niedziela, 22 listopada 2015
ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA plakat
piątek, 23 października 2015
Polska PIS-u (2005-2007)
1. Plany dodrukowania pieniądza ( śp. szef NBP Skrzypek i premier Kaczyński-2007)
2. Projekt wyprzedania polskich rezerw walutowych z przeznaczeniem na wypłaty dla związkowców i „cele bieżące rządu" ( premier Kaczyński 2007 )
3. Projekt podwójnego opodatkowania Polaków pracujących zagranicą ( minister Gilowska 2007 )
4. Wielomiesięczne opóźnienia w realizacji dopłat dla rolników ( minister Jurgiel 2006)
5. Sześć kilometrów autostrad ( minister Polaczek 2005-2007)
6. Ogłoszenie decyzji o utworzeniu Urzędu ds. Kontroli Mediów i Internetu , czyli po prostu cenzury ( premier Kaczyński i minister Ziobro - luty 2007 )
7. Usunięcie rekomendacji państwa polskiego z listy projektów unijnych planu dożywiania dzieci w szkołach , klasy 1-3 i wstawienie w zamian źródeł geotermalnych o. Rydzyka ( październik 2007)
8. Likwidacja podatku 40% dla najbogatszych Polaków ( 2007)
9. Redukcja składki zdrowotnej i emerytalnej ( 2006 )
10. Tworzenie nowych ministerstw dla koalicjantów ( ministerstwo ds. Połowów Ryb dla 23 letniego działacza LPR z wioski w Zachodniopomorskim – 2006 )
11. Niekontrolowane pompowanie milionowych środków finansowych w upadające państwowe zakłady pracy ( dla związkowców) będące i tak w procesie prywatyzacji.
To są „dokonania" Panów Kaczyńskich z lat 2005-2007.
sobota, 3 października 2015
11 rzeczy, które musisz wiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim
30-09-2015 , ostatnia aktualizacja 30-09-2015 08:28
Mama była ważniejsza od polityki. Sam Jarosław jest kopią ojca. Na grób brata jeździ 70 razy w roku.
1. W życiu Jarosława Kaczyńskiego na pierwszym miejscu zawsze była mama.
Mama była ważniejsza od polityki. Wbrew temu, co się sądzi, to nie wokół polityki a wokół niej kręciło się jego całe życie. Jarosław drżał o jej zdrowie i był gotów do największych poświęceń. Po Smoleńsku wydał dla niej specjalną gazetę bez informacji o katastrofie. Była jedyną osobą, która nad nim dominowała i wobec której był uległy.
2. W małżeństwie Jadwigi i Rajmunda Kaczyńskich nie było miłości.
Rodzice Jarosława wzięli cichy i nagły ślub, niecały rok po nim pojawiły się dzieci. Przyjaciele pana Rajmunda twierdzą, że nad domem ciążyło jakie wydarzenie z przeszłości.
3. Jarosław jest kopią ojca.
Odziedziczył po nim silny charakter, zdecydowanie, asertywność, władcze skłonności, ale też niską inteligencję emocjonalną i brak talentów dyplomatycznych.
4. Ojciec miał poczucie wychowawczej porażki. Nie dostrzegał w Jarosławie swojego podobieństwa.
Pan Rajmund był niezadowolony ze sposobu, w jaki chłopców wychowywała pani Jadwiga. Sam był męski, wysportowany, podobał się kobietom, był inżynierem. Synowie od małego interesowali się historią i polityką.
5. Ojca i syna dzieliła też polityka.
Pan Rajmund czytał "Gazetę Wyborczą", nie znosił PC ani PiS. W ostatnich latach życia przestrzegał przyjaciół z Powstania przed rządami Jarosława. Umierał po cichu, skarżył się koleżance, że rodzina chce go oddać do hospicjum.
6. Jarosław całe życie dominował nad bratem.
Lech wyprowadzi się po studiach do Trójmiasta, żeby spróbować samodzielnego życia. Jednak nawet na odległość ulegał bratu. Cała jego polityczna kariera została zaprojektowana przez Jarosława.
7. Jarosław był zdolniejszy od brat, ale uważał, że jest odwrotnie.
To dlatego wypychał brata do kolejnych stanowisk: prezesury NIK, udziału w rządzie Jerzego Buzka, prezydentur Warszawy i Polski. Siebie widział jako człowieka od brudnej roboty.
8. Start w wyborach prezydenckich Jarosław konsultował z bratem.
Z Lechem łączy go metafizyczna więź – przynajmniej tak uważa. Jarosław jeździ na jego grób ok. 70 razy w ciągu roku.
9. Jarosław to urodzony przywódca. Ale jest też pełny kompleksów.
Uważa, że jest nieatrakcyjny fizycznie, za niski. Bardzo przejmuje się negatywnymi opiniami na swój temat, bywa drażliwy. Ale jednocześnie nie podporządkowuje się żadnym hierarchiom. M.in. dlatego nie kariery w opozycji. Pierwszym miejscem, w którym poczuje się dobrze, będzie jego własna partia.
10. Instynkt despoty budzi się w Jarosławie bardzo szybko, już na początku lat 90.
Razem z nim pojawia się brutalność. Z jego inspiracji wśród działaczy PC i PiS kwitnie donosicielstwo. Postacią historyczną, która fascynuje Jarosława, jest Józef Stalin. Prezes chętnie posługuje się jego cytatami i przywołuje jego biografię.
11. Po Smoleńsku życie Jarosława wypełnia samotność.
Prezes mówi o swojej codzienności krótko: moje życie jest smutne.
sobota, 26 września 2015
Marta Żmuda-Trzebiatowska-Kula wyszła za mąż
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Stanisławski - ateizm
Jeżeli, daj Boże, Pana Boga nie ma, to chwała Bogu;
ale natomiast jeśli, nie daj Bóg, Pan Bóg jest,
to niech nas ręka boska broni.
czwartek, 6 sierpnia 2015
czwartek, 16 lipca 2015
Droga do kapitulacji. Cipras i Warufakis zdradzają kulisy negocjacji z wierzycielami
2015-07-15 środa
Po referendum, w którym Grecy odrzucili warunki pomocy wierzycieli, ówczesny minister finansów Grecji chciał zaryzykować Grexit, ale nie mógł dać gwarancji, że okazałby się on korzystniejszą alternatywą. Strach wziął górę. Kierownictwo Syrizy postanowiło zmienić front. Premier zgodził się niemal na wszystko, czego zażądali od niego Niemcy, którzy z Grekami nie chcieli nawet negocjować. Ich stanowisko było takie: albo podpisujecie, albo was nie ma.
Wczoraj w greckim parlamencie światła świeciły się do późna. Czyniono ostatnie gorączkowe przygotowania przed dzisiejszym, prawdopodobnie zwycięskim, głosowaniem nad porozumieniem, które premier Aleksis Cipras zawarł z wierzycielami. Porozumieniem, które jest dokładnym zaprzeczeniem haseł, z jakimi szedł do wyborów.
Jak to się stało, że walczący z polityką oszczędności skrajnie lewicowy polityk wrócił do Aten po kilku miesiącach negocjacji w europejskich stolicach z ortodoksyjnie neoliberalnym porozumieniem forsującym politykę już nie tyle zaciskania pasa, co brutalnego sznurowania duszącego gorsetu?
Rozdział I. Grimbo
Syriza wygrała wybory w końcu stycznia tego roku. Została wybrana, bo mówiła „nie" agresywnej polityce oszczędności, którą w zamian za dwa pakiety pomocowe narzuciła jej Trojka – Komisja Europejska (KE), Europejski Bank Centralny (EBC) i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). Premierem został Cipras, a ministrem finansów Janis Warufakis. Panowie zaraz po przejęciu władzy porzucili politykę cięć. W Europie wywołało to święte oburzenie. Wierzyciele przestrzegli, że wypłacą ostatnią transzę z drugiego pakietu pomocowego potrzebną rządowi Syrizy do spłaty potężnych pożyczek zaciągniętych przez poprzedników, ale tylko jeśli uzgodnione wcześniej reformy oszczędnościowe zostaną utrzymane. Ponieważ drugi bailout kończył się zaraz po wyborach, wierzyciele, czyli przede wszystkim strefa euro z Niemcami na czele, dali rządowi Syrizy czas na negocjacje. Pakiet został przedłużony do końca czerwca. Do tego czasu Grecja musiała dojść do porozumienia ze swoimi kredytodawcami. Kraj wszedł w kilkumiesięczny okres zawieszenia nazywany Grimbo od angielskiego słowa „limbo" oznaczającego stan niepewności.
To, jak przebiegały rozmowy, zarysował Warufakis w najnowszym wywiadzie dla brytyjskiego tygodnika „New Statesman". Według niego trudno w ogóle nazwać je negocjacjami. - Starałem się na spotkaniach Eurogrupy (19 ministrów finansów państw strefy euro – przyp. red.) rozmawiać o ekonomii. Nikt tam tego nie robi – wyznał. Warufakis przekonywał, że duszące gospodarkę oszczędności sprawiają, że grecki dług staje się jeszcze bardziej niespłacalny. - To nie chodzi o to, że źle poszło. Spotkałem się z kategoryczną odmową zaangażowania w dyskusje ekonomiczne. Kategoryczną. Przedstawiasz swój punkt widzenia, nad którym pracowałeś, aby był spójny logicznie, a spotykasz się z pustym spojrzeniem. To tak, jakbyś w ogóle nic nie powiedział. To, co mówisz, nie ma związku z tym, co mówią oni. Równie dobrze mógłbyś zaśpiewać im hymn szwedzki, dostałbyś tę samą odpowiedź – stwierdził były minister.
Na początku Syriza chciała dogadać trzy lub cztery reformy, które od razu mogłyby zostać przyjęte, w zamian za pewne ustępstwa w finansowaniu greckich banków. Jednak wierzyciele, chociaż skarżyli się mediom, że Syriza nic nie robi, naciskali na całościowe porozumienie. O niczym innym nie chcieli słyszeć. Nie chcieli też słyszeć o żadnych zmianach warunków pomocy. Według Warufakisa minister finansów Niemiec Wolfgang Schäuble wierzył, że nawet zmiana sytuacji politycznej i rządu nie daje prawa do zmiany zasad gry. - Wtedy zapytałem: może w ogóle nie powinno się organizować wyborów w zadłużonych krajach? Nie otrzymałem odpowiedzi, ale ich pogląd był taki: tak, to byłby dobry pomysł, ale trudny do realizacji. Więc albo podpisujecie, albo was nie ma – powiedział Warufakis.
Niekiedy dostawał wsparcie, ale głównie ze strony szefowej MFW Christine Lagarde. Kiedy zamykały się drzwi na spotkaniach Eurogrupy, Warufakis patrzył w oczy osobom, które sugerowały: masz rację w tym, co mówisz, ale i tak cię zmiażdżymy. Były minister zdradził, że te kraje, od których można by oczekiwać pewnej empatii, jak mające problemy finansowe Portugalia czy Hiszpania, okazywały się największymi wrogami. Sukces negocjacyjny Grecji byłby ich największym koszmarem. Kraje te zgodziły się bowiem zacisnąć pasa i nie chciały wyjść na frajerów. Tamtejsi politycy nie wiedzieliby, co odpowiedzieć swoim obywatelom, kiedy by ich zapytano, czemu oni też nie negocjowali tak jak Grecy.
Jednak to nieunurzane w kryzysie państwa trzęsły Eurogrupą. Według Warufakisa dyrygentem tej orkiestry jest Schäuble. Jedynie francuski minister finansów Michel Sapin w delikatny próbował wtrącać się w słowotok Niemców. Ale na koniec i tak to Schäuble decydował, jak będzie. Inaczej było z Angelą Merkel, która starała się pocieszać Greków i obiecywała, że nie pozwoli zrobić im krzywdy. W czasie finału negocjacji wypłynęły dokumenty wskazujące, że Schäuble chciał czasowego wyjścia Grecji ze strefy euro. Sam Cipras w najnowszym wywiadzie dla kanału telewizji publicznej ERT-1 przyznał, że o tym planie Schäublego dowiedział się już w kwietniu, jednak Angela Merkel zapewniła go, że chciałaby tego uniknąć.
Ostatecznie głos Merkel przeważył. Znamienne, że zawarte z Grecją porozumienie zostało przez Schäublego negatywnie ocenione. I jest to pierwszy raz, kiedy minister finansów publicznie dystansuje się od kanclerz.
Rozdział II. Greferendum
Negocjacje niewiele dały. 25 czerwca wierzyciele zaproponowali finalną wersję swoich propozycji reform oszczędnościowych, które dla rządu Syrizy okazały się nie do przełknięcia. Cipras wobec tego rozpisał referendum, w którym zapytał obywateli, czy godzą się na warunki wierzycieli. W tym samym czasie, aby przerwać szturm zaniepokojonych Greków na banki, wszystkie placówki zamknięto i wprowadzono limit wypłat gotówki z bankomatów do 60 euro. Część banków otwarto chwilę potem, ale tylko dla emerytów – wielu z nich nie ma bowiem kart płatniczych. Seniorzy mogli wypłacić maksymalnie 120 euro tygodniowo. Równolegle wprowadzono ograniczenia w przepływie kapitału. Zaraz potem, 1 lipca, wobec niespłacenia raty kredytu do MFW Grecja stała się niewypłacalna. Mimo to EBC utrzymał awaryjne pożyczki, dzięki którym w szkatułach greckich banków były w ogóle jeszcze jakieś pieniądze. Bank czekał na jakieś przesilenie w negocjacjach. Nie wysłuchał jednak prośby Greków, aby zwiększyć to finansowanie, co by pozwoliło banki otworzyć.
Referendum odbyło się 5 lipca. 61,3 proc. Greków opowiedziało się przeciwko reformom. Na ulicach fetowano wielkie zwycięstwo. Tymczasem, jak wyznał Warufakis w wywiadzie dla australijskiego radia ABC, w siedzibie rządu panowała atmosfera żałoby. - W tym momencie powiedziałem premierowi: jeśli chcesz użyć siły demokracji poza tym budynkiem, możesz na mnie liczyć. Ale jeśli nie jesteś w stanie udźwignąć tego majestatycznego „nie" wobec irracjonalnej propozycji naszych europejskich partnerów, to się stąd wymknę – powiedział Warufakis. Minister finansów uważał, że tak silny mandat, jaki Syriza uzyskała w referendum, upoważnia ją do ostrej gry.
Warufakis szykował się do Grexitu. Z jego wywiadu dla „New Statesmana" wynika, że po tym, gdy EBC zagrał ostro, wywierając presję na greckich władzach poprzez zmuszenie ich do zamknięcia banków, Warufakis też chciał odpowiedzieć ostro. Planował mianowicie puścić w obieg tymczasową walutę w formie bonów albo chociaż to zapowiedzieć, obciąć zadłużenie wynikające z greckich obligacji będących własnością EBC lub to zapowiedzieć, a także przejąć kontrolę nad greckim bankiem centralnym. Rząd powołał nawet tajny pięcioosobowy zespół przygotowujący kraj na wyjście ze strefy euro. Początkowo mógłby to być blef w celu wynegocjowania lepszych warunków, ale mogłoby się też skończyć faktycznym Grexitem, którego Warufakis nie uważał za czarny scenariusz. Chociaż nie mógł dać gwarancji, że Grexit będzie lepszą alternatywą. - Nie jestem pewien, czy sobie z tym byśmy poradzili, bo zarządzanie upadkiem unii walutowej wymaga wielkiej wiedzy, nie jestem pewien, czy poradzilibyśmy sobie bez pomocy z zewnątrz – wyznał.
W referendalny wieczór ścisłe kierownictwo Syrizy, składające się z sześciu osób, głosowało nad tym pomysłem. Większością głosów cztery do dwóch plan Warufakisa odrzucono. Wobec braku gwarancji powodzenia Grexitu Cipras przestraszył się upadku państwa. - Tamtej nocy rząd zdecydował, że wola ludu, to zdecydowane „nie", nie wzmocni [mojego] energetycznego podejścia. Zamiast tego […] premier zaakceptował założenie, że cokolwiek zrobi druga strona, my nie zrobimy niczego, co by kwestionowało jej propozycje – wyznał Warufakis.
Następnego dnia odszedł z rządu. A Cipras zasiadł do stołu negocjacyjnego z wierzycielami. Zaproponował paczkę reform odrzuconych w referendum w zamian za trzeci pakiet pomocowy, uznając, że resztki z drugiego bailoutu już nie wystarczą dla ratowania kraju. W końcu do trzech razy sztuka.
Rozdział III. aGreekment
Po 17-godzinnym maratonie Cipras zawarł w poniedziałek z wierzycielami porozumienie nazwane przez przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska „aGreekment" (od ang. agreement). W zamian za pożyczkę, maksymalnie wynoszącą 86 mld euro, Cipras zgodził się wprowadzić reformy, które są jeszcze ostrzejsze od tych odrzuconych w referendum, przekazać 50 mld euro państwowych aktywów „w zastaw" do specjalnego funduszu powierniczego nadzorowanego przez instytucje europejskie, który je sprywatyzuje, a także pogodzić się z tym, że dług Grecji nie zostanie nominalnie zmniejszony. Brutalne potraktowanie Ciprasa przez europejskich przywódców porównuje się nawet do waterboardingu, czyli tortury polegającej na podtapianiu, a samo porozumienie do traktatu wersalskiego, upokarzającego dla Niemiec porozumienia kończącego I wojnę światową. Cipras zgodził się w zasadzie na wszystko, czego żądali wierzyciele.
Dzień przed głosowaniem w parlamencie Cipras sam zabrał głos. W wywiadzie dla ERT-1 potwierdził, że był zszokowany zachowaniem swoich europejskich partnerów w czasie negocjacji. Choć miał też wsparcie ze strony Francji, Cypru, Austrii i Włoch, które były największym obrońcą Aten.
Powiedział, że bierze odpowiedzialność za podpisanie dokumentu, w który jednak nie wierzy. - To złe porozumienie, ale nie było lepszej opcji, aby uratować Grecję – stwierdził. Zdradził, że spotykał się z przywódcami USA, Rosji oraz Chin. Żaden z nich nie zachęcał go do opuszczenia strefy euro i nie oferował pomocy. - Nigdy nie miałem planu B – wyznał Cipras i dodał, że powrót do drachmy miałby dewastujący wpływ na Grecję. Wspomniał też, że Warufakis jest wytrawnym ekonomistą i dobrym człowiekiem, ale już niekoniecznie dobrym politykiem.
Cipras wierzy, że porozumienie zakończy kryzys w Grecji. Warufakis wprost przeciwnie. Dobrzy politycy zawsze z jakichś powodów są większymi optymistami od dobrych ekonomistów.
wtorek, 14 lipca 2015
ROCCO Is it big enough for you?
Rocco Siffredi to bez dwóch zdań najjaśniejsza gwiazda porno ery internetu. Choć branża wypchnęła już kilka męskich postaci na olimp mainstreamu (choćby Ron Jeremy), to jednak żadna nie doczekała się statusu kultowej - poza "włoskim ogrem". Również w Polsce cieszy się on niesłabnąca popularnością, a teksty, które wypowiada w szczególnie bliskim nam filmie "Rocco Invades Poland", weszły do obiegu ("Don't you worry, baby. I'm a professional" - czytać z włoskim akcentem).
Powołanie
Siffredi to, oczywiście, przybrane nazwisko. Największy kochanek naszych czasów pożyczył je sobie od Alaina Delona, który w filmie Jacquesa Deraya pt. "Borsalino" (1970) występował jako Roch Siffredi. Mając 17 lat, wyemigrował z Włoch do bardziej pociągającego Paryża, w którym przebywał już jego starszy brat. Przez jakiś czas imał się różnych zajęć, pracując m.in. w restauracjach i dyskotekach. Aż pewnego wieczoru poznał w swingers klubie Gabriela Pontello, naczelnego pewnego seks -magazynu i reżysera porno. Tamten był z dwiema dziewczynami i kazał pokazać Rocco, co potrafi. "To było jak sen. Powołanie. Kochałem się z dwiema dziewczynami w towarzystwie 200 osób, a następnego ranka wystąpiłem w swoim debiutanckim filmie" - wspomina. Do dzisiaj nakręcił ich ponad 600.
Kariera jak erekcja
Kariera Rocco była równa i strzelista niczym jego erekcja. Szybko zdobył europejską sławę, a ta otworzyła mu drogę za ocean. I tutaj następuje zaskakujący zwrot akcji, który rzuca nieco światła na osobowość naszego bohatera. Otóż na początku lat 90. amerykańska branża pornograficzna była bardziej zainteresowana Rocco niż sam aktor nią. Wystąpił w kilku filmach w USA, jednak doszedł do wniosku, że są one dla niego zbyt plastikowe i nie dają mu satysfakcji. A on przecież kocha swoją pracę. Wrócił więc do macierzy i począł kręcić filmy w konwencji gonzo. Liczy się w nich męski bohater i jego przygody. Fabuły w zasadzie brak, podobnie jak profesjonalnego planu. Formuła pasowała mu jak ulał. Serie "Animal Trainer...", "Buttman..." (dodaj cyferki) czy "Rocco Invades..." i "Rocco Ravishes..." (dodaj nazwę kraju) przyniosły mu bogactwo i status supergwiazdy. Każdym swoim występem demonstrował pełne hard porno. Nie traktuje partnerek zbyt pieszczotliwe i najczęściej stosunek kończy się ostrym seksem analnym. Ponieważ zachowuje się jak trzystuprocentowy macho, spełnia fantazje męskiej części publiczności. W rzeczywistości jednak fani Rocco są dosyć równo podzieleni na obie płci. Na czym polega więc jego urok?
