Miałam wspaniałych Rodziców
Trudno jest mi o Nich pisać starając się przekazać ich zupełny i skończony obraz, bo nie przywykłam do tego, że od roku muszę mówić o Mamie i Tacie wyłącznie w czasie przeszłym. Rodzice byli ludźmi tak pełnymi życia, że nie mogę uwierzyć, że musieli odejść. Że wszystkie rozmowy, wspólnie spędzone chwile już nigdy się nie powtórzą. Że wszystko co łączy się z moimi Rodzicami jest już tylko wspomnieniem.
Mama - zawsze niepoprawna optymistka. Bezpośrednia, szczera, otwarta do ludzi. Przy tym bardzo wrażliwa. Ciekawa świata, a przede wszystkim ludzi. Kochająca teatr, film, muzykę, malarstwo. Przejmująca się problemami nie tylko swoich najbliższych, ale i każdego kto stanął na jej drodze. Kochająca zwierzęta, które odwzajemniając darowane im serce darzyły ją respektem. Zawsze wierzyła w dobre zakończenie. Jej pozytywne myślenie było zaraźliwe i mobilizujące. Nigdy się nie poddawała. Zawsze miała swoje zdanie. Nigdy nie traciła nadziei. Miała ogromną, życiową mądrość. Zawsze była podporą mojego Taty. Poświęciła własne ambicje dla mnie i dla ułatwienia działalności politycznej męża. Nigdy nie wątpiła w sens zaangażowania w sprawy publiczne. Była odważna. W ciężkich czasach Stanu Wojennego nigdy nie kwestionowała postawy mojego Taty. Dla niej najważniejsza była Rodzina, ale doskonale rozumiała że w trudnym czasie oczywistą jest konieczność podjęcia ryzyka dla dobra wolnej Polski. Bała się o męża, ale strach nigdy nie przezwyciężył jej przeświadczenia o potrzebie działania dla walki o podstawowe wartości. Była bardzo utalentowana. Władała kilkoma językami dzięki czemu niezależnie od miejsca w którym się znajdowała zawsze potrafiła rozmawiać szybko przełamując naturalnie istniejące bariery. Nigdy nie była sztuczna. Była sobą. Nie zmieniła się od kiedy ją pamiętam. Udzielając lekcji języka angielskiego, robiąc ze mną cotygodniowe zakupy na sopockim „ryneczku”, udając się do teatru czy znajdując się w trakcie oficjalnego spotkania jako Pierwsza Dama RP zawsze pozostawała tą samą, pogodną, ciepłą i miłą osobą. Z poczuciem humoru i autoironią. Była skromna. Nie potrzebowała wiele i nie rozumiała ludzi, którym szczęście kojarzy się wyłącznie z dobrami materialnymi. Starała się być elegancka i zadbana, ale wszelki przepych był jej absolutnie obcy. Podchodziła do rzeczy bardzo sentymentalnie. Szanowała darowane jej przedmioty. Nie lekceważyła najmniejszej laurki. Wynikało to z empatii. Umiała postawić się na miejscu drugiego człowieka i doceniała każdy przejaw dobrej woli. Potrafiła rozmawiać z dziećmi. Umiała ich słuchać i nie lekceważyć. Nigdy nie traktowała nikogo z góry. W trakcie rozmowy każdy - niezależnie od wieku, stawał się jej równoprawnym partnerem. Pozostała do końca młoda duchem. Często miała prawo czuć się zmęczona tempem w jakim żyła, a przede wszystkim atmosferą w jakiej przyszło jej wypełniać obowiązki Pierwszej Damy. Czytając dziś jej zapisywane co kilka dni słowa widać świeżość spojrzenia i delikatność - nie zawsze właściwe dla osób tak bardzo doświadczonych przez życie. Myśląc o innych i przejmując się nie swoimi sprawami pozostawała bardzo skryta i oszczędna w mówieniu o sobie. Nawet w najtrudniejszych chwilach nie narzekała. Szła dalej nie zważając na własne samopoczucie. Zawsze można było na Mamę liczyć. Nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Przy tym wszystkim była całkowicie bezinteresowna. Jej szczęściem była możliwość sprawiania radości innym. Nie potrafiła z miejsca krytykować. Starała się rozumieć ludzi, a w ich postępowaniu zawsze w pierwszej kolejności starała się doszukać dobrej woli. Za życia pomimo nie zawsze sprzyjających mediów czuła się lubiana i szanowna. Po swojej tragicznej śmierci wielu ludzi dało temu wyraz. Nigdy nie zapomnę tych tysięcy zniczy i kwiatów rzucanych pod koła karawanu, którym ostatni raz jechała do Pałacu. Myślę, że widząc te tłumy i kwiaty byłaby bardzo wzruszona. W imieniu Mamy dziękuję.
Tata - nigdy nie myślał o sobie. Zawsze oddany najbliższym i słusznej sprawie. Człowiek budzący we mnie najwyższy szacunek, respekt i uznanie. Przy tym najukochańszy Tata. Ciepły, wesoły, wrażliwy. Zaangażowany w sprawy najwyższej wagi państwowej, a jednocześnie pamiętający o sprawach błahych i wydawałoby się, że mu odległych. Wykonujący całe kilometry spacerów po mieszkaniu. Bo kiedy myślał, układał strategię zawsze najlepiej czuł się chodząc. Nieustannie poszerzający swoją ogromną wiedzę dzięki książkom, które wszędzie mu towarzyszyły i zawsze sprawiały radość. Uwielbiający dobrą muzykę, która pozwalała mu odetchnąć. Okudżawa, Kaczmarski, Geppert, piosenki Agnieszki Osieckiej i wiele innych różnorodnych artystów. Posiadający fenomenalną pamięć i niebywałą znajomość historii. Bez potrzeby zapisywania numerów telefonów czy dat urodzin. Raz usłyszawszy pamiętał je na zawsze. Bardzo skromny. Zupełnie obojętny na dobra materialne. Ze zdrowym dystansem do dominującego dziś konsumpcjonizmu. Dzięki temu wolny. Bez chwili słabości w życiorysie. Zawsze tak samo uczciwy i wierny ideałom. Otwarty do ludzi i tolerujący ich odmienność. Spontaniczny. Z ciekawości drugiego człowieka i sympatii skłonny do wykraczania poza protokół. Pełen ogromnego poczucia humoru i autoironii. Bez dystansu. Ufny i szczery. Wierzący w ludzi. Umiejący wybaczać i wyrozumiały. Dojrzale religijny. Wierny Kościołowi, ale otwarty na dialog z przedstawicielami innych wyznań. Rozumiejący niekwestionowaną rolę Kościoła w życiu społeczeństwa – zwłaszcza w Polsce. Bezinteresowny. Wrażliwy na krzywdę ludzką. Niezwykle kochający zwierzęta. Z ogromną wyobraźnią. Kochający swoją rodzinę. Gentelmen wobec kobiet. Bez obaw o zarzut niedzisiejszej etykiety. Empatyczny, umiejący sprawić radość innym. Bardzo odważny. Prawdziwy mężczyzna. Niejednokrotnie stający w obronie nieznanych mu osób. Rozumiejący zawiłość międzyludzkich relacji i ich mechanizmy. Dobry człowiek uczciwie realizujący powierzone mu obowiązki. Zarówno w pracy naukowej, jak i na najwyższym urzędzie. Zawsze z uwagą czytający prace swoich wszystkich studentów. Z wolą solidnego przekazania wiedzy. Bardzo zapracowany, ale nigdy nie dający sobie taryfy ulgowej. Zawsze taki sam. Często zamyślony, ale zawsze obecny. Słuchający. Tata.
Gdy zasypiam przesuwają mi się przed oczami obrazy z przeszłości. Tata w sopockim mieszkaniu pracujący nad kolejnym artykułem, Mama jak zwykle zajęta mnóstwem spraw. Zwierzęta, których wszędzie pełno, popołudniowe słońce i zieleń drzew za oknem. Mnóstwo wieloletnich roślin w domu. Wracam ze szkoły, idę na spacer z Tytusem. Obiad. Wieczór – najlepszy czas na rozmowy z Tatą. Mama przypomina, ze już późno a następnego dnia mam przecież iść wcześnie do szkoły. Więc kończymy – Mama ma rację, ale jak zwykle mam jeszcze wiele pytań. Zawsze brakuje czasu, a ja naiwnie myślę że jeszcze zdążymy o wszystkim porozmawiać. Tak będzie już zawsze. Rozmów z Tatą nigdy nie chce mi się kończyć.
Ostatnia rozmowa z Mamą – krótka, późnym wieczorem. Wydaje mi się, że tym razem nie poleci z Tatą, a jednak mylę się. Nie przedłużam. Wiem, że następnego dnia po powrocie ze Smoleńska wieczorem spokojnie porozmawiamy. O wszystkim, jak zwykle. Mama jest moją najbliższą przyjaciółką. Rozumie mnie.
Zawsze martwię się o Rodziców, gdy mają gdzieś lecieć samolotem, ale staram się myśleć racjonalnie: samolot z Prezydentem RP na pokładzie nie może spaść. Rano czekam na telewizyjną relację z Katynia. Zawsze słucham przemówień Taty, ale nigdy w całości. Bardzo przejmuję się żeby wystąpienia się udały i z nerwów często wychodzę do innego pokoju. I tym razem pewnie postępowałabym tak samo. Na ekranie nie zobaczyłam jednak Rodziców i towarzyszącej im delegacji. Najwyższych przedstawicieli naszego kraju. Oficerów BOR-u, najbliższych współpracowników. Pani Izy Tomaszewskiej, dr Lubińskiego, Janosika, Ulka. Niezwykle szanowanej przeze mnie pani Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Joanny Agackiej-Indeckiej. Ministra Aleksandra Szczygło. Ministra Zbigniewa Wassermana. I wielu innych. Pokazano oczekujące na delegację puste krzesła i wyświetlono informację o kłopotach z lądowaniem. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że mogło wydarzyć się coś tak potwornie strasznego. Problemy z rządowym samolotem TU-154 były przecież już wcześniej. Tak zwana „tutka” była samolotem wysłużonym i czasem zawodnym. Moi Rodzice nigdy się jednak nie bali, więc i ja starałam się wierzyć, że nic złego nie może się wydarzyć. Chaos informacyjny, który chwilę później pojawił się w medialnych doniesieniach na temat losów rządowego samolotu wzbudził we mnie jednak najgorsze obawy. Starałam się nie tracić nadziei, że moi Rodzice i pozostali obecni na pokładzie żyją i nic poważnego się nie stało. Samolot znajdował się przecież niedaleko lotniska. Nie mógł być zatem na dużej wysokości. Wierzyłam, że to może tzw. twarde lądowanie. Później powiedziano, że strażacy dogaszają pożar. Wyobrażałam sobie samolot, który co prawda stanął w płomieniach, ale znajdujący się w nim pasażerowie zostaną ewakuowani. Na pewno ranni, ale żywi. Chwilę później podano informację, że tylko kilka osób przeżyło katastrofę, a potem pokazał się komunikat: „Wszyscy zginęli”.
Dziś za każdym razem gdy przekraczam próg mieszkania rodziców uderza mnie cisza. Podlewam kwiaty, porządkuję. Widzę tętniący życiem dom. Pełen szczerych i dobrych uczuć.
Dom szczęśliwy…
Nie tak miało być.
Dziś wiemy jak mnóstwo wątpliwości wiąże się z katastrofą w Smoleńsku. Rozpowszechnianie w mediach fałszywe informacje, kompromitująca rząd Tuska współpraca z Rosją, widoczny brak determinacji w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy rzucają coraz większy cień na okoliczności tej narodowej tragedii i decyzje podejmowane po 10 kwietnia. Skutki Katastrofy Smoleńskiej są odczuwalne nie tylko przez najbliższych ofiar, ale przez wszystkich tych, którzy racjonalnie analizują obecną sytuację polityczną i gospodarczą Polski. Pamiętajmy o tym i nie pozwólmy by następne pokolenia były zmuszone odpowiadać za błędy popełnione w ostatnim czasie.
Dziękuję Wszystkim Państwu, którzy przez ostatni rok i dziś w Pierwszą Rocznicę Katastrofy Smoleńskiej dają wyraz pamięci o moich śp. Rodzicach i pozostałych Ofiarach z 10 kwietnia 2010 roku. To dzięki Wam Prawda ma szanse na przetrwanie.
Trudno jest mi o Nich pisać starając się przekazać ich zupełny i skończony obraz, bo nie przywykłam do tego, że od roku muszę mówić o Mamie i Tacie wyłącznie w czasie przeszłym. Rodzice byli ludźmi tak pełnymi życia, że nie mogę uwierzyć, że musieli odejść. Że wszystkie rozmowy, wspólnie spędzone chwile już nigdy się nie powtórzą. Że wszystko co łączy się z moimi Rodzicami jest już tylko wspomnieniem.
Mama - zawsze niepoprawna optymistka. Bezpośrednia, szczera, otwarta do ludzi. Przy tym bardzo wrażliwa. Ciekawa świata, a przede wszystkim ludzi. Kochająca teatr, film, muzykę, malarstwo. Przejmująca się problemami nie tylko swoich najbliższych, ale i każdego kto stanął na jej drodze. Kochająca zwierzęta, które odwzajemniając darowane im serce darzyły ją respektem. Zawsze wierzyła w dobre zakończenie. Jej pozytywne myślenie było zaraźliwe i mobilizujące. Nigdy się nie poddawała. Zawsze miała swoje zdanie. Nigdy nie traciła nadziei. Miała ogromną, życiową mądrość. Zawsze była podporą mojego Taty. Poświęciła własne ambicje dla mnie i dla ułatwienia działalności politycznej męża. Nigdy nie wątpiła w sens zaangażowania w sprawy publiczne. Była odważna. W ciężkich czasach Stanu Wojennego nigdy nie kwestionowała postawy mojego Taty. Dla niej najważniejsza była Rodzina, ale doskonale rozumiała że w trudnym czasie oczywistą jest konieczność podjęcia ryzyka dla dobra wolnej Polski. Bała się o męża, ale strach nigdy nie przezwyciężył jej przeświadczenia o potrzebie działania dla walki o podstawowe wartości. Była bardzo utalentowana. Władała kilkoma językami dzięki czemu niezależnie od miejsca w którym się znajdowała zawsze potrafiła rozmawiać szybko przełamując naturalnie istniejące bariery. Nigdy nie była sztuczna. Była sobą. Nie zmieniła się od kiedy ją pamiętam. Udzielając lekcji języka angielskiego, robiąc ze mną cotygodniowe zakupy na sopockim „ryneczku”, udając się do teatru czy znajdując się w trakcie oficjalnego spotkania jako Pierwsza Dama RP zawsze pozostawała tą samą, pogodną, ciepłą i miłą osobą. Z poczuciem humoru i autoironią. Była skromna. Nie potrzebowała wiele i nie rozumiała ludzi, którym szczęście kojarzy się wyłącznie z dobrami materialnymi. Starała się być elegancka i zadbana, ale wszelki przepych był jej absolutnie obcy. Podchodziła do rzeczy bardzo sentymentalnie. Szanowała darowane jej przedmioty. Nie lekceważyła najmniejszej laurki. Wynikało to z empatii. Umiała postawić się na miejscu drugiego człowieka i doceniała każdy przejaw dobrej woli. Potrafiła rozmawiać z dziećmi. Umiała ich słuchać i nie lekceważyć. Nigdy nie traktowała nikogo z góry. W trakcie rozmowy każdy - niezależnie od wieku, stawał się jej równoprawnym partnerem. Pozostała do końca młoda duchem. Często miała prawo czuć się zmęczona tempem w jakim żyła, a przede wszystkim atmosferą w jakiej przyszło jej wypełniać obowiązki Pierwszej Damy. Czytając dziś jej zapisywane co kilka dni słowa widać świeżość spojrzenia i delikatność - nie zawsze właściwe dla osób tak bardzo doświadczonych przez życie. Myśląc o innych i przejmując się nie swoimi sprawami pozostawała bardzo skryta i oszczędna w mówieniu o sobie. Nawet w najtrudniejszych chwilach nie narzekała. Szła dalej nie zważając na własne samopoczucie. Zawsze można było na Mamę liczyć. Nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Przy tym wszystkim była całkowicie bezinteresowna. Jej szczęściem była możliwość sprawiania radości innym. Nie potrafiła z miejsca krytykować. Starała się rozumieć ludzi, a w ich postępowaniu zawsze w pierwszej kolejności starała się doszukać dobrej woli. Za życia pomimo nie zawsze sprzyjających mediów czuła się lubiana i szanowna. Po swojej tragicznej śmierci wielu ludzi dało temu wyraz. Nigdy nie zapomnę tych tysięcy zniczy i kwiatów rzucanych pod koła karawanu, którym ostatni raz jechała do Pałacu. Myślę, że widząc te tłumy i kwiaty byłaby bardzo wzruszona. W imieniu Mamy dziękuję.
Tata - nigdy nie myślał o sobie. Zawsze oddany najbliższym i słusznej sprawie. Człowiek budzący we mnie najwyższy szacunek, respekt i uznanie. Przy tym najukochańszy Tata. Ciepły, wesoły, wrażliwy. Zaangażowany w sprawy najwyższej wagi państwowej, a jednocześnie pamiętający o sprawach błahych i wydawałoby się, że mu odległych. Wykonujący całe kilometry spacerów po mieszkaniu. Bo kiedy myślał, układał strategię zawsze najlepiej czuł się chodząc. Nieustannie poszerzający swoją ogromną wiedzę dzięki książkom, które wszędzie mu towarzyszyły i zawsze sprawiały radość. Uwielbiający dobrą muzykę, która pozwalała mu odetchnąć. Okudżawa, Kaczmarski, Geppert, piosenki Agnieszki Osieckiej i wiele innych różnorodnych artystów. Posiadający fenomenalną pamięć i niebywałą znajomość historii. Bez potrzeby zapisywania numerów telefonów czy dat urodzin. Raz usłyszawszy pamiętał je na zawsze. Bardzo skromny. Zupełnie obojętny na dobra materialne. Ze zdrowym dystansem do dominującego dziś konsumpcjonizmu. Dzięki temu wolny. Bez chwili słabości w życiorysie. Zawsze tak samo uczciwy i wierny ideałom. Otwarty do ludzi i tolerujący ich odmienność. Spontaniczny. Z ciekawości drugiego człowieka i sympatii skłonny do wykraczania poza protokół. Pełen ogromnego poczucia humoru i autoironii. Bez dystansu. Ufny i szczery. Wierzący w ludzi. Umiejący wybaczać i wyrozumiały. Dojrzale religijny. Wierny Kościołowi, ale otwarty na dialog z przedstawicielami innych wyznań. Rozumiejący niekwestionowaną rolę Kościoła w życiu społeczeństwa – zwłaszcza w Polsce. Bezinteresowny. Wrażliwy na krzywdę ludzką. Niezwykle kochający zwierzęta. Z ogromną wyobraźnią. Kochający swoją rodzinę. Gentelmen wobec kobiet. Bez obaw o zarzut niedzisiejszej etykiety. Empatyczny, umiejący sprawić radość innym. Bardzo odważny. Prawdziwy mężczyzna. Niejednokrotnie stający w obronie nieznanych mu osób. Rozumiejący zawiłość międzyludzkich relacji i ich mechanizmy. Dobry człowiek uczciwie realizujący powierzone mu obowiązki. Zarówno w pracy naukowej, jak i na najwyższym urzędzie. Zawsze z uwagą czytający prace swoich wszystkich studentów. Z wolą solidnego przekazania wiedzy. Bardzo zapracowany, ale nigdy nie dający sobie taryfy ulgowej. Zawsze taki sam. Często zamyślony, ale zawsze obecny. Słuchający. Tata.
Gdy zasypiam przesuwają mi się przed oczami obrazy z przeszłości. Tata w sopockim mieszkaniu pracujący nad kolejnym artykułem, Mama jak zwykle zajęta mnóstwem spraw. Zwierzęta, których wszędzie pełno, popołudniowe słońce i zieleń drzew za oknem. Mnóstwo wieloletnich roślin w domu. Wracam ze szkoły, idę na spacer z Tytusem. Obiad. Wieczór – najlepszy czas na rozmowy z Tatą. Mama przypomina, ze już późno a następnego dnia mam przecież iść wcześnie do szkoły. Więc kończymy – Mama ma rację, ale jak zwykle mam jeszcze wiele pytań. Zawsze brakuje czasu, a ja naiwnie myślę że jeszcze zdążymy o wszystkim porozmawiać. Tak będzie już zawsze. Rozmów z Tatą nigdy nie chce mi się kończyć.
Ostatnia rozmowa z Mamą – krótka, późnym wieczorem. Wydaje mi się, że tym razem nie poleci z Tatą, a jednak mylę się. Nie przedłużam. Wiem, że następnego dnia po powrocie ze Smoleńska wieczorem spokojnie porozmawiamy. O wszystkim, jak zwykle. Mama jest moją najbliższą przyjaciółką. Rozumie mnie.
Zawsze martwię się o Rodziców, gdy mają gdzieś lecieć samolotem, ale staram się myśleć racjonalnie: samolot z Prezydentem RP na pokładzie nie może spaść. Rano czekam na telewizyjną relację z Katynia. Zawsze słucham przemówień Taty, ale nigdy w całości. Bardzo przejmuję się żeby wystąpienia się udały i z nerwów często wychodzę do innego pokoju. I tym razem pewnie postępowałabym tak samo. Na ekranie nie zobaczyłam jednak Rodziców i towarzyszącej im delegacji. Najwyższych przedstawicieli naszego kraju. Oficerów BOR-u, najbliższych współpracowników. Pani Izy Tomaszewskiej, dr Lubińskiego, Janosika, Ulka. Niezwykle szanowanej przeze mnie pani Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Joanny Agackiej-Indeckiej. Ministra Aleksandra Szczygło. Ministra Zbigniewa Wassermana. I wielu innych. Pokazano oczekujące na delegację puste krzesła i wyświetlono informację o kłopotach z lądowaniem. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że mogło wydarzyć się coś tak potwornie strasznego. Problemy z rządowym samolotem TU-154 były przecież już wcześniej. Tak zwana „tutka” była samolotem wysłużonym i czasem zawodnym. Moi Rodzice nigdy się jednak nie bali, więc i ja starałam się wierzyć, że nic złego nie może się wydarzyć. Chaos informacyjny, który chwilę później pojawił się w medialnych doniesieniach na temat losów rządowego samolotu wzbudził we mnie jednak najgorsze obawy. Starałam się nie tracić nadziei, że moi Rodzice i pozostali obecni na pokładzie żyją i nic poważnego się nie stało. Samolot znajdował się przecież niedaleko lotniska. Nie mógł być zatem na dużej wysokości. Wierzyłam, że to może tzw. twarde lądowanie. Później powiedziano, że strażacy dogaszają pożar. Wyobrażałam sobie samolot, który co prawda stanął w płomieniach, ale znajdujący się w nim pasażerowie zostaną ewakuowani. Na pewno ranni, ale żywi. Chwilę później podano informację, że tylko kilka osób przeżyło katastrofę, a potem pokazał się komunikat: „Wszyscy zginęli”.
Dziś za każdym razem gdy przekraczam próg mieszkania rodziców uderza mnie cisza. Podlewam kwiaty, porządkuję. Widzę tętniący życiem dom. Pełen szczerych i dobrych uczuć.
Dom szczęśliwy…
Nie tak miało być.
Dziś wiemy jak mnóstwo wątpliwości wiąże się z katastrofą w Smoleńsku. Rozpowszechnianie w mediach fałszywe informacje, kompromitująca rząd Tuska współpraca z Rosją, widoczny brak determinacji w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy rzucają coraz większy cień na okoliczności tej narodowej tragedii i decyzje podejmowane po 10 kwietnia. Skutki Katastrofy Smoleńskiej są odczuwalne nie tylko przez najbliższych ofiar, ale przez wszystkich tych, którzy racjonalnie analizują obecną sytuację polityczną i gospodarczą Polski. Pamiętajmy o tym i nie pozwólmy by następne pokolenia były zmuszone odpowiadać za błędy popełnione w ostatnim czasie.
Dziękuję Wszystkim Państwu, którzy przez ostatni rok i dziś w Pierwszą Rocznicę Katastrofy Smoleńskiej dają wyraz pamięci o moich śp. Rodzicach i pozostałych Ofiarach z 10 kwietnia 2010 roku. To dzięki Wam Prawda ma szanse na przetrwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz