi. Zależy mi, żeby wszyscy, którzy ze mną żyją, byli szczęśliwi. Potrzebuję harmonii.

W takim razie czy potrafisz się kłócić?

- Mam łatwość wywoływania w sobie emocji, potrafię się zapalić w ciągu dwóch sekund, obrażam się, wściekam, tracę energię na rzeczy, które nie są tego warte. Ale umiem też przyznać się do błędów, przeprosić. Wymagam kompletnej uczciwości, nie znoszę machlojek, matactw. Nie tylko prywatnie, ale i zawodowo. Bardzo poważnie podchodzę do swojej pracy, muszę się przygotować, niczego nie zagram na pół gwizdka. Jestem perfekcjonistką. U mnie wszystkie ubrania są poukładane kolorystycznie, na półkach musi być porządek.

Perfekcyjna pani domu.

- Nie znoszę tego programu, zresztą test białej rękawiczki stał się kultowy, trochę z niego drwimy w spektaklu "Dobry wieczór Państwu", w którym gram razem z Krzysztofem Materną. Ale kiedy przyjaciółki chcą pożyczyć ode mnie ciuchy i otwierają moją szafę, wiedzą, że nie mogą zostawić mi bałaganu. Lubię, żeby przestrzeń wokół mnie była uporządkowana. Relaksuję się, sprzątając. Może wyniosłam to z domu?

Gotujesz?

- Słabo. Na szczęście nie muszę, bo ktoś inny gotuje znacznie lepiej. Ale jeśli chodzi o porządek, to naprawdę potrafię się czepiać. To, co się we mnie zmieniło w ostatnich latach i z czego się bardzo cieszę, to to, że przestałam przywiązywać się do rzeczy materialnych. Kompletnie nie ekscytuje mnie już kupowanie ciuchów, a kiedyś to uwielbiałam. Teraz myślę sobie o dzieciach w Chinach czy na Filipinach, które je szyją, i momentalnie odechciewa mi się zakupów. Staram się żyć świadomie, zakręcam dobrze kran, oszczędzam energię, segreguję śmieci. Mam nadzieję, że zostawię po sobie czyste miejsce, że nie nabałaganię. Gdy widzę zaśmieconą plażę, to naprawdę się przejmuję. Może to są natręctwa, ale mnie to przeszkadza. 

Co jest jeszcze ważne dla ciebie?

- Chciałabym, żeby w moim życiu działo się dużo dobrego i żebym mogła to dobro przekazywać dalej. Jestem wierząca. Uważam, że wiara jest bardzo ważna, tak samo jak wierność swoim przekonaniom, bycie fair wobec siebie i innych. Lubię ludzi: przyjaciół, kolegów, sąsiadów. Mieszkam na Mokotowie w niewielkim budynku, gdzie ludzie ze sobą rozmawiają, lubią się.

Teraz modne jest bycie lokalnym patriotą.

- Nie lubię być trendy (śmiech). To jest dla mnie niewygodne. Ale chcę wiedzieć, co słychać u mojego sąsiada, który jest w podeszłym wieku i samotny. Z sąsiadkami gadam o dzieciach i lekarzach. A od kiedy zalałam mieszkanie piętro niżej, zyskałam najbliższą przyjaciółkę (śmiech).

Jesteś optymistką?

- Nie, ale dużo marzę. Jestem w tym naprawdę dobra.

O czym marzysz?

- Prywatnie - żeby było tak, jak jest, czyli spokojnie. A zawodowo - wręcz przeciwnie, żeby jak najwięcej się działo, z przytupem. Nie wiem, jak się potoczy moja kariera, ale mam nadzieję, że będę grać. A jeśli nie, to zmienię zawód. Nie chcę się do nikogo porównywać czy upodabniać. Chciałabym w aktorstwie tworzyć nową, swoją jakość. Lubię być w takim stanie przeobrażania się do roli. Teraz na przykład chodzę w bardzo wysokich szpilkach, bo taka jest moja nowa bohaterka, a ja nie przepadam za obcasami. To będzie komedia, później wchodzę w następny film, też z nutą komediową. Przyznaję, że wolę "ciężkie" kino, więc się martwię, czy się sprawdzę. Krzysiu Materna, którego nazywam swoim przyjacielem, ale i mentorem, nauczył mnie, że żeby było zabawnie, trzeba grać skromnie, bez "ściągania na siebie kołderki". Trzeba pamiętać, że ktoś musi rzucić skórkę od banana, żeby ktoś mógł się na niej przejechać, że trzeba pracować na partnera. Aktorstwo to gra zespołowa.

Potrafisz się "odkleić" od roli, kiedy kończą się zdjęcia?

- Dużo się warsztatowo nauczyłam, zwłaszcza przy roli Agaty Mróz (wybitna siatkarka, która zmarła po przeszczepie szpiku, kilka tygodni przed śmiercią urodziła córeczkę, jej historia została przedstawiona w filmie "Nad życie" w reż. Anny Pluteckiej-Mesjasz - red.). Umiem się już zresetować w domu, żeby następnego dnia móc znów wejść na plan.

Jak to robisz?

- Normalnie, zmywam makijaż, zdejmuję buty i żyję własnym życiem.

Iza Komendołowicz

PANI 7/2015


Artykuł pochodzi z kategorii:Wywiady

Tekst pochodzi z magazynu

Pani


Brak komentarzy: