niedziela, 23 stycznia 2011

Nasi szpiedzy w Smoleńsku

To nie żadna "chałupnicza metoda" pozyskania nagrań z wieży w Smoleńsku - jak to określił minister Miller - ale efekt tajnej akcji polskich specsłużb. Jak ustalił Fakt, już 10 kwietnia podczas pierwszej rządowej narady po katastrofie wydano polecenie służbom, by natychmiast jechały na miejsce katastrofy i zbierały "co się da".

Ruszyły dwie ekipy tajnych agentów, z premierem Tuskiem i ministrem Klichem. W sumie około 20 osób. Jedni byli tam oficjalnie jako oficerowie wywiadu, inni robili za ekspertów i szeregowych członków delegacji. Agenci, występując w roli ekspertów, uczestniczyli później w Moskwie w czynnościach śledczych. Właśnie wtedy zgrali z odsłuchów rozmowy kontrolerów z wieży.

– Dla nas było jasne, że Rosjanie będą ukrywać dowody, że trzeba jak najszybciej i jak najlepiej zabezpieczyć na miejscu wszystko, co się da – mówi nam jeden z uczestników narady z 10 kwietnia, gdy spotkali się ministrowie i szefowie wszystkich specsłużb.

Dlatego agenci dostali jasne polecenie: „W Smoleńsku i Moskwie wpychamy się, gdzie się da, zabieramy, co się da, gadamy ze wszystkimi, z kim się da. Jak bez wódki nie razbieriosz, to też działać".

Nasi agenci – niektórzy oficjalnie jako zabezpieczający telefony ofiar katastrofy, inni jako eksperci czy też członkowie delegacji a nawet pracownicy MSZ wyznaczeni do współpracy, a nawet tylko tłumaczenia rozmów z Rosjanami, kilkoma samolotami znaleźli się w Smoleńsku i w Moskwie.

To właśnie oni spowodowali, że Polska ma nagrania rozmów załogi smoleńskiej wieży – zostały one nagrane bez wiedzy Rosjan, którzy mieli naszemu akredytowanemu i jego ekipie tylko pozwolić odsłuchać te zapisy. Także podczas odsłuchiwania rozmów z czarnych skrzynek nasi agenci byli obecni i także kopiowali wszystko, co udało się tylko wychwycić. Udało im się również spenetrować smoleńskie lotnisko – porobili zdjęcia i nagrania wideo na całym Siewiernym, dokumentując stan radiolatarni, świateł, radaru, pasa, a nawet barak zwany wieżą kontroli lotów. Udało się też od wielu obecnych na smoleńskim lotnisku Rosjan wydobyć bezcenne informacje, jak działało lotnisko i jak przebiegały przygotowania do przyjęcia polskiego prezydenta. To właśnie dlatego śledczy wiedzą, że wbrew twierdzeniu Rosjan istnieje nagranie wideo pracy radaru na wieży. Moskwa nie wydała nam nagrania, bo twierdzi, że zacięła się taśma w magnetowidzie.

Po co nam te wszystkie materiały? Nawet jeśli w sensie procesowym nie są to dowody dla naszej prokuratury i sądu, to są to tzw. informacje o dowodzie, z którymi sąd ze zbioru materiałów tajnych może się zapoznać – tłumaczy nam jeden z polskich prokuratorów.
- Zapisów z wieży kontroli lotów w Smoleńsku nie otrzymaliśmy od strony rosyjskiej drogą oficjalnych wystąpień. Zostały przegrane metodą chałupniczą - powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller.


Brak komentarzy: