sobota, 20 kwietnia 2013

Przeznaczeni.pl. Randki po bożemu


Konrad Oprzędek
 
09.04.2013 , aktualizacja: 29.03.2013 14:20
A A A Drukuj
przeznaczeni.pl

przeznaczeni.pl (Rys. Marta Sławińska)

Do mieszkania Tomasza, studenta z Wrocławia, przychodziło wiele dziewczyn. Joannę wyprosił, gdy na widok jego biblioteczki z książkami o Janie Pawle II i ojcu Pio westchnęła: "Jezus, ale ciemnogród!"
W portalach randkowych szczęścia można szukać wprost: "Chcę tylko przygód i seksu. Mój wymarzony partner musi być dobry w łóżku" (Ewa na Sympatia.pl).

Można bardziej powściągliwie: "Interesuje mnie wolny układ. Mam ochotę poznać kogoś, z kim będę mogła wyjść na kolację, do kina, zrobić rundę po klubach albo najzwyczajniej w świecie napić się wina w domowym zaciszu" (Guerlain na Sympatia.pl).


Można rozważnie: "Chcę poznać chłopaka, który ma co najmniej średnie wykształcenie, pracuje i nie ma obowiązku alimentacyjnego" (Danusia na Elmaz.pl).

Można romantycznie: "Szukam mężczyzny 30-40 lat, który potrafi pokochać, szanować kobietę i wspierać ją w trudnych decyzjach. Mężczyzny, do którego mogłabym odejść od męża" (Pyzia na Swatka.pl).

Ale są też Polacy, którzy chcą to robić po bożemu: "Szukam wiernego towarzysza życia, z którym mogłabym połączyć się węzłami sakramentalnej łaski oraz budować szczęście życia rodzinnego na zasadach Ewangelii" (Ewelina).

Po bożemu robi się to w portalu Przeznaczeni.pl, czyli liczącej 333 tysiące osób "społeczności singli żyjących według wartości chrześcijańskich". Ponad 6 tysiącom z nich udało się już połączyć w pary. Urodzili prawie 2 tysiące dzieci.

- Na inne serwisy randkowe nie zaglądam, bo ludzie tam szukają głównie przelotnych znajomości, opartych na fizyczności, nie na Bogu - twierdzi Dorota, 23-letnia Przeznaczona z Warszawy. - Dziś już niezwykle trudno spotkać osoby żyjące wiarą. Można to jeszcze zrobić we wspólnotach duszpasterskich albo w portalach typu Przeznaczeni.

Jak to, w katolickim kraju jest problem ze znalezieniem "osób żyjących wiarą"?

Zapytałem Przeznaczonych z kilku dużych miast Polski, jakie wartości ich łączą i czy rzeczywiście w realnym świecie trudno się im spotkać.

Najczęściej trafiali się informatycy

Na zdjęciu Marta jest zmęczona i zaniedbana. Ma 26 lat, ale wygląda na kilka więcej. Opisuje siebie jakby od niechcenia: Kraków, 173 cm wzrostu, budowa ciała normalna.

W realu jest znacznie bardziej zmysłowa, niż widzą Przeznaczeni. Bawełniana sukienka uwydatnia jej smukłą figurę, a staranny makijaż dodaje temperamentu.

- To zdjęcie zrobiła mi koleżanka po całym dniu chodzenia po Tatrach - śmieje się Marta. - Celowo wrzuciłam je na profil, bo mój wygląd nie powinien odwracać uwagi od tego, co mam w rubryce "wartości". Wystarczy, że w realu przyciągam tylko napaleńców, którzy w nic nie wierzą.

W rubryce "wartości" napisała:

Stosunek do antykoncepcji: uznaję tylko naturalne metody planowania rodziny;

Stosunek do współżycia przedmałżeńskiego: nie uznaję;

Stosunek do rozwodu: nie uznaję;

Uczestniczę we mszy: w każdą niedzielę i czasami w tygodniu.

- Może to zdjęcie nie jest najładniejsze, ale na powodzenie nie narzekam - kontynuuje. - W ciągu ostatniego roku odezwało się do mnie ośmiu Przeznaczonych. Najpierw każdego z nich prześwietlam. Sprawdzam na jego profilu, czy jest katolikiem i czy wyznaje takie same wartości jak ja. Jeśli nie, odpada. Bo nie szukam przelotnej znajomości, tylko mężczyzny na całe życie. Muszę wiedzieć, czy pasujemy do siebie. Jeśli dopuszczałby współżycie przed ślubem, trudno byłoby nam wspierać się w postanowieniu trwania w czystości. Jeśli później chciałby korzystać z antykoncepcji, znaczyłoby, że nie umie zawierzyć się Bogu. Jeśli nie chodziłby regularnie na mszę, nie mógłby dawać dobrego przykładu naszym dzieciom. Jeśli nie miałby nic przeciwko rozwodom, czułabym niepokój, że nasz związek jest tymczasowy.

Spośród ośmiu Przeznaczonych, którzy w ostatnim roku odezwali się do Marty, sześciu przeszło przez pierwszy etap selekcji. W drugim testowała ich cierpliwość, przez kilka tygodni wymieniając z nimi maile. Pytała, czym się zajmują (najczęściej trafiają jej się informatycy), jakie poza pracą mają zainteresowania (na majsterkowanie reaguje rozpaczą, na kino i sporty ekstremalne - znudzeniem, dopiero literatura ją ożywia) i co w ich życiu się dzieje (opisywanie codzienności najgorzej wychodzi rzekomym miłośnikom książek).

- Później są spotkania w realu, najlepiej w jakiejś kawiarni - mówi. - Z tymi dwoma, którzy przeszli drugi etap selekcji, długo rozmawialiśmy. No wiesz, jak to na randce, o sobie i wierze.


- O wierze na randce?
- Przecież nie odmawialiśmy różańca, tylko na przykład wspominaliśmy swoje zaangażowanie w duszpasterstwo młodzieżowe lub akademickie. Uwierz, to może być pasjonujące. Jak temat zasysa, szukamy dalej wspólnych doświadczeń. Czasem słyszę coś takiego, że aż podskakuję z radości i myślę: "Boże, Tyś mi go zesłał!". Tak było, gdy jeden Przeznaczony powiedział, że uczestniczył w spotkaniu katolickiej młodzieży w Lednicy. I to wtedy co ja!

Przeznaczony, przed którym Marta podskoczyła z radości, może i był w Lednicy osiem lat temu, ale teraz już nawet nie potrafi powiedzieć, o czym było kazanie na ostatniej mszy (dziewczyna to sprawdziła). Drugi mężczyzna, z którym umówiła się na randkę, podobno pięknie opowiadał o swoim nawróceniu na katolicyzm, ale później zanudził ją wykładami o marketingu, którym się zajmował.

Z facetami poznawanymi w realu ciągle bez zmian: prawią komplementy, ale w nic nie wierzą. - Wpracy i na imprezach spotykam wielu takich - przyznaje. - Ale nie mam co do nich złudzeń. Mówię im prosto w twarz: jestem katoliczką, nie uznaję tego i tego. Niektórzy reagują jak większość mężczyzn na lesbijki: mają nadzieję, że da się mnie nawrócić. Reszta powtarza: "Ale żartujesz, prawda?". Gdy wreszcie dochodzi do nich ta okrutna prawda, zmywają się.

Jeszcze żaden z poznanych w realu mężczyzn nie sprawił, że Marta krzyknęła: "Boże, Tyś mi go zesłał!".

Chwile samotności

Zapytałem Przeznaczonych, czy z powodu swojej wiary czuli się kiedyś samotnie.

Edyta z Wrocławia: - Zawsze, gdy przechodziłam z chłopakiem koło kościoła. Nie rozumiem, co widział zabawnego w tym, że wyciągałam rękę z płaszcza i robiłam znak krzyża. Przecież nie jestem moherem, lubię poszaleć na imprezie, mam lajtowy stosunek do seksu i antykoncepcji. Czasem tylko potrzebuje się pomodlić. A on z tego się brechtał! Na szczęście go rzuciłam i już nie czuję się samotna.

Ewa z Gdańska: - Gdy przeprowadziłam się do mieszkania studenckiego. Miałam współlokatora, który strasznie mi się podobał. Ale moje nadzieje prysły, gdy zaczął warczeć, żebym mu nie robiła z przedpokoju kościoła. A ja przecież tylko drewnianego Chrystusika powiesiłam na ścianie. Żeby poczuć się jak u siebie.

Anna z Warszawy: - Gdy siedzieliśmy w knajpie z chłopakiem i jego znajomymi. Ciągle wtedy słyszałam, że księża to pasibrzuchy i pedofile. Myślałam: "Jacy księża? Ten, który mnie przekonał, żebym nie siedziała całe życie za ladą w sklepie, tylko poszła na studia? A może ten, który co roku dorzucał się mojej mamie do węgla, bo nie radziła sobie finansowo, gdy byłam mała?". Tak myślałam, ale nic nie mówiłam, bo nie chciałam wyjść na aspołeczną. Niedawno rozstałam się z chłopakiem i zmieniłam towarzystwo.

Agnieszka z Warszawy: - Gdy zaczęłam pracę. Wcześniej poznawałam wielu chłopaków w duszpasterstwie akademickim i jakoś zawsze nadawaliśmy na wspólnych falach. Teraz całymi dniami siedzę w wielkim biurowcu i mam wrażenie, że wszyscy tu zawierają znajomości "tylko na jedną noc". Nie wchodzę w to, bo jestem katoliczką.

Marta z Krakowa: - Gdy mój brat opowiadał, że dziewczyna wyśmiała go w sytuacji intymnej. Zdjął wtedy krzyżyk, pocałował go i odłożył na półkę. Skoro już grzeszył, nie chciał tego robić z Panem Jezusem na szyi. Ale teraz ta dziewczyna to już przeszłość.

Bezpieczna oaza

Sławek ma 28 lat i jest założycielem ogólnopolskiego portalu internetowego. Pomimo że jego firma się rozwija, na swoim profilu na Przeznaczonych napisał:

Praca dla mnie to: jedynie środek do realizacji życiowych celów;

Cel życiowy: własna rodzina, dom, kochająca żona u boku i gromadka dzieci (gromadka to tyle, ile będę w stanie ogarnąć; dużo dzieci to dużo miłości).

- Wiem, że wielu moich rówieśników stawia na karierę, ale ja nie chcę - mówi. - Co mi po sukcesie, gdy obudzę się koło czterdziestki z poczuciem samotności. Chcę być szczęśliwy. A tego nie da mipraca, tylko dom i rodzina.

Budowanie swojego szczęścia Sławek zaczyna od wypełnienia formularza na Przeznaczonych. Wpisuje idealny wiek kandydatki na żonę (24-28 lat), Kraków jako miejsce zamieszkania i klika przycisk "szukaj". Gdy wyświetla się lista zdjęć kobiet spełniających te kryteria, przewija ją tak długo, aż któraś z twarzy zwróci jego uwagę. - Używam wyszukiwarki Przeznaczonych, bo tam jest dużo katoliczek - wyjaśnia. - W realu też są, ale mniej widoczne. Nie afiszują się ze swoją wiarą, bo myślą, że zostaną potraktowane jak dzieci, które jeszcze wierzą w Świętego Mikołaja, podczas gdy wszyscy wokół już dawno odkryli, że to ściema. Ale mam świadomość, że zamykanie się w kręgu Przeznaczonych jest ryzykowne. Tam gromadzą się osoby, które w codziennym życiu nie potrafiły znaleźć odpowiedniego partnera. Budujemy sobie "bezpieczną oazę" oddzieloną murem od świata zewnętrznego. Tylko że żyjemy w otoczeniu niekatolików i musimy nauczyć się z nimi żyć.

Sławek próbował wyjść poza "bezpieczną oazę". Jednak na randkach z dziewczynami poznanymi w realu miał opory, by mówić o swojej wierze. Gdy już się przełamywał, zrażał do siebie kobiety. - Kiedyś taka jedna chciała ze mnie zadrwić i złożyła mi jednoznaczną propozycję - robi pauzę. - No mówiąc krótko: chodziło o seks. Wiedziała, że mam zasady i muszę jej odmówić.


- Jak to zrobiłeś?

- Podziękowałem i dodałem, że zamiast do łóżka mogę z nią pójść do kościoła.

Na spotkaniach Przeznaczonych zaproszenie na mszę nie brzmi jak groźba. Jest jedną z metod poznawania drugiej osoby. Próbując wybadać, czy kandydatka na żonę jest praktykującą katoliczką, Sławek pod koniec randki patrzy na zegarek i mówi: "Dzisiaj jeszcze nie byłem w kościele, a zaraz się zacznie ostatnia msza, może masz ochotę pójść ze mną". Jeśli kobieta się zgadza, idą razem do kościoła, a on może obserwować, czy stoi tam znudzona, czy modli się razem z innymi.