350 tysięcy penisów
Wbrew pozorom, nie jest posiadaczem największego przyrodzenia w branży (22 cm w porywach do 24, gdy czuje szczególny afekt), natomiast wydaje się być z niego niezwykle dumny. Za każdym razem, kiedy wymachuje penisem przed aktorkami, cieszy się jak dziecko, zadając pytania w stylu: "Is it big enough for you?". Warto dodać, że wibrator-replika jego członka sprzedał się w 350 tys. egzemplarzy. To nakład niezłej płyty z muzyką pop. Cała siła Rocco tkwi w przerysowaniu. Jest niemal jak postać komiksowa - gdyby nie istniał naprawdę, ktoś by go po prostu wymyślił. Jego wyczyny są tak niesamowite, że aż nierealne. Do tego to chodzący stereotyp Włocha, z fatalnym angielskim, południową opalenizną i żelem na włosach.
Mąż, ojciec, katolik
O dziwo, w rzeczywistości nie jest tylko seks maszyną. Mimo ogromnego sukcesu Rocco w dalszym ciągu pozostaje sobą, tj. Włochem, ojcem rodziny, a nawet katolikiem. Osobą skromną i przyjazną. Wobec aktorek na planie zachowuje się szarmancko. Ma żonę (Miss Węgier z 1992 roku) i dwóch synów, z których jest niezwykle dumny i ma nadzieję, że pójdą w ślady ojca. Trzy lata temu wycofał się nieco z aktorstwa i skupił na reżyserii. Powodem było wycieńczenie seksualne po pracy, uniemożliwiające mu normalne pożycie z małżonką. Część rodziny go kocha, część nienawidzi. Z pięciu braci trzech mocno go krytykuje, a pozostałych dwóch kompletnie zerwało z nim kontakt. Za to rodzice uwielbiają synusia, jest ukochanym dzieckiem matki, a ojciec mówi: "Fantastycznie, miałeś tyle kobiet, a będziesz miał jeszcze więcej! Całe tłumy ciągle chcą się z tobą kochać!". No właśnie - ile Rocco właściwie miał kobiet? Oto jego własna kalkulacja: "Trzeba 600 filmów pomnożyć przez trzy-cztery. Plus wszystkie foto sesje, podczas których miałem stosunki, a zrobiłem ich więcej niż filmów. Wydaje mi się, że miałem ok. 3000 kobiet. Nie liczę, oczywiście, dziewczyn poza planem". Ktoś go kiedyś zapytał, czy poza planem również kocha się z trzema dziewczynami na raz. "Nigdy" - opowiedział. "To zdecydowanie zbyt męczące".
W tej chwili grywa czasem w kinie ambitnym, tudzież usiłującym za takie uchodzić. Wystąpił w dwóch filmach Catherine Breillat - "Romans X" oraz "Anatomia piekła" czy też we włoskim thrillerze "Amore estremo". Taki kiepski art-house z aspiracjami. Jak wygląda przeniesienie umiejętności aktorskich z jednej branży do drugiej? "Zapytałem Catherine, jak mam zagrać. W moich filmach przecież nie ma zbyt wiele aktorstwa. Odparła: »Przecież kiedy występujesz w scenach seksu, też używasz duszy«. Dla mnie to ma sens - jeśli jest w tobie pasja do czegoś, wtedy to robisz najlepiej, jak potrafisz!". Howgh.
poniedziałek, 13 lipca 2015
niedziela, 12 lipca 2015
Czasem muszę dawać samej sobie z liścia
Michał Piasecki, dziennikarz i publicysta, interesują mnie kontrowersje
- W życiu nie ma idealnych puzzli. Miałam wszystko i roztrwoniłam to. Teraz wracam - wyznaje Marika. W branży jest jednym z najbardziej gorących nazwisk. A kim jest na co dzień? Szczera rozmowa o własnych kompleksach, wierze, nieudanym małżeństwie, a także polskim show biznesie. Wszystko w tzw. "Strefie 18+", podczas festiwalu młodzieżowego Campo Bosco.
Co znaczy poszukująca?
Marika: Poszukuję drogi powrotnej. Bardziej niż poszukująca jestem więc „wracająca".
Skąd – dokąd?
Zazdroszczę tym, których przekonania, że Bóg kocha człowieka nic nie jest w stanie wzruszyć. Moje w pewnym momencie legło w gruzach. Przestałam w to wierzyć.
Czemu?
Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny. Jako dziewczynka jeździłam na oazy, pielgrzymki… W pewnym momencie obraziłam się na Boga. Pomyślałam, że z tymi systemami religijnymi i bogami jest tak, że sami budujemy sobie piekło i niebo na ziemi. Boga wymyślamy, gdy spotyka nas tragedia, np. śmierć kogoś bliskiego. W rzeczywistości Boga nie ma – wszystko jest tylko kwestią ludzkiej woli. Systemy religijne sprowadzają się do tego samego, a różnią się tylko otoczką kulturową. Uwierzyłam w to i zakwestionowałam wszystko, co mi przekazano w domu. Wyparłam moją dziecinną, oazową i pielgrzymkową wiarę.
Dlaczego?
Dlaczego?
