- Gdyby kogoś okradł... Ale on chciał tylko ludziom pomagać - babcia Michała K. rozkłada ręce. I płacze: - Jak przestępcę go potraktowali.
Michał K. to przystojniak - ma dwa metry wzrostu, piwne oczy i atletyczną budowę. Kawaler z podłódzkiego Zgierza w czarnej koszulce z napisem "ABW" wyglądał rewelacyjnie i budził respekt.
Na kłopoty - ABW
W 2007 r. Michał K. jedzie do Czech, a tam złodzieje okradają mu służbowy samochód. Idzie na policję. W czasie przesłuchania "ujawnia się".
Kłopoty go nie opuszczają. Wkrótce ktoś włamuje się na jego konto internetowe i Michał K., chcąc nie chcąc, znów ma do czynienia z policją - tym razem naszą, krajową, w swoim rodzinnym Zgierzu. I znów rzuca od niechcenia, że jest agentem. Nie da się inaczej, bo w czasie przesłuchania musi pilnie porozmawiać przez telefon z kimś z ABW w służbowej sprawie.
Michał K.: - Po przesłuchaniu nawiązałem kontakty z policjantami z Wydziału PG KPP w Zgierzu, którzy teraz są funkcjonariuszami CBŚ. Miałem większy dostęp do informacji związanych z prowadzonym postępowaniem. Dzięki tym informacjom udało mi się ustalić, kto faktycznie włamał się na moje konto. Obserwowałem tę osobę, robiłem zdjęcia i poznałem jej życie prywatne. Chciałem tylko dokładnie to opisać i oddać pełne materiały do prokuratury.
W 2008 roku znów drobne problemy. Jedzie za szybko i dostaje mandat. Odwiedza straż miejską w Zgierzu, pokazuje legitymację oficera ABW i pyta, czy da się karę anulować.
- Komendant nie robił problemów, powiedział tylko, żebym napisał oświadczenie, że spieszyłem się na miejsce pełnienia służby. Po złożeniu tego oświadczenia komendant anulował mandat - wspomina.
Dariusz Bereżewski wciąż jest szefem zgierskich strażników, a Michał K. wbił mu się w pamięć. - Bo taki miśkowaty i pewny siebie. Po gestach i sposobie mówienia widać było, że pracuje w służbach. W stanach wyższej konieczności zamieniamy mandaty na pouczenia. Na przykład jak prędkość przekroczy karetka albo policjant na służbie. Tu też się skończyło na pouczeniu, bo człowiek się spieszył w służbowej sprawie do pobliskiej jednostki wojskowej.
Podczas tamtej wizyty K. ma jeszcze czas zaprzyjaźnić się z jednym ze strażników. Bierze go na bok, przekonuje, że strażnik się marnuje w służbie. Obiecuje, że załatwi mu pracę w ABW.
- Miał się ze mną skontaktować jakiś agent. Czekałem, ale nikt się nie odezwał - mówi werbowany strażnik.
Nie wszystkie mandaty daje się anulować i tak agent Michał K. poznaje zgierskiego komornika. Trafia do niego, by prosić o zmniejszenie kosztów postępowania komorniczego naliczonych od niezapłaconego mandatu.
Michał K.: - Pojechałem do komornika Czesława K., okazałem mu legitymację służbową ABW i zapytałem, czy można obniżyć koszty egzekucji. K. powiedział, że jest na świeczniku u ministra Kwiatkowskiego i nie może nic z tym zrobić. Zaczął mi opowiadać, że też kiedyś pracował w służbach specjalnych. Ogólnie sobie porozmawialiśmy o pracy w ABW. Powiedział mi, że jeśli będę czegoś potrzebował, uzyskać jakąś informację, to mogę się do niego zwrócić.
Agent Michał w akcji
Ale nie samymi kłopotami żyje agent ABW. Pewnego razu Michał K. odwiedza w zgierskim urzędzie swoją znajomą i jest świadkiem, jak mężczyzna próbuje odebrać w okienku cudzy dowód osobisty. Urzędniczki orientują się, że to oszust, i wzywają policję. Mężczyzna na widok radiowozu odpycha urzędniczkę i próbuje uciec.
Michał K.: - Ja wtedy zagrodziłem drogę ucieczki tej osobie, wyjąłem legitymację i powiedziałem tej osobie, że jest zatrzymana. Policjanci przejęli zatrzymanego, nie pytali mnie o szczegóły.
Kolejny raz wkracza do akcji w osiedlowej Biedronce, gdy jest świadkiem kradzieży. - Wyjąłem legitymację i powiedziałem tej osobie, że jest zatrzymana - opowiada.
Agent Michał wychodzi z ukrycia także wtedy, gdy widzi pijanego rowerzystę. Wzywa policję, powołuje się na swoją funkcję. Później wspomina to tak: - Policja i karetka przyjechały bardzo szybko. Nie chcieli legitymacji służbowej, spisali mnie tylko z dowodu osobistego.
10 kwietnia 2010 r. Michał K. widzi nieprzytomnego mężczyznę leżącego na chodniku. Nie pozostaje obojętny - dzwoni na numer alarmowy 112, informuje przy okazji, że jest funkcjonariuszem ABW.
K. daje się poznać przyjaciołom jako człowiek, który nie odmawia pomocy. Gdy przychodzi do niego koleżanka, która podejrzewa męża - żołnierza - o zdradę, K. wsiada w samochód i jedzie do Leźnicy Wielkiej, gdzie stacjonuje kawaleria powietrzna. Bramę przekracza na legitymację funkcjonariusza ABW. Ucieka się do podstępu - dowódcy jednostki mówi, że potrzebuje jak najwięcej informacji o R. (mężu podejrzewanym o niewierność), gdyż ten chce przejść do ABW i trzeba go "prześwietlić". Dostaje informacje o przebiegu służby żołnierza, o jego zwyczajach i życiu towarzyskim w jednostce. Niestety, nie udaje mu się ustalić, czy R. zdradza żonę i z kim.
Na kłopoty - ABW
W 2007 r. Michał K. jedzie do Czech, a tam złodzieje okradają mu służbowy samochód. Idzie na policję. W czasie przesłuchania "ujawnia się".
- Poinformowanie policji czeskiej, że pracuję w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przyspieszyło czynności formalne - przyzna później. - Policjanci konwojowali mnie w drodze powrotnej do granicy.
Kłopoty go nie opuszczają. Wkrótce ktoś włamuje się na jego konto internetowe i Michał K., chcąc nie chcąc, znów ma do czynienia z policją - tym razem naszą, krajową, w swoim rodzinnym Zgierzu. I znów rzuca od niechcenia, że jest agentem. Nie da się inaczej, bo w czasie przesłuchania musi pilnie porozmawiać przez telefon z kimś z ABW w służbowej sprawie.
Michał K.: - Po przesłuchaniu nawiązałem kontakty z policjantami z Wydziału PG KPP w Zgierzu, którzy teraz są funkcjonariuszami CBŚ. Miałem większy dostęp do informacji związanych z prowadzonym postępowaniem. Dzięki tym informacjom udało mi się ustalić, kto faktycznie włamał się na moje konto. Obserwowałem tę osobę, robiłem zdjęcia i poznałem jej życie prywatne. Chciałem tylko dokładnie to opisać i oddać pełne materiały do prokuratury.
W 2008 roku znów drobne problemy. Jedzie za szybko i dostaje mandat. Odwiedza straż miejską w Zgierzu, pokazuje legitymację oficera ABW i pyta, czy da się karę anulować.
- Komendant nie robił problemów, powiedział tylko, żebym napisał oświadczenie, że spieszyłem się na miejsce pełnienia służby. Po złożeniu tego oświadczenia komendant anulował mandat - wspomina.
Dariusz Bereżewski wciąż jest szefem zgierskich strażników, a Michał K. wbił mu się w pamięć. - Bo taki miśkowaty i pewny siebie. Po gestach i sposobie mówienia widać było, że pracuje w służbach. W stanach wyższej konieczności zamieniamy mandaty na pouczenia. Na przykład jak prędkość przekroczy karetka albo policjant na służbie. Tu też się skończyło na pouczeniu, bo człowiek się spieszył w służbowej sprawie do pobliskiej jednostki wojskowej.