- Nie umiałbyś założyć rodziny z ateistką?

- Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to obawa, że byłaby mi niewierna. Wiem, że niewierząca nie musi oznaczać niewiernej, ale nic nie poradzę, takie mam skojarzenie. Poza tym nie wiem, czy byłbym w stanie nawiązać głębszy kontakt z kobietą, która nie podzielałaby moich wartości. W takim związku pewnie daleko bym nie zajechał. Byłby problem, czy ochrzcić dzieci, posłać je do komunii i wychowywać w wierze. A dla mnie to jest ważne.

Sławek poznał około 20 Przeznaczonych. Z jedną stworzył związek, ale po dwóch latach się rozstali. Poróżniły ich charaktery, nie podejście do wiary.

Nie chcę być "seksi"

Gdy pytam Michała z Krakowa, jakiej partnerki szuka, dostaję ostrą reprymendę: "Mężczyzna może szukać narzeczonej albo żony. Partnerka to kobieta na jedną noc. Tego słowa używają osoby, które nie szanują kobiet albo są gejami (patrz: związki partnerskie)".

Twarz Marty z Krakowa nagle się wykrzywia, kiedy dociekam, czy jej idealny kandydat na męża może dopuszczać myśl o seksie przed ślubem. I zaraz wyjaśnia: "Seks to brzydkie słowo. Wolę współżycie albo miłość przedmałżeńską".

Agnieszka z Warszawy nie opowiada o swojej wierze, tylko "daje świadectwo". Nie mówi: "Mam nadzieję, że znajdę interesującego mężczyznę", ale: "W tej sprawie zawierzam się Bogu".

Na Przeznaczonych w dziale "edukacja seksualna" dziewictwo jest nazywane "czystością przedmałżeńską", a noc poślubna - "wejściem w misterium miłości".

Czy taki język nie utrudnia Przeznaczonym poznawania ludzi w realu?

Michał: - To język osób, dla których ważne są katolickie wartości. Jak ktoś go nie rozumie albo nie szanuje, to o czym mam z nim rozmawiać? O pogodzie?

Marta: - Zdarza się, że ktoś mnie przedrzeźnia. Ale wolę wyjść przed znajomymi na cnotliwą dewotkę, niż zdradzić swoje zasady. Przecież słowo "seks" uprzedmiotawia ludzi i służy do sprzedawania ich jako towaru. Jeśli coś jest "seksi", rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. Ja nie chcę być "seksi".

Agnieszka: - To jest przykre, że Polakowi z Polakiem coraz trudniej się dogadać. Przecież większość z nas wyszła z katolickich domów. Dlaczego niektórzy nagle zaczęli udawać, że nie pamiętają języka z dzieciństwa?

Drugie mieszkanie od Boga

Na swoich profilach w rubryce "autorytety" Przeznaczeni wpisują ojca Kolbego, Jana Pawła II albo świętą Faustynę. Dorota, 23-letnia studentka z Warszawy, postawiła sobie poprzeczkę najwyżej. Na autorytet wybrała samego Boga.

Stało się to wtedy, gdy odkryła, że Bóg mówi i może jej doradzać w codziennych sprawach. Jego głos nauczyła się czytać i analizować w grupie biblijnej. Odtąd zawsze, gdy ma jakiś dylemat, sięga po Pismo Święte i szuka w nim podpowiedzi, jak powinna się zachować. - Tak było, gdy zaczęły mnie przygniatać sesje na studiach - wspomina. - Jak zaliczyć dziewięć egzaminów! Ściągać? Pan Bóg mi powiedział, żeby tego nie robić. Poszłam za Jego radą i teraz mi to wynagradza. Niesamowite, że ciągle dostaję pytania, na które znam odpowiedzi! Na egzaminy chodzę spokojna, bo wiem, że On mnie prowadzi. Zresztą na każdym kroku widzę Jego pomoc. Ostatnio szukałam taniego mieszkania i katolicka organizacja studentów, do której należę, podsunęła mi fajne lokum. Właściciel spuścił z czynszu 300 złotych. To już drugie mieszkanie, które dostałam od Boga! Od kiedy Mu zaufałam, jestem szczęśliwa.

Od kandydatów na męża Dorota wymaga, żeby byli podobnie szczęśliwi. - Tylko że wiara jest już dzisiaj niemodna, zwłaszcza w środowisku studentów - ubolewa. - Trudno spotkać chłopaka, który wybrałby na autorytet Pana Boga. Wielu jeszcze chodzi do kościoła i deklaruje się jako katolicy, ale robią to dlatego, że tak w ich domach wypada. Gdy zaczynają studia i udaje im się wyrwać od rodziców, czują wolność: wreszcie zamiast na mszę mogą pójść na imprezę. Później stopniowo budzi się w nich wrogość do wierzących. Jak usłyszą, że należę do chrześcijańskiej organizacji studenckiej, mówią, że pewnie to jakaś sekta.

Mężczyźni, którzy śmieją się z wiary albo tylko udają, że jest dla nich ważna, wiele razy rozczarowali Dorotę. Dlatego założyła konto na Przeznaczonych. - Ale chłopaków stamtąd też trzeba weryfikować - podkreśla. - Nastawiają się na spotkanie jeden na jeden, przy kawie, a wtedy trudno ich poznać. Bo jak powiedzą, że chodzą do kościoła, to przecież jeszcze nic nie znaczy. Dlatego zapraszam ich do swojej wspólnoty. Wtedy widzę, jak na nią reagują, jak rozmawiają o wierze i jak się tam czują.

Do tej pory tylko jeden Przeznaczony poczuł się dobrze we wspólnocie Doroty. Próbowała się z nim związać, ale nic z tego nie wyszło. Zostali na etapie przyjaźni.

- Wolę poczekać - zapewnia. - Jestem przekonana, że Pan Bóg ma wobec mnie jakiś plan. Wie, co dla mnie dobre. Dzięki temu jestem spokojna i wierzę, że moje życie ma sens. Nie umiałabym z tego zrezygnować dla mężczyzny, który jest przystojny, ale nie umie zaufać Panu Bogu. Dla mnie wygląd przyszłego męża ma drugorzędne znaczenie.

Lepiej nie kusić losu

Jedną z przyczyn, dla których Przeznaczeni nie chcą się wiązać z niekatolikami, jest lęk przed utratą wiary.

Sławek z Krakowa: - Znam parę, w której dziewczyna była wierząca i praktykująca, a gość okazał się totalnie antykościelny. Z biegiem czasu tak na nią wpłynął, że przestała chodzić na msze. Ja się tego boję. Chciałbym, żeby kobieta wspierała mnie w wierze. Żebyśmy razem motywowali się do pójścia w niedzielę na mszę i przestrzegania piątkowego postu. Tak długo, jak by się to udawało, miałbym poczucie bezpieczeństwa. Z tego samego względu byłoby najlepiej, gdybyśmy oboje nie uznawali antykoncepcji i współżycia przedmałżeńskiego.

Dorota z Warszawy: - Czasem mężczyźni pytają, jakiego męża szukam. Odpowiadam, że takiego, u którego byłabym dopiero na drugim miejscu. Na pierwszym powinien być Pan Bóg. Tylko wtedy mąż mógłby mnie wspierać w wierze. Poznałam wiele małżeństw, dla których Pan Bóg jest najważniejszy. To niesamowite, jak oni świetnie się dogadują i ile czasu znajdują na czytanie Pisma Świętego! Widziałam też związki, w których mężowi udało się odciągnąć żonę od wiary. Ale to było możliwe tylko dlatego, że na pierwszym miejscu stawiali siebie, nie Pana Boga.

Marta z Krakowa: - Nie ma takich zasad, których kobieta nie wyrzekłaby się dla miłości. Widzę to po swojej mamie. Jednego dnia nie zmówiła pacierza, bo ojciec śmiał się, że taka stara, a w Anioła Stróża jeszcze wierzy. Drugiego poszła z nim na imprezę w Wielki Post, bo przekonał ją, że przez takie grzechy nie trafi do piekła. Trzeciego opuściła mszę, bo zaczął nazywać ją dewotą. Dalej już jakoś samo poleciało i teraz mama nie praktykuje. Dlatego lepiej nie kusić losu i wybrać sobie odpowiedniego męża.

Spotkanie pod chórem

Do mieszkania Tomasza, studenta z Wrocławia, przychodziło wiele dziewczyn.

Joannę wyprosił, gdy na widok jego biblioteczki z książkami o Janie Pawle II i ojcu Pio westchnęła: "Jezus, ale ciemnogród!".

Karolina sama wyszła, gdy zaczął ją całować. Chciała mu zdjąć koszulkę, ale usłyszała coś o życiu w czystości. Nie zrozumiała. Poczuła się odepchnięta.

Ania, zanim trzasnęła drzwiami, zwyzywała go od księży i krzyknęła, że nie ma ochoty słuchać kazań. Wcześniej przyznała się, że chce kupić pracę magisterską.

Kasia została i powiedziała: "Zabierz mnie do Boga".

Trzy pierwsze poznał na uczelni, a do Kasi odezwał się na Przeznaczonych. Napisał: "Na mszach stoję pod świętym Pawłem, a pewna dziewczyna pod chórem. Czy to Ty?".

Kasia: - Zaciekawił mnie, ale nie odpisałam. Poczekałam do następnej niedzieli. Po wejściu do kościoła minęłam miejsce, w którym zwykle stałam, i usiadłam w ławce. Zerknęłam w stronę świętego Pawła i zobaczyłam przystojnego chłopaka. Ale to była msza i nie wypadało mi o nim myśleć.

Wieczorem Tomasz wysłał kolejną wiadomość: "Dzisiaj byłaś pod jedenastą stacją drogi krzyżowej. Wiem na pewno, że to Ty".

Kasia: - Przez następny tydzień wymienialiśmy się mailami. Boże, jak mi serce waliło, gdy je czytałam. Okazało się, że jesteśmy tacy sami: uwielbiamy chodzić po górach, słuchać Stinga, oglądać Kieślowskiego i marzymy o podróży po Ameryce Południowej.

W następną niedzielę stanęli już razem pod chórem. Byli tak blisko siebie, że po mszy nie pamiętali ani jednego słowa z kazania. Pierwszy raz w życiu.

Ale zanim Tomasz zaprosił Kasię do swojego mieszkania, upłynęło jeszcze sześć tygodni. W tym czasie spotykali się w knajpkach, godzinami rozmawiali przez telefon i wymieniali dziesiątki maili. - Nie chciałem się spieszyć z zapraszaniem jej do domu - wspomina. - Po wcześniejszych wpadkach zrozumiałem, że taki pośpiech przyciąga tylko kobiety bez zasad. Czekanie się opłaciło. Nic piękniejszego nie mogłem usłyszeć od dziewczyny niż: "Zabierz mnie do Boga".

W ten sposób Kasia odpowiedziała na propozycję Tomasza, by wspólnie poszli na pielgrzymkę do Częstochowy. Mieli się na niej upewnić, czy są dla siebie przeznaczeni.

Kasia: - Gdy rok temu urodziła nam się Julka, poczułam, że już nie mogę być bardziej szczęśliwa. Dziękuję Bogu i światu. Bogu za to, że spośród setek kobiet na Przeznaczonych wskazał Tomkowi mnie, dziewczynę spod chóru. Światu za to, że oszczędził akurat mojego męża. Zepsuł tylu chłopaków, którzy wcześniej mi się podobali. Odebrał im rozum i opętał na punkcie pieniędzy oraz ciała. Teraz biegają za szczęściem, ale nie mają pojęcia, gdzie go szukać. Bo jak szukać szczęścia bez wiary?

Imiona niektórych bohaterów reportażu zostały zmienione




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

przeznaczeni od 2012 roku NIE MA POPARCIA Kościoła Katolickiego:

http://m.gosc.pl/doc/1365699.Ludzie-Kosciola-dystansuja-sie-od-przeznaczeni-pl

pisze tez o tym fronda, wiara.pl a nawet wprost :/

polecam istniejący od 7 lat serwis http://ZapisaniSobie.pl. Serwis ten przez 6 lat był całkowicie bezpłatny(w odróżnieniu od p.pl).
O roku jest tam niska opłata - 25 zł za rok.
Jest tam też teraz ok 30 tyś aktywnych użytkowników. Z tego co się dowiedziałem ok 1000 małżeństw poznało się dzięki temu serwisowi