Jako 25-latka wyszłam za mąż... Jestem rozwiedziona. Nie życzę tego nikomu. To najpoważniejsze doświadczenie życiowe, które wstrząsnęło moją wiarą. Przeszłam przez procedury w świetle prawa kanonicznego, które trwały cztery lata. Kościół nie uznaje rozwodów, ale w pewnych uzasadnionych przypadkach, które są wnikliwie badane, może zakwestionować w ogóle ważność sakramentu małżeństwa. Jestem przykładem takiej procedury. Dziś nie jestem żoną. Stoją za tym poważne przesłanki...
Za to obraziłaś się na Boga?
Nie jestem człowiekiem mocnej wiary. Miałam wszystko i roztrwoniłam to… (wyraźne wzruszenie). Bardzo często człowiek dorosły ma taką dziecięcą wiarę, że Matka Boska płaszczem zakryje i jest cud nad Wisłą, a wszystko jest takie magiczne. Potem przydarza się taka pustynia, jak mnie. Jeśli człowiek wraca, zyskuje wiarę zupełnie innego rodzaju. Trudną, ale chyba najważniejszą…
Jak ci idzie to „wracanie"?
Czasami się potykam. Ale nie ma co sobie wyrzucać, że człowiek wątpi. Nie ma sensu przed tym uciekać. Trzeba stawić czoła niepewności i wynikającym z niej lękom. Powiem więcej: uważam, że należy ze spokojem i radością pozwolić sobie na wątpienie – to jest ludzkie.
Marika w "Strefie 18+" Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Marika w "Strefie 18+" Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Przypnij na PinterestPodziel się
Jesteś niedowiarkiem?
Po długim kryzysie i załamaniu duchowym stwierdzam dziś, że bywam niedowiarkiem i muszę to zaakceptować. Siły i stabilności szukam w chwilach pewności i spokoju. Człowiek wątpi z natury ale nie powinien doprowadzać tych stanów do ekstremum. Jeśli pragniesz wiary – nie możesz się poddać tylko dlatego, że nie wszystko jest dla ciebie jasne. Dziś wiem, że wątpliwości wcale nie oznaczają, że wszystko w co wierzę jest jedynie moim wymysłem.
Był jakiś moment przełomowy od którego zaczęło się „wracanie"?
Ktoś wyciągnął mnie na rekolekcje z o. Adamem Szustakiem. Coś zaczęło się dziać… Był we mnie elementarny głód i cień nadziei, że jednak ktoś nade mną czuwa. Nietzsche powiedział, że jeżeli Boga nie ma, to moralność nie ma sensu i rzeczywiście miał rację. Dzięki Bogu, ktoś mnie przyciągnął za uszy na tę ścieżkę i padło na mnie znowu trochę światła. Ta tęsknota za niebem, które widziałam i widzę w oczach Jana - mojego ukochanego 94-letniego dziadka, sprawiły, że wracam. Jestem na początku tej drogi. Nie ma dnia, żebym sobie nie zadawała pytania: „Czy Ty jesteś?" I dzięki Bogu, jak do tej pory, cały czas odpowiadam sobie „Jesteś…" (wyraźne wzruszenie).
KOŚCIELNE FRAZESY
Jak słyszysz, że „Bóg kocha Marikę", to co czujesz?
Teraz? Ulgę. Spokój. Wydaję mi się, że to, co sprawiło, że zwątpiłam kiedyś w słuszność tego zdania to mózg, który wszystko chciałby obliczyć. Nawet rzeczy, które nie są przeliczalne z zasady. Wyparł więc i zanegował, by nie oszaleć to, czego nie rozumiał. Nie tylko zimna kalkulacja powinna nam porządkować świat. Jeśli posłucham głosu, który jest wewnątrz mnie, to w zdaniu „Bóg kocha Marikę" znajduję błogie ukojenie.
Zdarza Ci się zachodzić do kościoła?
Oczywiście. Czytam Pismo Święte ale nie potrafię znaleźć w nim sensów, które dostrzegają choćby bibliści, czytający je w oryginale, interpretujący fragmenty w ich kontekstach, np. historycznych. Chodzę do kościoła, by ktoś mądrzejszy naprowadził mnie na jakiś pomysł, jak zrozumieć Boże Słowo. Biblia często brzmi jak stara klechda czy zbiór legend z określonego kręgu kulturowego, jeśli czyta się ją bez tych kontekstów. A ja chcę zrozumieć więcej!
Uprawiasz tzw. churching?
Jak idę do kościoła to przyznaję, że jestem bardzo grymaśna i wymagająca jeżeli chodzi o głoszone słowo. Wiem czego szukam. Wybieram więc raczej msze dla dorosłych lub akademickie.
Dlaczego?
Mówi się w ich trakcie nieco innym językiem. Inaczej interpretuje się czytania, głębiej. Tego właśnie szukam. Na mszy przeznaczonej dla dzieciaków, młodzieży, dorosłych i seniorów, język jest uśredniony i pojawia się wiele okrągłych sformułowań, które mnie odrzucają. Jak słyszę, że tu „miłość bliźniego", tam „łaska zbawienia", a dalej znowu „boża opatrzność" to mnie skręca! Wiem, że to prawda ale dla mnie to są frazesy. Potrzebuję takiego prztyczka w nos i w mózg; żeby mi powiedziano interpretując jakąś biblijną przypowieść, coś, co odsłoni przede mną zupełnie nowe postrzeganie świata i własnego postępowania.
Więc chodzisz tam jak na jakieś seanse inspiracji?
Nie. Chodzę po to, by funkcjonować we wspólnocie. Po to samo ludzie chodzą na koncerty rockowe, jeżdżą na festiwale, przychodzą na stadiony i mecze. Chodzi o to, żeby pójść między ludzi, którzy dzielą te same rozterki, pragnienia, nadzieje i sposób myślenia. By poczuć się wśród nich bezpiecznie i silnie. Nie tylko ja mam wątpliwości, nie tylko ja tęsknie i chcę coś zrozumieć.
Łączy Was to samo spoiwo?
Tak. Coś ci powiem o modlitwie: Mój ukochany człowiek na tym świecie, czyli dziadek Jan wstąpił kiedyś do zakonu franciszkanów. Musiał jednak wrócić na wieś i zająć się rodziną, gdy zmarł jego tata. Do dziś Jan modli się w taki sposób, że chciałabym chociaż raz w życiu się tak pomodlić jak on. Ma super żoneczkę – nazywa się Bola, ma 93 lata i w przeciwieństwie do dziadka nie chciała iść do zakonu (śmiech). Jan jest osobą bardzo prostolinijną. Skończył raptem 7 klas podstawówki. Ale jest najgłębszą osobą, z jaką miałam do czynienie. W jego oczach widzę Niebo.
ZWIĄZEK IDEALNY NIE ISTNIEJE
Skoro znów jesteśmy przy małżeństwie, na jakim gruncie chcesz budować nowy związek, rodzinę?
(po dłuższym milczeniu) Na przyjaźni, szacunku, wyrozumiałości. I na poświęceniu. Wiesz, niesamowite jest jakich odkryć dokonuje człowiek po pewnym czasie. Przez 30 lat nosiłam w głowie coś, co włożono mi tam łopatą, gdy miałam lat pięć ale dopiero teraz to zrozumiałam. Dotarło do mnie, że nie ma czegoś takiego jak doskonały związek, i nie ma ludzi, którzy idealnie do siebie pasują. W życiu nie ma idealnych puzzli.
Marika na okładce "CBM", fot. Campo Bosco Magazyn Marika na okładce "CBM", fot. Campo Bosco Magazyn Przypnij na PinterestPodziel się
Jak to rozumiesz?
Gdy spojrzysz na drugą osobę, zadasz sobie pytanie „Czy ty to ty?" i odpowiesz „Tak, to ty", przyjmując jednocześnie do wiadomości, że będą takie sytuacje, gdy stracisz co do tego pewność, możesz się na to przygotować. Dzisiaj wiem, że mężczyzna, którego kocham to on i nikt inny. Wiem też, że będę mieć wątpliwości i będziemy mieć kłopoty. Nastąpi moment, gdy będę słaba i będę chciała wszystko zepsuć. Tym razem jestem jednak na to gotowa psychicznie. Nie ugnę się pod ciężarem, bo wiem, że ta noc przeminie, że to chwilowe; bo wiem, że „ty to ty". Rozumiesz? Dziś myślę, że tylko z taką świadomością można zaczynać związek.
Czyli, gdzie zostały popełnione błędy?
Do tej pory wychodziłam z założenia, że jak się ludzie kochają, to wszystko będzie dobrze. Nie przyjmowałam do wiadomości, że może być kiepsko. Nie byłam na to gotowa. Potem, gdy przychodzi czarna noc ludzie się poddają i tracą piękną relację. Niektórzy wyrzucają pralkę i kupują nową, bo nie chce im się jej reperować. Lub nie wiedzą jak. Dziś wiem, że moja pralka może się zepsuć ale jestem gotowa ją reperować, bo wiem, że warto! Na tej myśli tworzyć związek.
A co na to „pralka"?
(śmiech) Mam o tyle utrudnione zadanie, że chciałabym budować związek na wspólnym pniu, którym jest Bóg. Nie mam łatwej ścieżki, bo człowiek którego kocham nie uważa się za osobę wierzącą. Twierdzę wprawdzie, że nie do końca ma rację (śmiech). To nie jest proste ale wydaje mi się, że nie jest też niemożliwe.
Chcesz mieć dzieci?
Marzę o tym. Jestem klasycznym dzieckiem z wielodzietnej rodziny, które samo chce mieć wielodzietną rodzinę.
PUSTOSTAN, TARCIE CHRZANU I SHOW BIZNES
Spełniasz się jako jeden z trybików show biznesu?
Pracując w show biznesie, mam od czasu do czasu wrażenie, że to wszystko jest pozorne, tak bardzo na niby i na pokaz. Czuję się w tym dyskomfortowo, ale taką mam specyfikę pracy. Jedyne, co mogę zrobić, to dawać sobie co jakiś czas z liścia i otrzeźwiać się, by nie przyklejać się do tego mentalnie.
Do czego?
Wiesz, w tej branży co jakiś czas trzeba stanąć na ściance, ale nie możesz zapominać, że ścianka to nie jest twoja praca. Każdy może stanąć na ściance. Kompletnie nic z tego nie wynika. Jesteś obdarzony talentem, którym masz się dzielić i nie wolno ci go zakopywać. Twoja obecność w show biznesie ma sens, gdy jesteś w stanie zrobić coś, co będzie darem pożytecznym dla drugiego człowieka. Jeśli nie – idź trzyj chrzan!
Marika podczas Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Marika podczas Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Przypnij na PinterestPodziel się
W mediach to wygląda jakbyście wszyscy chrzan tarli...
Budując swój wizerunek, np. poprzez zdjęcia na Instagramie, uzyskuje się pusty efekt. Jak ktoś zobaczy jedynie moje zdjęcia, stwierdzi, że laska ciągle zmienia stroje, jest na różnych scenach, więc podróżuje, chodzi biegać i na basen, więc dba o zdrowie. Tyle. Pustostan! Wynika z tego, że jestem – za przeproszeniem – tępą dzidą. Świat, który składa się z tego, co widzi się na Facebooku czy Instagramie – jest światem płaskim i ubogim. Food porn, czyli zdjęcia żarcia, informacje o tym, że idę tu, czy robię tamto... To nie sprawia, że ktoś się czegokolwiek o mnie dowie. Trzeba usiąść, porozmawiać i zajrzeć sobie w głąb duszy, by rzeczywiście nawzajem się poznać.
Dostrzegasz zagrożenie w tak ekspansywnym rozwoju nowych mediów?
Największym zagrożeniem dla człowieka nie są portale społecznościowe, ale jego własny mózg. Sama często potrzebuję totalnego detoksu od internetu, komputera i komórki. To są tylko narzędzia, ale czasem nas przytłaczają. Są jak smycz. Jeśli myślisz nad czymś twórczo, musisz się w pewnym stopniu wyabstrahować z rzeczywistości, skupić się. Tymczasem media sprawiają, że cały czas jesteśmy w zupie, gdzie bez przerwy coś do ciebie przypływa – a to ziemniak, a to marchewka – i rozprasza.
ZA MAŁE CYCKI, ZA DUŻY NOS
Czego brakuje młodemu człowiekowi, by był szczęśliwy? Co mu przeszkadza?
Strasznie trudne pytanie. W ogóle ten wywiad nie jest łatwy. Zadajesz trudne pytania.
Tylko takie mają sens…
To prawda…
A więc?
Chyba jestem słabym socjologiem. Powiem ci co mi przeszkadza być szczęśliwą. Ciągłe porównywanie się z innymi sprawia, że nie potrafię dostrzec tego co mam w sobie wyjątkowego. Zżera i truje nas zazdrość. Z drugiej strony jest „ambicja – twoja szalona religia", jak śpiewa Muniek. Ona sprawia, że chcemy być i mieć więcej niż jesteśmy w stanie. To, że nie jesteśmy dość mądrzy, piękni czy bogaci wprawia nas w frustrację.
To samo chyba dotyka nastolatków…
Wydaje mi się, że im w szczęściu przeszkadza popularna dziś postawa roszczeniowa. Nie tyle buntują się przeciwko zasadom rodziców, co uważają, że wszystko im się należy. I ten strach przed wychyleniem się wśród rówieśników. To się przeradza w kult unifikacji zachowań. Wszyscy chodzą w takich samych ciuchach, na Facebooku i Instagramie robią selfie z zestawem trzech identycznych min i powielają schematy ogólnie uznane za „cool". Najbardziej w szczęściu przeszkadza jednak poczucie, że jestem nic nie wart. Młodzi ludzie zachowują się często małostkowo i okrutnie, kiedy mają fatalne zdanie o sobie samych. Gdy ktoś w środku sobą gardzi, to gardzi też innymi na zewnątrz. By być szczęśliwym, trzeba spojrzeć na siebie w pełni prawdziwego – dostrzec nie tylko wady ale też tą iskrę bożą, którą mam. Jak ktoś tego nie widzi albo w to nie wierzy, epatuje nieszczęściem na całe otoczenie ale przede wszystkim na wszystko co robi.
Kompleksy. Gwiazda Marika ma kompleksy?
Powiem szczerze: to, że jestem rozpoznawalna jest dla mnie bardzo zaskakujące. Mam 165 cm wzrostu, trochę krzywe nogi, dużą głowę, duży nos… Nie jestem modelową postacią, jestem raczej dziwna. Weźmy ten nos. Przez długi czas miałam przez niego kompleksy. Nie mogłam znieść tego, że mam na twarzy taki kartofel. Z czasem jednak to właśnie mój nos nauczył mnie, że trzeba umieć akceptować w sobie rzeczy, na które nie ma się wpływu. Nawet z takiego nosa, którego w sobie nie lubisz, może wyniknąć dobro, on może stać się twoim atutem, jeżeli zrozumiesz, że właśnie takie niedoskonałości czynią cię wyjątkowym.
Maleo i Marika w Strefie 18 + podczas Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Maleo i Marika w Strefie 18 + podczas Campo Bosco, fot. Campo Bosco Magazyn Przypnij na PinterestPodziel się
Wytłumacz to 15-latce dla której to dramat porównywalny z Hiroszimą!
W filmie „Druga Ziemia" jeden z bohaterów opowiada historię astronauty, który zamknięty w kapsule cały czas słyszał takie cichutkie, monotonne „pikania". W pewnym momencie ten dźwięk doprowadził go na skraj szaleństwa. Wtedy zrozumiał, że musi go pokochać, by nie zwariować. Gdy to zrobił, tortura się skończyła. W zasadzie przestał słyszeć ten dźwięk. Podobnie było z moim nosem (śmiech).
Nieźle...
Często sami stwarzamy sobie problemy, które potem interpretujemy jako najgorsze na świecie. Dziewczyny często tak mają. „Mam za małe cycki, za duży nos, nie umiem śpiewać albo mam kijowy akcent po angielsku". Rzecz, na którą nikt nie zwróciłby uwagi lub która wręcz dodaje uroku, jesteśmy w stanie rozdmuchać do rangi problemu, który złamie nam życie. Tymczasem to my nadajemy sens i znaczenie rzeczom. Jesteśmy w stanie odwrócić wektor! Nos, który mi się nie podoba, może stać się moim atutem!
Wiesz co, nie zgodzę się, że jesteś słabym socjologiem…
(śmiech) Dzięki.