Podczas tamtej wizyty K. ma jeszcze czas zaprzyjaźnić się z jednym ze strażników. Bierze go na bok, przekonuje, że strażnik się marnuje w służbie. Obiecuje, że załatwi mu pracę w ABW.
- Miał się ze mną skontaktować jakiś agent. Czekałem, ale nikt się nie odezwał - mówi werbowany strażnik.
Nie wszystkie mandaty daje się anulować i tak agent Michał K. poznaje zgierskiego komornika. Trafia do niego, by prosić o zmniejszenie kosztów postępowania komorniczego naliczonych od niezapłaconego mandatu.
Michał K.: - Pojechałem do komornika Czesława K., okazałem mu legitymację służbową ABW i zapytałem, czy można obniżyć koszty egzekucji. K. powiedział, że jest na świeczniku u ministra Kwiatkowskiego i nie może nic z tym zrobić. Zaczął mi opowiadać, że też kiedyś pracował w służbach specjalnych. Ogólnie sobie porozmawialiśmy o pracy w ABW. Powiedział mi, że jeśli będę czegoś potrzebował, uzyskać jakąś informację, to mogę się do niego zwrócić.
Agent Michał w akcji
Ale nie samymi kłopotami żyje agent ABW. Pewnego razu Michał K. odwiedza w zgierskim urzędzie swoją znajomą i jest świadkiem, jak mężczyzna próbuje odebrać w okienku cudzy dowód osobisty. Urzędniczki orientują się, że to oszust, i wzywają policję. Mężczyzna na widok radiowozu odpycha urzędniczkę i próbuje uciec.
Michał K.: - Ja wtedy zagrodziłem drogę ucieczki tej osobie, wyjąłem legitymację i powiedziałem tej osobie, że jest zatrzymana. Policjanci przejęli zatrzymanego, nie pytali mnie o szczegóły.
Kolejny raz wkracza do akcji w osiedlowej Biedronce, gdy jest świadkiem kradzieży. - Wyjąłem legitymację i powiedziałem tej osobie, że jest zatrzymana - opowiada.
Agent Michał wychodzi z ukrycia także wtedy, gdy widzi pijanego rowerzystę. Wzywa policję, powołuje się na swoją funkcję. Później wspomina to tak: - Policja i karetka przyjechały bardzo szybko. Nie chcieli legitymacji służbowej, spisali mnie tylko z dowodu osobistego.
10 kwietnia 2010 r. Michał K. widzi nieprzytomnego mężczyznę leżącego na chodniku. Nie pozostaje obojętny - dzwoni na numer alarmowy 112, informuje przy okazji, że jest funkcjonariuszem ABW.
K. daje się poznać przyjaciołom jako człowiek, który nie odmawia pomocy. Gdy przychodzi do niego koleżanka, która podejrzewa męża - żołnierza - o zdradę, K. wsiada w samochód i jedzie do Leźnicy Wielkiej, gdzie stacjonuje kawaleria powietrzna. Bramę przekracza na legitymację funkcjonariusza ABW. Ucieka się do podstępu - dowódcy jednostki mówi, że potrzebuje jak najwięcej informacji o R. (mężu podejrzewanym o niewierność), gdyż ten chce przejść do ABW i trzeba go "prześwietlić". Dostaje informacje o przebiegu służby żołnierza, o jego zwyczajach i życiu towarzyskim w jednostce. Niestety, nie udaje mu się ustalić, czy R. zdradza żonę i z kim.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,87648,11878258,Agent_numer_0006426.html#ixzz1x757QldP
Agent Michał werbuje. W Zgierzu udaje mu się pozyskać kontakt operacyjny o pseudonimie "Zizi". Zna go z podstawówki. "Zizi" nie miał w życiu szczęścia - handluje na rynku papierosami i alkoholem z przemytu.
Michał K.: - Powiedziałem, że albo od dzisiejszego dnia będzie dla mnie pracował, a jak nie, to go wsadzę do więzienia. On się przestraszył, gdyż niedawno wyszedł. Odtąd prawie przez trzy lata "Zizi" systematycznie informuje agenta o tym, co się dzieje w lokalnym światku przestępczym.
Dobre serce gubi Michała K. W styczniu 2011 r. wybiera się w sprawie rodzinnej do 31. Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Zgierzu, ale dowódca ma wątpliwości, czy jest tym, za kogo się podaje.
Oto fragment notatki służbowej ABW: "Pokazał dokument przypominający legitymację służbową i usiłował przyspieszyć przeniesienie swojego kuzyna do innej jednostki wojskowej".
Dalej sprawy toczą się bardzo szybko: Michał K. zostaje zatrzymany, a jego mieszkanie - przeszukane. Okazuje się, że jest alergikiem z kategorią wojskową D, jeździ starym oplem i ma maleńką córeczkę. Że zdarzyło mu się w życiu być klerykiem, a później ochroniarzem z miesięcznym dochodem 1,7 tys. zł. Ale w ABW nigdy nie był.
K. przyznaje się do oszustwa. - To, co mną kierowało, to była chęć dostania się do pracy jako funkcjonariusz ABW. Ja chciałem bardzo pracować w tym zawodzie. Za funkcjonariusza ABW podawałem się, bo chciałem, by inni brali mnie za gościa, za szychę. To jest szacunek i prestiż pracować w takiej instytucji - zeznaje w śledztwie. Tłumaczy, że nakłonił do współpracy "Ziziego", bo marzył o ABW - liczył, że jeśli w czasie rekrutacji wykaże się znajomością zgierskiego półświatka, będzie miał większe szanse na przyjęcie do służby.
W mieszkaniu Michała K. policjanci znajdują futerał z kajdankami, pistolet hukowy z kaburą, plakietkę z napisem "kat. przepustka stała" na smyczy ABW, plik dokumentów parafowanych przez niego. W szafce na ubrania w firmie ochroniarskiej, gdzie pracował, jest czarna koszulka z logo ABW.
Policjanci znajdują też "legitymację służbową" ABW na jego nazwisko o numerze 0006426.
W ABW zapewniają, że agenta o takim numerze w służbach nie ma.
Michał K.: - Podrobiłem legitymację ABW, bo się interesuję tą służbą.
Wzór legitymacji znalazł w internecie, wydrukował ją na drukarce atramentowej. Zdjęcie zeskanował z dowodu osobistego i wkleił. Legitymację zalaminował urządzeniem, którego używał do laminowania rodzinnych zdjęć.
Żeby udowodnić narzeczonej, że naprawdę pracuje w ABW, trzymał w domu teczki z napisem "ściśle tajne".
- Pierwszy raz miałem do czynienia z taką sprawą - przyznaje Michał Stasiak z łódzkiego oddziału ABW. - Natomiast samo postępowanie było dość proste. Dowody mieliśmy niepodważalne. K. poddał się karze dobrowolnie.
- Bardzo żałuję tego, co zrobiłem, nigdy nie chciałem działać na szkodę państwa - tłumaczy się fałszywy agent. Zapewnia, że z oszustwa nie czerpał korzyści finansowych.
Dostaje zarzut: "posługiwanie się podrabianą legitymacją i podawanie się za agenta ABW".
Wyrok - dwa lata w zawieszeniu na pięć i 1,4 tys. zł grzywny.
Odwiedzamy Michała K. w zgierskim mieszkaniu, gdzie jest zameldowany. - Nie ma go, nie wiem, gdzie jest, i nie chcę wiedzieć - rzuca młoda kobieta, która otworzyła drzwi.
Babcia: - Rzadko go widuję. Wstydzi się ludzi. Zamknął się w sobie, pracy nie może znaleźć.
- Na strażnika by się nadawał, bo obyty, wykształcony i wysportowany. Na pewno przeszedłby proces rekrutacji - mówi Dariusz Bereżewski, szef zgierskich strażników miejskich. - Ale teraz za późno, bo karany. Szkoda.
Wypowiedzi Michała K. pochodzą z przesłuchań przeprowadzonych przez prawdziwych oficerów ABW
Michał K.: - Powiedziałem, że albo od dzisiejszego dnia będzie dla mnie pracował, a jak nie, to go wsadzę do więzienia. On się przestraszył, gdyż niedawno wyszedł. Odtąd prawie przez trzy lata "Zizi" systematycznie informuje agenta o tym, co się dzieje w lokalnym światku przestępczym.
Żeby mnie brali za gościa
Dobre serce gubi Michała K. W styczniu 2011 r. wybiera się w sprawie rodzinnej do 31. Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Zgierzu, ale dowódca ma wątpliwości, czy jest tym, za kogo się podaje.
Oto fragment notatki służbowej ABW: "Pokazał dokument przypominający legitymację służbową i usiłował przyspieszyć przeniesienie swojego kuzyna do innej jednostki wojskowej".
Dalej sprawy toczą się bardzo szybko: Michał K. zostaje zatrzymany, a jego mieszkanie - przeszukane. Okazuje się, że jest alergikiem z kategorią wojskową D, jeździ starym oplem i ma maleńką córeczkę. Że zdarzyło mu się w życiu być klerykiem, a później ochroniarzem z miesięcznym dochodem 1,7 tys. zł. Ale w ABW nigdy nie był.
K. przyznaje się do oszustwa. - To, co mną kierowało, to była chęć dostania się do pracy jako funkcjonariusz ABW. Ja chciałem bardzo pracować w tym zawodzie. Za funkcjonariusza ABW podawałem się, bo chciałem, by inni brali mnie za gościa, za szychę. To jest szacunek i prestiż pracować w takiej instytucji - zeznaje w śledztwie. Tłumaczy, że nakłonił do współpracy "Ziziego", bo marzył o ABW - liczył, że jeśli w czasie rekrutacji wykaże się znajomością zgierskiego półświatka, będzie miał większe szanse na przyjęcie do służby.
W mieszkaniu Michała K. policjanci znajdują futerał z kajdankami, pistolet hukowy z kaburą, plakietkę z napisem "kat. przepustka stała" na smyczy ABW, plik dokumentów parafowanych przez niego. W szafce na ubrania w firmie ochroniarskiej, gdzie pracował, jest czarna koszulka z logo ABW.
Policjanci znajdują też "legitymację służbową" ABW na jego nazwisko o numerze 0006426.
W ABW zapewniają, że agenta o takim numerze w służbach nie ma.
Michał K.: - Podrobiłem legitymację ABW, bo się interesuję tą służbą.
Wzór legitymacji znalazł w internecie, wydrukował ją na drukarce atramentowej. Zdjęcie zeskanował z dowodu osobistego i wkleił. Legitymację zalaminował urządzeniem, którego używał do laminowania rodzinnych zdjęć.
Żeby udowodnić narzeczonej, że naprawdę pracuje w ABW, trzymał w domu teczki z napisem "ściśle tajne".
- Pierwszy raz miałem do czynienia z taką sprawą - przyznaje Michał Stasiak z łódzkiego oddziału ABW. - Natomiast samo postępowanie było dość proste. Dowody mieliśmy niepodważalne. K. poddał się karze dobrowolnie.
- Bardzo żałuję tego, co zrobiłem, nigdy nie chciałem działać na szkodę państwa - tłumaczy się fałszywy agent. Zapewnia, że z oszustwa nie czerpał korzyści finansowych.
Dostaje zarzut: "posługiwanie się podrabianą legitymacją i podawanie się za agenta ABW".
Wyrok - dwa lata w zawieszeniu na pięć i 1,4 tys. zł grzywny.
Odwiedzamy Michała K. w zgierskim mieszkaniu, gdzie jest zameldowany. - Nie ma go, nie wiem, gdzie jest, i nie chcę wiedzieć - rzuca młoda kobieta, która otworzyła drzwi.
Babcia: - Rzadko go widuję. Wstydzi się ludzi. Zamknął się w sobie, pracy nie może znaleźć.
- Na strażnika by się nadawał, bo obyty, wykształcony i wysportowany. Na pewno przeszedłby proces rekrutacji - mówi Dariusz Bereżewski, szef zgierskich strażników miejskich. - Ale teraz za późno, bo karany. Szkoda.
Wypowiedzi Michała K. pochodzą z przesłuchań przeprowadzonych przez prawdziwych oficerów ABW
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,87648,11878258,Agent_numer_0006426.html?as=2&startsz=x#ixzz1x764TIhQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz