Wydawać by się mogło, że popularny aktor Marek Kondrat (60 l.) ma wszystko - pieniądze, sławę, zapewnione miejsce w historii polskiego kina. Wydawać by się mogło, że artysta ma jak w raju. Ale nic bardziej mylnego.
Kondrat jest znudzony tym, co go otacza i przyznaje, że jego jedynym przyjacielem jest... Bodzio, rasy terier. Aktor niezwykle rzadko udziela wywiadów, ale gdy teraz przerwał milczenie, zmroził fanów swoimi wypowiedziami.
- Tak zwana ciekawość życia w ogóle mnie nie dotyczy. Życie mi się niesłychanie uprościło, nie widzę w nim żadnej wielkiej fascynacji - takie mocne słowa z ust popularnego aktora Marka Kondrata padają w wywiadzie dla miesięcznika psychologicznego "Sens".
Przeczytaj koniecznie: Ranking najdrożdzych gwiazd show biznesu, polityków i sportowców: Marek Kondrat jest wart 912 500 zł!
Kondrat w rozmowie z Hanią Halek odcina się również od zawodu, który przyniósł mu sławę i rzeszę fanów. - Nie jestem już aktorem, jednak nadal jestem popularny i muszę powiedzieć, że to mnie niesłychanie ze świata separuje... Czasami samo wyjście na ulicę w Warszawie jest pewnym aktem - narzeka na swój los.
Czyżby aktora dopadła depresja? Trudno odnaleźć w tym, co mówi Kondrat, człowieka szczęśliwego, który nawet jeśli nie spełnia się już zawodowo jako aktor, to przynajmniej cieszy się swoją pasją, jaką są wina i winnice. W dodatku Kondrat nosi miano polskiego gwiazdora najlepiej opłacanego w kampaniach reklamowych. Według prestiżowego magazynu "Forbes" może liczyć nawet na milion złotych! To chyba powód do zadowolenia?
Ale aktora to wcale nie cieszy. On coraz częściej porównuje się do swojego pamiętnego bohatera z filmu "Dzień świra" - sfrustrowanego nieudacznika Adasia Miauczyńskiego!
- Kiedy dostałem scenariusz "Dnia świra", doskonale poczułem te natręctwa... Mocniej dotknęła mnie ta obsesja samotności - zdradza artysta i ujawnia, iż nawet codzienne proste czynności zaczerpnął z kultowego filmu. Choćby jego przepis na kawę.
- Trzy łyżeczki z kopczykiem lekko otrzepanym. Gotuję najpierw w mikrofalówce 100 gramów mleka, bo lubię kawę z podgrzanym mlekiem, potem dosypuję kawę i zalewam wodą. I nie słodzę kawy. Jej ostatnie dwa łyki służą mi do popicia proszków. Mam niebieskie, kolorowe, siedem proszków, czasami osiem - mówi.
Okazuje się również, że pan Marek odizolował się nawet od przyjaciół.
- Nasze spotkania nie mogą być natarczywe w sensie częstotliwości, nie potrzebuję ich fizycznie w takim stopniu jak kiedyś - mówi.
Z kim więc ten wielki aktor dzieli radości i smutki dnia codziennego? Ze swoim... terierem. - Od zwierzeń mam psa Bodzia - zdradza Kondrat i chwilę później dodaje: - Jest taki delikatny temat, który próbuję rozważać, nazywa się miłość... Myślę, że wypadłem z ram, w których miłość się mieści.
Jakby tego było mało, artysta nie stroni też od krytyki Boga. Twierdzi, że jest on ponury, wymagający, zazdrosny i karzący...
- Gorzki, a poza tym okrutny jakiś. No, żeby wymyślić taki świat?! To bez sensu. Nasz Bóg jest pełen przekory. Mam wrażenie, że cały czas myśli: "ja wam, ludzie, zaraz pokażę, jak to ma wyglądać" - szokuje dalej.
SE.pl 22 IX 2010